Wioska kłamców. Hanna Greń
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wioska kłamców - Hanna Greń страница 4

Название: Wioska kłamców

Автор: Hanna Greń

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 9788366431904

isbn:

СКАЧАТЬ Odpowiedziałam, że nie mam żadnego, i to był koniec rozmowy.

      Marta Imielska przysiadła na brzegu łóżka i spojrzała na córkę ze zdumieniem.

      – Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, po co niepełnosprawni w ochronie. Wydawało mi się, że właśnie tam potrzebni są sprawni. Tak jak w policji czy straży.

      – Też tak myślałam, ale jakże się myliłam. – Diona miała ochotę głośno kląć. – Nie jestem ekonomistką, więc nie wiem dokładnie, o co chodzi, ale w grę wchodzą jakieś dotacje czy zwroty z PFRON-u. Im wyższa grupa, tym większa kasa. – Westchnęła głośno. – A ludzie potem się dziwią, że ochroniarze nie potrafią sobie poradzić z byle menelem.

      – To fakt. Gdyby zatrudniano fachowe siły, nie dochodziłoby do aż takich tragedii, jak ta z nożownikiem w markecie.

      – Chyba w galerii?

      – A to nie wszystko jedno? – zdziwiła się Marta. – Podałam jako przykład, nie robię tu za rzecznika prasowego, żeby musieć ściśle trzymać się faktów.

      – Racja, niepotrzebnie się czepiam. Sorki, mamo, ale wszystko mnie wkurza. Dobiłam do ściany i nie wiem, co dalej. Nie nadaję się na telemarketerkę, a tylko taką pracę mogłabym znaleźć.

      Nie dodała, że w życiu osobistym także natrafiła na mur. Nie chciała dodatkowo martwić matki opowiadaniem, jaki był prawdziwy powód rozstania z mężczyzną, z którym planowała się zestarzeć. Nie zniosłaby litości. Z dwojga złego wolała już, by rodzice, nie znając prawdy, podobnie jak babcia uważali, że zbyt pochopnie podjęła decyzję o rozwodzie.

      Marta zmierzyła swoją niepokorną córkę pełnym miłości spojrzeniem i uśmiechnęła się dla dodania jej otuchy.

      – Bardziej widziałabym cię jako akwizytorkę. Powaliłabyś delikwenta na ziemię i od razu kupiłby wszystko, żebyś tylko darowała mu życie. – Mimo woli westchnęła. – Diona, nie potrafię zrozumieć, dlaczego odeszłaś z policji. Nie chciałabyś wrócić? Przy twoim wyszkoleniu…

      – Mamo! – Dziewczyna zerwała się z krzesła, zła na matkę, że ta znów wróciła do kilka już razy przerabianego tematu. – Nie zamierzam służyć w formacji, która pozbyła się taty jak śmiecia i gdzie nikt nie stanął w obronie tych, z których po wielu latach służby nagle zrobiono zbrodniarzy. Nie ma mowy o powrocie, choćbym miała z głodu żreć korzonki i zagryzać je robakami! – Po wykrzyczeniu tej deklaracji uspokoiła się i nagle jej zasępioną twarz rozjaśnił uśmiech. – Nie mów nikomu, ale ja chyba nie najlepiej reaguję na rozkazy – wyznała, ściszając głos, jakby zdradzała najgłębszą tajemnicę.

      Imielska przez chwilę spoglądała na nią w osłupieniu, wreszcie wybuchnęła śmiechem.

      – Coś podobnego! W życiu bym na to nie wpadła. – Naraz spoważniała. – Czy dlatego rozstałaś się z Kamilem, że był od ciebie wyższy stopniem?

      – Własna matka uważa mnie za idiotkę. Dzięki bardzo. – Diona zagryzła wargi. – Nie, mamo. Nie dlatego.

      Marta odczekała jeszcze chwilę, a widząc, że dalsze wyjaśnienia nie nastąpią, wstała i poszła ku drzwiom.

      – Gdybyś chciała się wygadać, to służę uszami. Czasem to pomaga. Nie musisz wszystkiego dusić w sobie. Nie jesteś sama na świecie.

      – Wiem. – Diona zamrugała, chcąc pozbyć się wilgoci, która nagle przesłoniła jej wzrok. – Może kiedyś? Teraz jeszcze za bardzo boli.

      – W porządku. – Marta skinęła głową. – A na te robaki jeszcze nie poluj. Nie jest z nami tak źle, żebyśmy nie mogli zapewnić utrzymania jedynej córce. Los w końcu się odwróci i znajdziesz odpowiednią pracę. Taką, która by cię cieszyła i dawała satysfakcję. No i kasę, bo z satysfakcją jest jak z etosem. – Posłała córce rozbawione spojrzenie. – W sklepie nią nie zapłacisz.

      Chociaż Diona nie była już policjantką, nadal odwiedzała policyjne fora, doskonale więc wiedziała, jak funkcjonariusze zareagowali na wypowiedź ministra, który stwierdził, że ważniejszy od zarobków powinien być dla nich etos służby. Prześmiewkom nie było końca. To właśnie wtedy narodziło się powiedzenie „płacić etosami”. Dziewczyna uśmiechnęła się, lecz nic nie odpowiedziała, nie chcąc wszczynać nowej dyskusji stwierdzeniem, że w wieku dwudziestu ośmiu lat nie ma pojęcia, co chciałaby robić, w dodatku nie posiada żadnych przydatnych w cywilu kwalifikacji. Szkoła aspirantów policji, umiejętności strzeleckie, znajomość sztuk walki i obezwładniania przeciwnika? Komu to potrzebne? Może dziesięć lat temu przydałaby się szemranym firmom do odzyskiwania długów, ale tamte czasy już minęły, daj Boże, bezpowrotnie.

      – Diona! Idziesz wreszcie? – rozległ się poirytowany głos Imielskiego i Marta klepnęła się w czoło.

      – Na śmierć zapomniałam, po co tu przyszłam. Tata powiedział, że masz do niego zejść. Ma do ciebie jakąś sprawę, ale nie chciał mi…

      Nie dokończyła, córka bowiem przebiegła obok niej i niemal sfrunęła po schodach, pędząc do gabinetu, gdzie spodziewała się zastać ojczyma. Rzeczywiście tam był, szedł właśnie w stronę stojącego pod oknem fotela, w którym zwykł zasiadać z książką w ręce. Na dźwięk kroków obejrzał się i zmienił kierunek, wskazując córce szerokie biurko.

      – Skoro uparłaś się wtykać palce między drzwi, najlepiej będzie, jeśli pojedziesz do Strzygomia i sprawdzisz wszystko na miejscu. Pomyślałem, że mogłabyś pojawić się tam jako młoda pisarka szukająca natchnienia oraz wyciszenia – oznajmił, wyjmując z szuflady jakąś teczkę.

      – Absolutnie się nie zgadzam – oznajmiła bez ogródek, niemile zaskoczona pomysłem. Co ten tata wymyślił? Niecałe dwa lata na emeryturze i już stracił czujność?

      – Dlaczego nie? – Nie spodziewał się takiej reakcji. – Co ci się nie podoba? Przecież nikt ci nie każe naprawdę pisać.

      – Akurat to pisanie jest najbezpieczniejsze. Za to reszta do dupy.

      – To dobry plan – upierał się mężczyzna. – Zawód nie do sprawdzenia, powód prawdopodobny…

      – A moim zdaniem zawód do luftu. Wystarczy, że ktoś zapyta, co napisałam, i od razu będzie wtopa. Co to za pisarka, co niczego nie wydała?

      Imielski w dalszym ciągu nie dostrzegał problemu.

      – Poszukaj w Internecie jakiejś autorki, która przypomina cię z wyglądu, i w razie czego mów, że to twój pseudonim literacki.

      – Tatek, chyba ci odwaliło. – Diona popatrzyła na niego ze zdumieniem. – Podszywanie się pod kogoś to przestępstwo i dobrze o tym wiesz. A nawet gdybym na to poszła, to musiałabym szybko przeczytać książki tej pisarki i zapamiętać fabułę, żeby w razie pytań nie zrobić z siebie imbecyla. Bo wybiórczej amnezji raczej nikt by nie kupił. – Widząc, że argumenty zaczynają trafiać do mężczyzny, dołożyła jeszcze jeden, jej zdaniem najważniejszy: – Zapomniałeś o bardzo ważnej sprawie. Prędzej czy później na pewno natrafię na kogoś z tamtejszego komisariatu albo rozpozna mnie ktoś z mieszkańców. W końcu służyłam w policji blisko osiem СКАЧАТЬ