Piętno. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу PiÄ™tno - PrzemysÅ‚aw Piotrowski страница 1

Название: PiÄ™tno

Автор: PrzemysÅ‚aw Piotrowski

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Igor Brudny

isbn: 9788381432986

isbn:

СКАЧАТЬ :href="#_1.png"/>

      Redakcja: Jacek Ring

      Korekta: Beata Wójcik, Katarzyna Rojek

      Projekt okładki: Piotr Cieśliński (Dark Crayon)

      Redaktor inicjujący: Bartłomiej Nawrocki

      Copyright © by Przemysław Piotrowski, 2020

      Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, 2020

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark).

      Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku.

      Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione.

      Wydanie I

      ISBN 9788381432986

      nwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

      Ukochanej córeczce Lenie

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnymThis ebook was bought on LitRes

      Prolog

      – Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone[1].

      Ksiądz nie przerywał.

      Na jego młodej i nieskalanej trudami życia twarzy wystąpiły krople potu, skronie nabrzmiały pulsującymi żyłami, a głos, mimo że ledwo słyszalny, niósł się po izbie ponurym echem niczym zaklinania egzorcysty.

      Za oknem trzaskały błyskawice, a drzewa uginały się pod naporem wichury. Deszcz tłukł o szyby niemiłosiernie, a na ścianach starego, rozpadającego się domu na końcu wsi w blasku świec pełzały pokraczne cienie.

      Ksiądz po raz kolejny wykonał nad głową umierającej znak krzyża.

      Kobieta leżała pod starymi kocami i ściskała w dłoniach nieco już zardzewiały krzyż z cierpiącym Chrystusem Panem. Jej stare, naznaczone ponurym losem dłonie drżały żałośnie, a ona szeptała pod nosem niezrozumiale dla wyjątkowo skromnego audytorium. Nie była pewna, czy Pan przyjmie ją do swojego królestwa, tak naprawdę szczerze wątpiła, aby wybaczył jej grzechy i wpuścił ją do raju. Dawno temu odwróciła się od Niego. Teraz bardzo tego żałowała.

      Spojrzała na przygarbioną postać stojącą w rogu izby. Mężczyzna patrzył na nią chłodno. Jego brązowe, głęboko osadzone oczy migotały złowrogo w blasku świec, a gdy ksiądz po raz kolejny powiedział „amen”, wydłubał spomiędzy trzonowców resztkę kapusty i splunął na podłogę.

      Poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż prosto w serce. Zamknęła powieki i z bólu zacisnęła szczęki z taką siłą, że wbiła sobie resztki spróchniałej zębowiny w dziąsła. Metaliczny smak krwi wypełnił jej usta. Kaszlnęła, opluwając brodę i pościel, a ministrant o blond włosach wytarł jej usta białą chustką.

      Umierała. Poprzedniego wieczoru, gdy w końcu zabrakło wódki, ostatecznie zdała sobie z tego sprawę i poczuła lęk. Niezwykle intensywny. Potrafiła odróżnić go od strachu, który znała doskonale. Strach towarzyszył jej przez blisko sześćdziesiąt lat marnego i podłego życia. Naznaczonego biedą, smutkiem, kolejnymi depresjami i bólem duszy przychodzącym po każdej z nich. Strach był jednak uczuciem namacalnym, można było z nim walczyć, ukryć się przed nim, czasem nawet go oszukać. Ale świadomość, że już wkrótce zamieni się w cuchnące ścierwo, a jacyś obcy jej ludzie włożą je do taniej trumny i zakopią, sprawiała, że zdecydowała się poprosić o widzenie z ojcem Wilczkiem. Zrobiło jej się strasznie wstyd, gdy wezwany ministrant poinformował ją, że kapłan umarł trzy lata temu, a nowym proboszczem został ksiądz Adam Klich. Poprosiła więc o ostatnie namaszczenie ojca Adama, który do tej pory wykazywał się niezwykłym zaangażowaniem w wykonywaniu swojego powołania. Patrzyła mu w oczy, gdy wypowiadał kolejne sentencje, i dziękowała, że przyszedł do niej w chwili ostatniej próby.

      – Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem.

      Kobieta uderzyła się w piersi.

      – Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Przeto błagam Najświętszą Maryję, zawsze Dziewicę, wszystkich Aniołów i Świętych, i was, bracia i siostry, o modlitwę za mnie do Pana, Boga naszego.

      Spojrzała w róg izby, ale nie dostrzegła w przygarbionej postaci tego, czego tak bardzo pragnęła. Ona milczała. I nie biła się w piersi.

      – Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy, doprowadzi nas do życia wiecznego…

      Ksiądz kontynuował. Kobieta wtórowała tak, jak potrafiła. Było jej wstyd, że nie znała podstawowych modlitw. Kiedyś, dawno temu, pamiętała. Dziś, w godzinę własnej śmierci, nie umiała wyrecytować w całości choć jednej.

      – Prosimy Cię, abyś złagodził jej cierpienia.

      – Wysłuchaj nas, Panie.

      – Prosimy Cię, abyś ją uwolnił od grzechów i pokus.

      – Wysłuchaj nas, Panie…

      Kobieta poczuła, jak do chorych oczu napływają łzy. Przez lata wyzbyła się wstydu, ale dziś to uczucie nie pozwalało jej choćby na chwilę zapomnieć o tym, jak żyła i co robiła. Pokusa, grzech, pokuta. Tak wyglądało całe jej plugawe życie.

      Ukradkiem spojrzała na brodatego mężczyznę w rogu izby. Stał przygarbiony i obserwował księdza udzielającego ostatniego sakramentu umierającej kobiecie. Obojętny, niewzruszony, zimny. Nie pomagał. Nie uczestniczył w ceremonii. Czekał.

      Ministrant o blond włosach podał młodemu kapłanowi naczynie z olejem świętym. Ojciec Klich namaścił czoło i zasklepione dłonie kobiety, a następnie, wypowiadając modlitwę za chorą w agonii, w imieniu Pana odpuścił grzechy. Gdy skończył, wytarł dłonie w watę, którą odłożył na biały obrus, tuż obok miseczki z wodą święconą.

      Kobieta zakrztusiła się krwią, która tym razem dosięgła jej nadgarstka i gorliwie ściskanej figury Jezusa Chrystusa umierającego na krzyżu. Ksiądz delikatnie wytarł jej usta i dotknął dłoni. Uśmiechnął się przy tym do niej tak naturalnie, jak nikt od wielu długich lat. Poczuła ulgę.

      – Już blisko. Jeszcze tylko „Ojcze Nasz”.

      Cierpiąca zacisnęła wargi, walcząc z przejmującym bólem. Rak, który od blisko trzech lat pożerał ją od środka, w ostatnich dniach rozpoczął sutą ucztę. Nie miała pieniędzy na morfinę, leki przeciwbólowe już nie działały, wódki zabrakło. Teraz, na łożu śmierci, cieszyła się z tego faktu. Choć raz chciała być trzeźwa i do Boga wejść z podniesioną głową.

      Złożyła ręce i odmówiła z księdzem „Ojcze Nasz”. Kilkakrotnie zakaszlała krwią, poczuła, że koniec jest już bardzo bliski. Błagalnie spojrzała na kapłana. Miał przystojną twarz z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, prosty nos i duże niebieskie oczy. Nie była już w stanie wypowiedzieć słowa, zwłaszcza że na zewnątrz rozpętało się piekło, a odgłosy burzy СКАЧАТЬ



<p>1</p>

List św. Jakuba, Biblia Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallottinum.