Название: Wszystko zaczyna się od marzeń
Автор: Marcin Pałasz
Издательство: PDW
Жанр: Книги для детей: прочее
Серия: To lubię
isbn: 9788382089950
isbn:
– Jak to? – oburzyła się Asia. – Chcecie poświęcić kolejne życzenie na to, żeby posprzątać te torty?!
– A mamy inne wyjście? – jęknął Maciek. – Co będzie, jak te wszystkie psy po zjedzeniu tortów zachorują?! Nie mamy innego wyjścia, musimy naprawić to twoje głupie życzenie!
Nachylił się nad zegarem, który stał na podłodze pośrodku pokoju, ujął palcami pokrętło i przekręcił, mówiąc jednocześnie:
– Niech wszystkie torty znikną! I w ogóle, niech będzie tak jak przedtem!
Wstrzymali oddech i w ciszy ponownie usłyszeli znajomy odgłos – zupełnie, jakby ktoś uderzył łyżeczką w szklankę.
– Patrzcie, patrzcie za okno! – wykrzyknęła Asia, niecierpliwie odsuwając firankę. – Ulice znowu są czyste, nie ma truskawek i bitej śmietany. Wszystko po staremu! A ja tak chciałam zjeść choć jeszcze jeden kawałek tego tortu…
Maciek poderwał się na równe nogi, a Tomek też gramolił się już z podłogi.
– Czyli udało się! – ucieszył się i odetchnął z ulgą. – A zaczynałem się martwić.
– To jakie będzie trzecie życzenie? – przerwał mu Maciek, odchodząc od okna i siadając na łóżku. – Najlepiej takie, aby nikomu nie zaszkodziło, a wszystkim pomogło! Macie jakieś pomysły?
Spojrzeli na siebie niepewnie.
– Trzeba się zastanowić – mruknął Tomek, znowu westchnął i usiadł obok Maćka. – To wcale nie jest takie proste, jak się wydaje.
Siedzieli więc i myśleli, aż nagle Maciek uniósł głowę, a oczy mu zabłysły.
– Wiem, wiem! – wrzasnął radośnie. – Słuchajcie, zróbmy tak, żeby na świecie nie było już żadnej broni, karabinów, bomb i innych takich rzeczy! Co wy na to?
Tomek zastanowił się przez chwilę, a Asia prychnęła pogardliwie. No tak, chłopcy jak zwykle myślą tylko o pistoletach i tych wszystkich męskich wynalazkach. Dać takiemu plastikowy karabin, a będzie szczęśliwy przez tydzień albo i dłużej!
– Mówisz, że cała broń ma zniknąć, tak? – spytał Tomek ostrożnie, gdy już przemyślał słowa Maćka. – A co będzie, jeśli wojskowi się tym zdenerwują i zaczną wojnę?
– Czym niby będą walczyć, skoro nie będą mieli żadnego pistoletu?! – zdumiał się Maciek. – Przecież zostaną im same mundury!
– No, sam nie wiem – mruknął Tomek z zatroskaniem. – Może wypuszczą jakieś zmutowane bakterie? Albo w ogóle zaczną się gryźć albo boksować. Albo zdenerwują się na siebie nawzajem, bo pomyślą, że to wróg im zrobił taki dowcip. I wtedy wyprodukują nowe bomby, jeszcze gorsze od poprzednich.
– Ja nie chcę, żeby mnie pogryzł jakiś terrorysta! – zaprotestowała Asia. – Bakterii też nie chcę!
– Słuchajcie, a może zrobimy coś dla naszego miasta? – spytał Tomek niepewnie po krótkim namyśle. – Zastanówmy się tylko, co by to mogło być?
– No właśnie, co? – skrzywił się Maciek, niezadowolony z tego, że jego pomysł nie spodobał się przyjaciołom. – Poprosimy o metro we Wrocławiu?
– E tam, od razu metro – Tomek machnął ręką. – Zróbmy tak, żeby nasz wrocławski rynek był dwa razy większy i w ogóle najpiękniejszy na świecie! Wtedy przyjedzie dużo turystów, a to podobno bardzo dobrze, no nie?
Im dłużej się nad tym zastanawiali, tym bardziej podobał im się ten pomysł.
– Fajnie! – rzekła w końcu Asia z uznaniem. – Ale zróbmy też tak, żeby na rynku była zjeżdżalnia dla dzieci! Największa na świecie!
– No dobra – westchnął Maciek. – Takie życzenie chyba nikomu nie zaszkodzi. Uwaga, teraz ja nakręcam zegar, a wy się przygotujcie!
Chwycił pokrętło, zamknął oczy, wziął głęboki oddech i przekręcił je jednym, płynnym ruchem.
– Chcemy, żeby na wrocławskim rynku… – zaczął Tomek, ale przerwał mu pisk Asi.
– Ojej, jaki wielki karaluch! – wrzasnęła, odskakując pod ścianę i wpatrując się w podłogę. – Obrzydlistwo!
Zaraz potem usłyszeli znajomy dźwięk z wnętrza zegara, po czym nastała nagła cisza.
– I co teraz? – zdenerwował się Maciek, stojąc obok zegara. – Przecież nie wypowiedzieliśmy życzenia do końca!
– A w dodatku Asia zaczęła krzyczeć o karaluchu! – rzekł Tomek z wyrzutem i wskazał palcem małe stworzonko, które w panice uciekało w kierunku szafy. – Patrz, głupia, to nie karaluch, tylko zwyczajny mały pająk!
– Karaluch? – bąknął Maciek, nagle czując na ramionach gęsią skórkę. – A ty wcześniej zacząłeś mówić o naszym rynku? Wiecie co, włączmy może radio…
Słowa dobiegające z głośnika potwierdziły jego złe przeczucia.
– Otrzymaliśmy właśnie straszne doniesienia z Wrocławia – głos spikera radiowego był pełen przerażenia. – Na tamtejszym rynku pojawił się znienacka olbrzymi karaluch! Łączymy się z naszym reporterem na rynku…
Głos spikera ucichł, by ustąpić miejsca odgłosom jakiejś szamotaniny. W tle trąbiły samochody, wyły syreny straży pożarnej, krzyczało wielu ludzi, dzieci piszczały z przerażeniem, aż w końcu dał się słyszeć głos zadyszanego reportera.
– Trudno opisać, co się tu dzieje! – mówił szybko, najwyraźniej biegnąc. – Olbrzymi karaluch napada na okoliczne restauracje i zjada obiady klientom. Wszyscy uciekają w panice! Otrzymaliśmy wiadomość, że lada chwila przyjedzie tu wojsko. Obok mnie jest jedna z klientek restauracji przy rynku. Proszę pani, czy…
– Tak, to okropne! – wykrzyknęła kobieta, szlochając. – Ledwo udało mi się uciec! To przybiegło prosto do mnie i od razu zjadło mój makaron z sosem! Dobrze, że nie zjadło mnie, ale widocznie karaluchy wolą kuchnię włoską… Ojej, idzie tutaj! Ratunku!
– Ty potworze! – wrzasnął reporter stłumionym głosem, najwyraźniej szarpiąc się z czymś. – Oddawaj mój mikrofon!!!
Dało się słyszeć chrupnięcie, odgłos przełykania, po którym nastała nagła, niepokojąca cisza.
– To były doniesienia z wrocławskiego rynku, na którym toczy się bitwa z karaluchem – rzekł spiker grobowo. – Przed chwilą straciliśmy kontakt z naszym reporterem, którego mikrofon został właśnie zjedzony przez karalucha. Czekamy na kolejne wiadomości.
Tomek jęknął, po czym wyłączył radio.
– Och, jejku, co myśmy najlepszego narobili?!
– Miało СКАЧАТЬ