Na jachcie szejka. Susan Stephens
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na jachcie szejka - Susan Stephens страница 6

Название: Na jachcie szejka

Автор: Susan Stephens

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: One Night With Consequences

isbn: 978-83-276-4734-4

isbn:

СКАЧАТЬ przez co jeszcze bardziej zaskoczyła go jej bezpośredniość w kontakcie z nim. Nie drżała przed jego wysoką pozycją. Była otwarta i szczera. Otworzyło mu to oczy na świat kobiet, które nie mizdrzyły się w obliczu wielkiej władzy i bogactwa. Choć w pełni nie zdawał sobie z tego sprawy, Millie Dillinger odpowiadała za odrzucenie przez niego wszystkich dotychczasowych kandydatek na żonę. Żadna nie miała podobnie silnego ducha.

      Choć miała ledwie piętnaście lat, od razu powstała między nimi silna więź. Inaczej nie potrafił wytłumaczyć przemożnego pragnienia zapewnienia jej ochrony. Gdy skręcił w korytarz prowadzący do złocistej kajuty, rozmyślał o tym, jak odmawiała ona opuszczenia pokładu bez matki. Dziecko stało się opiekunem, pomyślał. Teraz ma dwadzieścia trzy lata, od ośmiu lat zaś jest sierotą. Jednak gdy tylko przypominał sobie ogień w jej chabrowych oczach, był pewien, że dziewczyna była zbyt silna, by życie złamało ją tak, jak złamało jej matkę.

      Każdy kolejny krok po pokładzie Szafira ujawniał kolejne cuda, ale ta kajuta gościnna nie mieściła jej się w głowie. Skąpana w złocie, wypełniona szafirami. Każda powierzchnia, która mogła być pozłocona – była pozłocona. Każdy przedmiot i mebel – nawet kosz na papierowe śmieci – był ręcznie wykonany i ozdobiony szafirami. Całe pomieszczenie oświetlone było jaskrawym światłem. Panna Francine miała rację, mówiąc, że Szafir przeszedł całkowitą metamorfozę.

      Posłanie godne króla, pomyślała Millie, oceniwszy swoją pracę. Przejrzała się w zdobionym lustrze i tym samym zyskała przekonanie, że nawet gdyby niespodziewanym zrządzeniem losu praczka spotkała szejka, ten nie zwróciłby na nią najmniejszej uwagi. Miała stare dżinsy i spraną bluzę, do tego przyszła tu świeżo po naprawie bojlera i choć porządnie wyszorowała ręce, zapewne nadal trzymał się jej zapach oleju.

      Obróciła się powoli dookoła, starała się przy tym zapamiętać każdy detal, by móc później wszystko opisać przyjaciółkom z pralni. Niewątpliwie uśmieją się, gdy im opowie o erotycznych malunkach nad łóżkiem. Jednak nawet najbardziej wybredny gość czułby się tu wygodnie. Pokój był zdecydowanie przesycony zbytkiem, był jednak także przestronny i przytulny.

      Podczas gdy ścieliła łóżko, strażnik i lokaj zostali za drzwiami, mogła się więc swobodnie rozejrzeć, dotykać przedmiotów, a nawet wyjść na balkon. Oparta na relingu zastanawiała się, czy jej matka też tu była. Być może nawet spadła z tego właśnie balkonu. Nie było to wykluczone…

      Wróciła do środka. W tym pomieszczeniu nie ma nic złowieszczego, powiedziała sobie w duchu. Pachniało i wyglądało cudownie, szczególnie ze świeżą złotą pościelą na miejscu. Tylko kto mógł tu spać?

      Czyżby kochanka Khalida?

      Czemu ją to w ogóle obchodzi? On może być nawet żonaty…

      – Panienko Millie?

      Niemal podskoczyła, gdy otworzyły się drzwi. To był tylko lokaj, sprawdzał, czy nie potrzebuje pomocy.

      – Dziękuję, radzę sobie – posłała mu uśmiech. – Już niemal skończyłam.

      Zrugała się, gdy zamknął za sobą drzwi. Miała zbyt bujną wyobraźnię. Szejka zapewne nawet nie było na pokładzie. A gdyby był, to czy cokolwiek by to zmieniło? Pewnie nadal był tym samym zabójczo przystojnym i czarującym mężczyzną, który składa obietnice, których nie potrafi dotrzymywać.

      Władza i pieniądze zmieniają ludzi. Zacisnęła usta w gniewie. Osiem lat temu nagłówki gazet krzyczały: „Słowik Londynu utopiła się w King’s Dock! Ale czy na pewno utopiła się sama, czy też została zamordowana?”.

      Millie była zdeterminowana, by poznać prawdę o wydarzeniach wieczora, którego nigdy nie zapomni. Nie spocznie, dopóki nie wywalczy sprawiedliwości dla jej mamy. Nigdy nie ustalono dokładnej przyczyny śmierci. Korzystając z immunitetu dyplomatycznego, szejk Saif opuścił kraj, a jego brat, Khalid, pozostał w Wielkiej Brytanii, by zapanować nad sytuacją. Jej zdaniem odpowiadał za to, że Saifowi wszystko uszło na sucho. Koroner ustalił, że alkohol i narkotyki przyczyniły się do utonięcia matki, ale kto jej dał używki? Panna Francine ostrzegała ją, by zostawiła przeszłość za sobą, ale czy mogła zignorować szansę taką jak ta? Usiadła przy stoliku, wyciągnęła ołówek z włosów i zaczęła pisać notatkę na bloczku papieru, który zawsze miała przy sobie.

      Pełna poczucia winy odwróciła się, gdy drzwi otworzyły się ponownie, i wstała, by zademonstrować gotowość do opuszczenia pomieszczenia. Strażnik mówił coś do swego mikrofonu.

      – Właśnie zbierałam swoje rzeczy – powiedziała.

      Jeśli zwrócił uwagę, że znajdowała się daleko od łóżka, to nic nie powiedział. Był zbyt zajęty rozmową z kimś przez komunikator. Ulżyło jej, gdy wyszedł. Może jednak uda jej się dokończyć notatkę.

      Może jednak nie. Drzwi niemal natychmiast otworzyły się ponownie.

      Gardził przepychem. Irytowała go nawet misternie dekorowana klamka do pokoju gościnnego, którą chwycił. Zażyczył sobie jednak, by zachować ten i kilka sąsiednich kajut w niezmienionym, tradycyjnie dekorowanym stylu, tak lubianym przez jego zmarłego brata. Miały przypominać Khalidowi, że niewyobrażalne bogactwo potrafi zepsuć człowieka w niewyobrażalny sposób.

      – Wasza Wysokość, nie spodziewałem się, że dotrzecie tak szybko – przyznał zakłopotany strażnik.

      Momentalnie Khalid zrobił się podejrzliwy.

      – A jednak tu jestem – rzucił, po czym otworzył szeroko drzwi.

      Millie?!

      Wszędzie by ją rozpoznał, choć minęło osiem lat. Niezwykle się zmieniła, była teraz piękną kobietą. Zniknęły warkoczyki oraz okulary, nie było też paniki w spojrzeniu, co utwierdziło go w przekonaniu, że jej pełen życia duch pozostał niezmieniony.

      Dziewczyna z doków. No jasne!

      – Wasza Wysokość!

      Zdawała się równie zaskoczona, jak on i przez kilka chwil po prostu wpatrywali się w siebie. Jej długie, miodowozłote włosy były nadal wilgotne od deszczu. Luźno związane na czubku głowy, z ołówkiem, który wetknęła między nie, gdy zerwała się znad stolika, by stanąć naprzeciw niego.

      – Co tu robisz? – spytał.

      – Piszę notkę – odparła z bezpośredniością, jaką zapamiętał. – Prośbę o spotkanie z tobą. Sądzę, że teraz już niepotrzebną – dodała.

      Jasnoniebieskim spojrzeniem utrzymywała z nim kontakt wzrokowy.

      – Często nosisz ołówki we włosach?

      Zarumieniła się.

      – Przydają się do robienia notatek, jak naprawić bojler.

      Gestem kazał opuścić lokajowi i straży pomieszczenie.

      – Witaj na pokładzie Szafira, panno Dillinger.

      Jej wygląd zdradzał wyraźnie, że nie czuła się gościem.

СКАЧАТЬ