Na jachcie szejka. Susan Stephens
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na jachcie szejka - Susan Stephens страница 2

Название: Na jachcie szejka

Автор: Susan Stephens

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия: One Night With Consequences

isbn: 978-83-276-4734-4

isbn:

СКАЧАТЬ bądź taki pruderyjny, bracie – wycedził szejk.

      Millie głośno wciągnęła powietrze.

      To był jego brat?! Brat ropucha?

      Między tymi mężczyznami było tak niewielkie podobieństwo, że wydawało jej się niemożliwe, by byli braćmi. Na widok szejka aż drżała z obrzydzenia. Jego brat wywoływał u niej zgoła inną reakcję.

      Ze wstrętem patrzyła, jak szejk ciaśniej obejmuje jej matkę, jakby chciał zaznaczyć swój stan posiadania w obliczu wyzwania.

      – Czyżbyś nigdy wcześniej nie zabawiał się międzypokoleniowo? – spytał, przebiegając wzrokiem między nowo przybyłym, Millie a jej matką.

      – Budzisz we mnie wstręt – odparł jego brat. – To jeszcze dziecko – zauważył po przyjrzeniu się przez chwilę Millie.

      To krótkie spojrzenie poruszyło ją do głębi. W jego oczach ujrzała gniew, ale i troskę. Po raz pierwszy, od kiedy wsiadła na pokład jachtu, poczuła się bezpiecznie.

      – Nie mogę uwierzyć, że zniżyłbyś się do wciągania dziewczynki w swą rozpustę – rzucił zjadliwie.

      – Doprawdy? – Szejk wzruszył beztrosko ramionami. – To śliczna, młoda osóbka. Może sam się nią zainteresujesz, gdy tylko mnie znudzi?

      – Nie jestem taki jak ty, bracie.

      – Niewątpliwie – zgodził się szejk. – Ale to nie twoja sprawa, jak spędzam swój czas wolny.

      – To moja sprawa, ilekroć szargasz reputację naszego kraju.

      Millie zauważyła, że wszystkie oczy skupione były na przystojnym bracie szejka. Nic zresztą dziwnego. Miał skórę barwy polerowanego brązu i gęste, faliste, kruczoczarne włosy. Potężną sylwetką przypominał gladiatora, jego przeszywające, sokole oczy koronowały ciemne brwi, a ostro zarysowane kości policzkowe tylko podkreślały egzotyczność postaci, która dominowała teraz nad całym pomieszczeniem.

      – Brzydzisz mnie – rzucił ze wstrętem. – Właśnie wróciłem z frontu, gdzie walczyłem ramię w ramię z naszymi żołnierzami, tylko po to, by zastać cię oddającego się najbardziej zdeprawowanym wynaturzeniom. Nie przestaniesz, nawet jeśli miałoby to rzucić nasz kraj na kolana.

      – Coś tutaj na pewno przede mną upadnie na kolana – zgodził się szejk, rzucając Millie lubieżne spojrzenie.

      Millie głośno wciągnęła powietrze, gdy młodszy mężczyzna otoczył ją opiekuńczym ramieniem.

      – Nie tkniesz jej – ostrzegł.

      Odpowiedzią szejka było leniwe machnięcie ręką.

      – Jesteś zbyt poważny, Khalidzie. Zawsze taki byłeś.

      Khalid.

      Serce zabiło jej szybciej, gdy tylko poznała imię swego obrońcy. Stał między nią a Szejkiem, osłaniając ją przed prymitywnymi umizgami i obleśnym wzrokiem jego brata. Gdyby tylko był w stanie także ocalić jej matkę.

      – Nie obnażaj tu swego miękkiego serca – dodał szejk z pogardliwym spojrzeniem. – Nikogo to nie rusza.

      – Mam miękkie serce, bo troszczę się o ludzi? – odgryzł się książę, po czym odsunął się od Millie. – A gdzie ty byłeś, gdy nasz kraj cię potrzebował, Saifie? – rzucił oskarżycielsko. – Zostawiłeś nasze granice niechronione, a naszych poddanych w niebezpieczeństwie. Powinieneś się wstydzić – zakończył lodowato.

      – To raczej ty powinieneś się wstydzić tego, że rujnujesz dobrą zabawę moim gościom – odparł szejk beznamiętnie. – Sądzę, że powinieneś za to przeprosić – dodał z naciskiem.

      Kręcąc głową, książę Khalid zapewnił brata, że nie ma najmniejszego zamiaru tego robić.

      – Chodź – rzucił ostro do Millie. – Zaraz stąd wyjdziesz. A ty – zwrócił się do jej matki – gdybyś miała choć odrobinę oleju w głowie, też byś opuściła ten statek.

      W odpowiedzi Roxy oparła nadąsaną twarz o ramię szejka.

      – Czy tego właśnie chcesz? – spytał szejk Millie.

      – Tak – głos miała bliski krzyku – ale nie ruszę się stąd bez mojej mamy. Proszę… – To było bezcelowe. Matka ani drgnęła.

      – Przynajmniej zabierz kilka szafirów na pamiątkę – zasugerował szejk kpiącym głosem.

      – Nie dotykaj ich – ostrzegł jego brat.

      – Ani myślę! – tym razem krzyczała. Nie było to do niej podobne, by tracić panowanie nad głosem, ale nie wytrzymała tego, że sądził, że da się przekupić.

      Książę Khalid posłał jej blady uśmiech. W jego oczach czaił się niemal szacunek, zupełnie jakby wiedział, że tak jak on uważała całą zaistniałą sytuację za pożałowania godną.

      – Hańbisz cały ród Khalifa – zgromił brata. – Gdybyś nie był władcą Khalifa…

      – To co byś wtedy zrobił? – przerwał szejk. – Stoję między tobą a tronem. Czy właśnie to jest prawdziwym powodem twych humorów, bracie? – Rozłożył szeroko ramiona, jakby zapraszając poruszonych gości do dyskusji. – Mój nieszczęsny brat nie jest w stanie przeboleć, że nie może urządzić wszystkiego na swój własny, ponury sposób. Jakże nudnym byłoby życie w rządzonym przez ciebie kraju, Khalidzie.

      W odpowiedzi słychać było serię pełnych zgody pomruków gości. Millie ukradkiem zerknęła, jak książę zniósł tę zniewagę. Nie licząc nieznacznych ruchów mięśni szczęki, pozostał jednak w bezruchu.

      – Zabieram dziewczynkę – odparł. – A gdy wrócę, oczekuję, że nie zastanę tu jej matki. Dziecko nie powinno pozostawać bez opieki w nocy, szczególnie gdy tyle szemranych typów kręci się po King’s Dock.

      Słychać było oburzone westchnienia spowodowane tą obrazą. Szejk pozostał jednak obojętny.

      – Ależ nie będzie sama, czyż nie, kochanieńka? Będzie przecież miała ciebie – rzucił drwiąco do księcia Khalida.

      Millie w tym czasie trawił lęk o los jej matki.

      – Nie mogę jej zostawić – powiedziała księciu, gdy ten usiłował ją odciągnąć do wyjścia.

      Chwycił ją mocno za ramię, po czym ostrzegł:

      – Tylko bez żadnych głupich pomysłów. Musisz stąd wyjść. Już.

      – Nie bez mojej mamy – powtórzyła z uporem.

      – A zabieraj ją stąd! – wrzasnęła matka Millie, wskazując na córką gniewnym gestem.

      Uwolniwszy się wreszcie z objęć szejka, Roxy wstała. Dłonie zaciśnięte miała w pięści.

      – Jesteś СКАЧАТЬ