Название: Czas Wagi
Автор: Aleksander Sowa
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Классические детективы
isbn: 978-83-66503-31-1
isbn:
– Już nie musisz się golić.
– Zawiesza mnie pan?
– Chyba nie podejrzewasz mnie o złe intencje?
– Więc jednak coś się stało?
– I tak, i nie – powiedział dowódca. – Nie to jest ważne. Liczy się nasza współpraca.
– Współpraca? Wybiera się pan na emeryturę i chce zostawić dobre wrażenie?
– Postaram się trochę jeszcze napsuć ci krwi – odpowiedział Kraus, odwracając się do policjanta. – Wezwałem cię w innej sprawie.
– I dlatego ściągnął mnie pan tu po nocnej służbie w dniu wolnym?
– Jest ważny interes służby.
– Nadal nie wiem jaki.
– Nadszedł czas, żeby zwolnić cię z zajmowanego stanowiska – rzekł oficjalnie komendant.
– Czy to oznacza, że koniec z tymi szopkami tutaj?
– Szopkami? Nie rozumiem, ale nie ciągnijmy tematu. To nic nam nie da. Skupmy się, bo robota jest do zrobienia.
– A, o to chodzi.
– Mam propozycję. Jeśli się zgodzisz, od jutra… a właściwie od dzisiaj będziesz kryminalnym. Wystarczy, jak odpowiesz, że przyjąłeś do wiadomości.
– To z powodu sprawy Las Vegas?
– Miałeś powiedzieć: przyjąłem – westchnął Kraus. – Las Vegas nie ma związku. Uznałem, że nadajesz się do poważniejszych spraw. To powinno ci wystarczyć.
– Panie komendancie, mam dwudziestą grupę zaszeregowania. Pan ma piątą. Mnie ojczyzna docenia najniższym dodatkiem służbowym, jaki może mieć gliniarz. Czy ta propozycja oznacza coś innego?
– Nie ma na razie etatów. Masz słowo, że stanę na głowie, żebyś awansował. Szesnasta grupa.
– Detektyw? Kiedy?
– I dodatek raz wyższy, niż masz teraz – kusił Kraus. – Tyle mogę obiecać.
– A co może pan zagwarantować?
– Wydział kryminalny.
– To obietnice, a co z konkretami?
– Nie, Stompor – odparł Kraus. – To konkret. Spodoba ci się ta praca.
– To, co robię teraz, też mi się podoba. I coś mi śmierdzi. Powiedział pan, że pan nie ma etatów, a teraz rozmawiamy o wydziale kryminalnym. O co chodzi?
– W kryminalnym się rozwiniesz, policja będzie miała z ciebie większy pożytek – rzekł Kraus, znów patrząc za okno – a także ojczyzna, społeczeństwo dzielnicy i miasta. Robisz dobrą robotę, a ja doceniam ludzi. Zresztą z tego, co pamiętam, od dawna chciałeś się przenieść, prawda?
– Do techniki operacyjnej, a nie do kryminalnego. Napisałem dziewięć raportów. Wszystkie zaopiniował pan negatywnie.
– No tak, faktycznie. – Komendant podrapał się za uchem. – To prawda.
– W trzy lata. Średnio wychodzi jeden co cztery miesiące.
– Jest potrzeba w wydziale kryminalnym. Mam nadzieję, że łapanie prawdziwych bandytów pójdzie ci tak samo dobrze jak matematyka.
– Nie interesuje mnie wydział kryminalny.
– To nie koncert życzeń – powiedział chłodno szef, zerkając na Emila. – Otworzyły się możliwości i nie zapomniałem o tobie. O twoim partnerze również. Tworzycie zgrany duet. Słyszałem, że jesteście jak stare, dobre małżeństwo.
– Tak, policja nas rucha na każdym kroku, ale my…
– Daj już spokój!
– Jak pan komendant sobie życzy.
– Taka uprzejma odpowiedź w twoich ustach nie brzmi wiarygodnie – stwierdził podejrzliwie Kraus.
– Wiem o tym.
– Zostawmy to. W ostatnim roku zatrzymaliście z Kosarewiczem najwięcej sprawców wśród wszystkich policjantów służby prewencyjnej w Warszawie. Coś chcesz dodać?
– Tak, ale pagon mi nie pozwala.
– Mów.
– Jaki jest prawdziwy powód naszej rozmowy? Bo, z całym szacunkiem, to, co słyszę, to pieprzenie.
– Nie musisz mi wierzyć.
– Nie wierzę.
– To twój punkt widzenia – chrząknął komendant. – Przyznam, że jest w nim ziarno prawdy.
– A jaka jest cała prawda?
– Prawda – westchnął szef. – Po co ci ona?
– Dla zasady.
– Ty i twoje zasady, Stompor. Tylko ci przeszkadzają. Jedna powinna ci wystarczyć. Ja jestem tutaj, a ty po drugiej stronie. Zresztą, prawdę i tak poznasz – powiedział, częstując Emila papierosem. Zatrzymał wzrok na policjancie, a potem nabrał powietrza. – Widzisz, prawda będzie dla nas inna. I wiem, że to rozumiesz. Niestety. – Kraus uchylił okno. Do gabinetu wdarły się dźwięki Kamionka, Pragi Południe i Grochowa. Komendant zapalił, zaciągnął się i wydmuchał dym w kierunku nieba. Przez chwilę myślał, po czym szczerze się uśmiechnął. – Car Rosji, Piotr Pierwszy, wydał zarządzenie, w którym jest mowa o tym, że podwładny powinien przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, tak by pojmowaniem istoty sprawy nie peszyć przełożonego.
– Wolałby pan mnie głupszego?
– Wolałbym, żebyś nie sprawiał problemów.
– Mamy wiek dwudziesty.
– A ja nazywam się Kraus, a nie Piotr Pierwszy.
– I nie jest pan carem Rosji – zauważył Emil.
– Żyłoby ci się lżej, gdybyś nie pyskował.
– Taka natura.
– I byłoby lżej innym.
– Cały czas trzymam język na wodzy.
– Nie wierzę. Co nie zmienia faktu, że jestem twoim przełożonym. I mówię ci, Emil – zwrócił się do Stompora po imieniu – że prawda nie jest dobra. Masz ledwie siedem lat służby, ale doświadczenia więcej niż niejeden kryminalny przed emeryturą.
СКАЧАТЬ