Wioska kłamców. Hanna Greń
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wioska kłamców - Hanna Greń страница 5

Название: Wioska kłamców

Автор: Hanna Greń

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 9788366431904

isbn:

СКАЧАТЬ Miała zamiar wykorzystać prawdziwe wydarzenia.

      Imielski zamyślił się, analizując jej propozycję. Dziewczyna miała rację. Mistyfikacja tym jest łatwiejsza, im bardziej styka się z prawdą. Przypomniał sobie nauki pobierane dawno temu od starego milicjanta, gdy sam szykował się do pracy pod przykrywką: „Nie kłam tam, gdzie możesz powiedzieć prawdę. Im więcej dasz tej postaci z prawdziwego siebie, tym będzie wiarygodniejsza”.

      – Myślisz, że to dobry plan? – upewniała się niespokojnie, nie wiedząc, jak tłumaczyć sobie jego milczenie.

      – Mądra z ciebie dziewczyna – odezwał się w końcu. – Na miejscu twojego dowódcy, zamiast podpisać zgodę, błagałbym na kolanach, żebyś została.

      – Dobrze wiesz, że nie zostałabym, nawet gdyby stanął na uszach, a fiutem ładował żarcie do gęby. Nie po tym, co zostało powiedziane.

      Ojczym skinął głową, w głębi duszy doskonale ją rozumiejąc.

      – Dobra, to przejdźmy do sprawy. Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?

      – Najpewniejsza w świecie – odparła bez najmniejszego wahania. – Dam sobie głowę uciąć, że ci dwaj faceci siedzą za niewinność, i mam zamiar znaleźć prawdziwego sprawcę. – Zauważywszy minę mężczyzny, dorzuciła z przymilnym uśmiechem: – Tatek, przecież ty sam mnie wszystkiego nauczyłeś. Wiesz, że nie mam zwyczaju głupio ryzykować, poza tym nie przesadzajmy, nikt tam nie będzie za mną latał z pistoletem w garści. Zastanawiałam się nawet, czy ta cała mistyfikacja jest konieczna.

      Przerwała, popatrując ciekawie na ojczyma, który aż poczerwieniał na twarzy, usłyszawszy ostatnie zdanie.

      – Zwariowałaś?! Chcesz rozpowiadać, że jesteś nieślubną córką komendanta Roszaka i przyjechałaś po to, żeby wykryć, kto naprawdę go zabił?! – Tak się zdenerwował, że bezwiednie podniósł głos do krzyku. – To równie dobrze możesz zaraz wsadzić łeb do piekarnika i odkręcić gaz, ty durna idiotko! – zakończył, posyłając jej wściekłe spojrzenie.

      Odpowiedziała uśmiechem, a gdy zaklął, zachichotała, czym rozzłościła go jeszcze bardziej. Nie mogąc dłużej opanować wesołości, roześmiała się w głos.

      – Nic z tego – wydusiła z siebie w przerwach między wybuchami śmiechu. – Od razu pojawiłaby się mama z pytaniem, czy nie powinieneś zadzwonić do gazowni. „Bo wiesz, Grzesiu, w kuchni czuć gaz” – dokończyła, naśladując przejęty głos matki. – A mówiąc poważnie, taka prowokacja mogłaby wszystko przyspieszyć. Sprawca może się przestraszyć i zrobić fałszywy ruch.

      – To prawda – przyznał Imielski już spokojnie, spoglądając na pasierbicę z ironią. – Po czym da ci w łeb w jakimś ciemnym zaułku i pozbędzie się problemu. Nie masz już broni, a oczy dookoła głowy jeszcze ci nie wyrosły. Jeśli masz rację, że za zabójstwem stoi ktoś inny, to oznacza, że jest inteligentny, umie planować i zacierać ślady, więc nie licz na szkolny błąd. Tak szybko zapomniałaś, czego cię nauczono?

      Diona nie zamierzała wcale prowokować zabójcy. W zasadzie nie miała żadnego planu, rzuciła więc tym pomysłem bez zastanowienia, ot tak, żeby coś powiedzieć. Dlatego nie zamierzała go bronić, dobrze wiedząc, że ojczym ma rację.

      – Dobra, tatku, tematu nie było. Pojadę tam jako ja, czyli zdołowana bezrobotna ekspolicjantka, i spróbuję pogadać z ludźmi.

      Imielski przytaknął, aprobując plan.

      – Przede wszystkim porozmawiaj z rodzinami osadzonych, bo myślę, że oni najwięcej mogliby pomóc. Znalazłem ci dojście do teściowej Drawicza.

      – Poważnie? To rewelacyjnie! – Dziewczyna aż podskoczyła z radości. – Mówiłeś też, że poszukasz mi jakiejś miejscówki w okolicach Strzygomia. Udało ci się czy mam jechać w ciemno?

      – Nie martw się, szczurku, nie będziesz musiała spać w aucie. Będziesz mieszkać w samym Strzygomiu, właśnie u teściowej Drawicza. – Uśmiechnął się, ujrzawszy zdumienie pasierbicy. – Sama wiesz, jak to jest. Każdy kogoś zna i w efekcie tak naprawdę wszyscy się znają. W tym przypadku dokładnie tak jest. Mam kumpla, emerytowanego policjanta, a on ma żonę, która jest krewną nieżyjącego już teścia Drawicza. Wprawdzie daleką, ale utrzymywali kontakty i do dziś wysyłają sobie życzenia na święta i na urodziny.

      Diona poczuła się lekko ogłupiała. Spojrzała uważnie na ojczyma i upewniwszy się, że mężczyzna nie żartuje, spytała niepewnie:

      – Wysyła życzenia do nieboszczyka?

      – Do jakiego nieboszczyka? Słuchaj uważnie – pouczył ją, zirytowany wtrętem. – Do jego żony wysyła, czyli do teściowej Drawicza.

      – Jakim cudem to załatwiłeś? Genialny jesteś.

      Imielski uśmiechnął się, mile połechtany.

      – Zadzwoniłem do niej i umówiłem się na spotkanie. Chciałem ją poznać, zobaczyć na własne oczy, przekonać się, jakim jest człowiekiem.

      – I co? Jakie wnioski wyciągnąłeś?

      – Pozytywne. Mirosława Belka okazała się bardzo sympatyczną kobietą.

      – Kto?! – Diona z wrażenia zakrztusiła się papierosowym dymem.

      – Mirosława Belka – powtórzył spokojnie, ale w oczach zapłonęły mu wesołe iskierki. – Tak się nazywa i nic na to nie może poradzić. Powinnaś coś o tym wiedzieć – dodał nieco złośliwie.

      – I co powiedziałeś tej Mirabelce, że zgodziła się użyczyć mi kwatery?

      Imielski zmieszał się nieco, gdyż tę akurat część relacji wolałby pominąć. Nie popisał się, tworząc historyjkę o szukającej natchnienia pisarce, a próba oszukania kobiety i tak się nie powiodła. Teściowa Mariusza natychmiast zwietrzyła podstęp, lecz zupełnie opacznie pojęła motywy. Przekonana, że pisarka będzie chciała wyciągnąć na światło dzienne jakieś rodzinne skandale, by uzupełnić wizerunek mordercy o dodatkowe smaczki, kategorycznie odmówiła jakiejkolwiek pomocy. Ponieważ z jej słów wywnioskował, że absolutnie nie wierzy w winę zięcia i gotowa jest go bronić nawet teraz, gdy sprawa wydawała się przesądzona, postanowił uczynić ją cichym sprzymierzeńcem przybranej córki. Czym prędzej przeprosił kobietę, a następnie zdradził jej kawałek prawdy. To wystarczyło, by zgodziła się przyjąć Dionę pod swój dach i udzielić jej pomocy.

      Zbyt jednak przywiązał się do swojego pomysłu, by z niego zrezygnować. Mimo niepowodzenia z Belką zaproponował go pasierbicy, doszedł bowiem do wniosku, że inni mieszkańcy Strzygomia nie będą tacy podejrzliwi jak teściowa Drawicza. Teraz widział, że plan od początku był chybiony.

      Na szczęście Diona tym razem nie wykpiła jego skłonności do upierania się przy swoim, gdyż bardziej zainteresował ją wzmiankowany kawałek prawdy. Na tym gruncie emerytowany policjant czuł się pewnie, wyjaśnił więc, co miał na myśli.

      – Powiedziałem, że nie wierzysz w winę tych mężczyzn. Że coś ci nie pasuje, a że byłaś policjantką, jesteś wyczulona na fałsz. Nie СКАЧАТЬ