Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi - B.V. Larson страница 4

Название: Rebel Fleet. Tom 4. Flota Ziemi

Автор: B.V. Larson

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66375-12-3

isbn:

СКАЧАТЬ Fazowce? – zapytałem.

      – Tego nigdy nie sposób wykluczyć. Skoro my je mamy, to czemu następni najeźdźcy nie mieliby dysponować taką technologią?

      Ta myśl mroziła krew w żyłach. Fazowce były jak okręty podwodne z przeszłości, tyle że jeszcze trudniejsze do wykrycia. Przypominały najbardziej U-Booty z czasów sprzed wynalezienia sonaru, kiedy były jeszcze nowinką techniczną.

      Jednak aby poruszać się niezauważenie przez kosmos, nie stosowały maskowania. Nie do końca. Tego rodzaju okręty potrafiły przejść do innego stanu. Stawały w rozkroku między naszą rzeczywistością a światem tuneli czasoprzestrzennych i innych dziwactw fizyki. Nazywaliśmy to fazowaniem.

      Przyglądaliśmy się wyrwie. Ekran wyświetlał trójwymiarowy obraz o nasyconych barwach. Inni pracownicy wrócili cicho i otoczyli stół, przy którym odbywała się nasza prywatna konferencja.

      – Co jest? – zapytał Vega. – Macie coś?

      – Możliwe, sir – powiedziała komandor o rudobrązowych włosach i bursztynowych oczach. Chyba dowodziła zespołem odpowiedzialnym za czujniki. – Nastąpił skok energii. Coś zaraz przejdzie przez wyrwę.

      Zerknąłem na plakietkę z nazwiskiem – komandor Lang­ston. Zanotowałem to w pamięci.

      Wszystkie oczy znów skupiły się na blacie stołu taktycznego. Wkrótce w nasze pole widzenia wleciał ogromny okręt, niczym nieznajomy, który o północy wyłania się z gęstej mgły.

      Z sykiem nabrałem powietrza.

      – Wiem, kto to jest – odezwałem się.

      Vega natychmiast podniósł na mnie wzrok.

      – Swoi czy wrogowie?

      – Zależy od sytuacji – powiedziałem, wpatrując się w jednostkę. – To jest terrapiniański krążownik liniowy, sir. Ręczę głową.

      Vega spojrzał na grupkę specjalistów od czujników, którzy już stukali w ekran i otwierali mniejsze okienka.

      – Co mówi komputer? – zapytał.

      – Rebelianccy Kherowie. Krążownik albo krążownik liniowy. Mamy w zapisach wiele modeli terrapiniańskich jednostek, ale… kapitan Blake może mieć rację.

      – Załóżmy, że ma – powiedział Vega. – W końcu po to tu jest. Przynajmniej tamten drań Fex nie próbuje nas znowu zaanektować.

      – Jakie rozkazy, sir? – zapytała komandor Lang­ston.

      – Okrążyć okręt w bezpiecznej odległości – odpowiedział. – Niech fazowce nie ujawniają swojej pozycji.

      – A platformy z uzbrojeniem?

      – Wszystkie rakiety w gotowości, ale ostrożnie z czujnikami aktywnymi. Niech nie myślą, że już ich namierzamy i zaraz wystrzelimy. A jeśli chodzi o flotę przy Lunie… niech czeka. Jak szybko może tu być?

      – Już leci, sir – powiedział ktoś z podwładnych.

      – Czemu? – zażądał odpowiedzi Vega. – Nie rozkazałem…

      – Polecenia z Brukseli, sir. Kazali flocie wracać, gdy tylko zobaczyli rozdarcie między nami a orbitą Księżyca.

      Vega zmełł w ustach przekleństwo i odwrócił się do mnie.

      – Widzisz? Europa się miesza. Dorzucili do budżetu garść drobniaków i nagle im się wydaje, że oni tu rządzą.

      – Kilka bilionów „drobniaków” – zauważyłem. – Zresztą to nie była zła decyzja. Jeśli przyjdzie nam walczyć z tym czymś, przyda się każdy okręt.

      – Mówiłeś, że nie są wrogo nastawieni.

      – Mówiłem, że to zależy od okoliczności. Walczyłem ramię w ramię z Terrapinianami, ale stawałem też przeciw nim. To nic pewnego. Określiłbym ich jako „potężne siły neutralne”.

      – Wspaniale – wycedził Vega przez zaciśnięte zęby. Wbił wzrok w ekrany. – Jakieś sugestie, Blake?

      – Trzeba się z nimi skontaktować. Zapytać, co tu robią.

      Przewrócił oczami.

      – To oczywiste. Zamierzałem tak zrobić, ale najpierw chciałem się dowiedzieć, jak z nimi rozmawiać. Zaczynać od ostrzeżeń i pogróżek czy witać jak przyjaciół?

      Zastanowiłem się. Terrapinianie potrafili być cennymi sojusznikami albo groźnymi wrogami.

      – Niech pan będzie przyjazny, ale bez wylewności. Najlepiej mówić neutralnie i rzeczowo. Oni są mniej emocjonalni niż większość gatunków rebelianckich Kherów.

      – Dobra, połączcie mnie.

      Łącznościowiec otworzył kanał. Rudowłosa Lang­ston osobiście podała Vedze nadajnik.

      – Mówi admirał Vega z Ziemi. Widzimy, że wasz okręt jest modelem terrapiniańskim. Prosimy ujawnić swoją tożsamość i zamiary.

      Byłem pod wrażeniem. Do jego wypowiedzi nie przekradła się złość ani ukryte groźby. Zachował neutralny ton, a jego prośba była rozsądna. Przez cały ranek nic, tylko warczał na ludzi, więc spodziewałem się czegoś mniej przyjemnego.

      Po krótkiej przerwie nadeszła odpowiedź.

      – Rzeczywiście, jesteśmy z Imperium Terrapiniańskiego – przyznał dziwny głos. – W przeszłości ludzie wykazali zdolność do przemocy. Przylecieliśmy w poszukiwaniu tej zdolności.

      Vega zmarszczył brwi i odwrócił się w moją stronę. Odwzajemniłem jego ponure spojrzenie.

      – Co to niby miało znaczyć, do cholery? – zapytał, nie wciskając przycisku nadawania.

      – Muszę przyznać, że to faktycznie niejasne. Oni myślą inaczej niż my. W przeszłości nieraz musiałem dociekać, o co im chodzi.

      – Cholerne brednie. Zdolność do przemocy? Znaczy, że co? Chcą z nami walczyć?

      Wzruszyłem ramionami.

      – Możliwe. Rytualna walka o dominację to u nich standard.

      – Byłeś kiedyś ich panem, zgadza się?

      – To było dawno temu, a oni uznali, że dług został w pełni spłacony.

      Admirał zacisnął wargi w wąską kreskę, a potem ze złością wypuścił powietrze. Zabrzmiało to jak coś pomiędzy prychnięciem a pełnym irytacji sykiem. Wręczył mi nadajnik.

      – Ty z nimi gadaj. Chyba że wolisz, żebym im kazał zawracać, bo jak nie, to zrobimy im dziurę w kadłubie.

      Zaskoczył СКАЧАТЬ