Czas Wagi. Aleksander Sowa
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czas Wagi - Aleksander Sowa страница 17

Название: Czas Wagi

Автор: Aleksander Sowa

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-66503-31-1

isbn:

СКАЧАТЬ Bielecka… – powtórzył.

      – Z Woronicza. Chciałaby porozmawiać.

      – Proszę umówić ją w dogodnym terminie – odparł zadowolony.

      – Panie prezesie?

      – Tak?

      – Odebrałam też telefon z tygodnika „Wprost”, z „Rzeczpospolitej”, z Radia Zet, a nawet z „Playboya”.

      – Hm… Niech pomyślę. – Gdyby mógł, podskoczyłby pod sufit. Zamiast tego chrząknął. – Proszę przekazać, że zorganizujemy jeszcze jedną konferencję. A Bielecką umówimy wcześniej. Może nawet tutaj – rzekł pewnym głosem to, co przygotował wcześniej, po czym wrócił do zawieszonej rozmowy: – Jestem. Ci cholerni dziennikarze nie dają spokoju. Na czym skończyliśmy?

      – Już po tobie.

      Usłyszał dźwięk odkładanej słuchawki, więc nalał sobie wódki. Wypił, pokiwał głową i machinalnie poprawił włosy, patrząc w swoje odbicie w meblach.

      – Bo tylko doświadczenie może być naprawdę skuteczne – mruknął, celując w nie palcem.

      18

      Kosar na Grenadierów przebiera się w mundur wyjściowy. Emil postanawia skorzystać z toalety. Po wyjściu z WC stwierdza, że ma czas, aby zapalić. Wychodzi w miejsce, gdzie się pali. Tam Kosar pręży się przed nieznajomym umundurowanym policjantem.

      – …sobie wyobraża? – dolatuje do Emila.

      – Melduję, że…

      – Postawa!

      – Tak jest.

      – Ma pan jeszcze coś do powiedzenia? Ze starszym stopniem pan rozmawia.

      Emil przystaje zaciekawiony. Nieznajomy wydziera się na przestraszonego Kosarewicza.

      – Nie wie pan, że jak się pali – wrzeszczy tamten – to nakrycie głowy ma być zdjęte?

      – Tak jest!

      – Narusza pan powagę munduru!

      – Oczywiście, ale…

      – Baczność!

      – Tak jest!

      – Nie wiedział pan o tym?

      Emil podchodzi, spogląda na naramiennik policjanta. Nieznajomy mówi coraz głośniej, nie zauważając pojawienia się trzeciego policjanta.

      – I jak ten pana mundur wygląda? Jak z krowiej dupy! Nie miałeś czasu go wyprasować? – Nieznajomy przechodzi z Kosarem na ty. – Odpowiadaj, jak pyta starszy stopniem!

      – Melduję, że…

      – Gówno meldujesz!

      – Melduję, że na dniu wolnym jestem…

      – Znajdujesz się na terenie jednostki organizacyjnej policji. I jesteś umundurowany! Obowiązują cię zasady, które złamałeś!

      – To jednostka liniowa – próbuje się bronić Kosar. – Tu liczą się inne sprawy.

      – Zamknij się! Teraz ja mówię!

      – Tyle że ja…

      – Pali się bez nakrycia głowy.

      – Ale ja…

      – Nie obchodzą mnie twoje wyjaśnienia. I odpowiadaj zgodnie z regulaminem.

      – Tak jest, panie aspirancie!

      – Co to jest, kurwa? Nowe porządki? Honoru też nie oddałeś. Masz starszego stopniem i korpusem przed sobą! Za to postępowanie można ci zrobić! Taki burdel jest nie do przyjęcia!

      Tego Emilowi jest za wiele. Cokolwiek przewinił Kosarewicz, zachowanie policjanta stojącego przed nim nie mieści się w ramach kultury.

      – Zamknij się – mówi. – Ludzie patrzą. I nie do przyjęcia jest sposób, w jaki się odzywasz.

      – A… przepraszam. Z kim mam przyjemność?

      – Z kimś, kto cię nauczy kultury.

      – Proszę podać stopień oraz nazwisko.

      – Nie byłeś przypadkiem kapralem w wojsku?

      – To nie ma nic do rzeczy – odpowiada tamten, a Kosar blednie jeszcze bardziej.

      – Naprawdę?

      – Z kim rozmawiam?

      – Czyli się nie pomyliłem. – Emil kiwa głową. – To widać. Spotykałem takich. Sadysta, kolego, patrzy ci z oczu.

      – Proszę się liczyć…

      – Nie podnoś głosu! Jest takie powiedzenie – dodaje Emil, patrząc w oczy zbitego z tropu aspiranta. – „Daj świni rogi, to świat pobodzie”.

      – Wypraszam sobie!

      – Moim zdaniem krzywdzące dla tych mądrych zwierząt.

      – Ten sierżant naruszył zasady. Moim obowiązkiem…

      – Twoim obowiązkiem jest odnosić się do innych z szacunkiem, kolego.

      – Nie jesteśmy kolegami.

      – Tak – Emil kiwa głową – i nigdy nimi nie będziemy.

      – Proszę podać stopień oraz nazwisko.

      – Dobrze ci radzę – dopowiada Emil, ściszając głos – nie mów mi, co mam robić. Nic bardziej mnie nie wyprowadza z równowagi jak…

      – Powinien pan…

      – Nie przerywaj. Wiem, co powinienem.

      – …ma pan taki obowiązek.

      – Jak zostaniesz moim dowódcą, łachu, będziesz mógł mówić mi, co mam robić. A także, co powinienem i jaki mam obowiązek – odpowiada jednym tchem Emil i uśmiecha się, ani przez sekundę nie spuszczając wzroku z nieznajomego aspiranta. – Jak się nazywasz?

      – Młodszy aspirant Mientkiewicz.

      – Mientkiewicz? To powiem ci coś, Mientkiewicz. Ten policjant jest niepalący.

      – Ale…

      – Nie skończyłem.

      – Oczywiście.

      – A skoro СКАЧАТЬ