To będą piękne święta. Karolina Wilczyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To będą piękne święta - Karolina Wilczyńska страница 5

Название: To będą piękne święta

Автор: Karolina Wilczyńska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 9788366431157

isbn:

СКАЧАТЬ W sam raz dla takiej panienki jak ty – wtrącił znowu mężczyzna.

      – W sam raz to była może rok temu. Teraz jestem już starsza.

      – Dobrze, pożyczę. – Róża uśmiechnęła się. – Tylko na kiedy ją chcesz?

      – Na dzisiaj oczywiście. – Spojrzała ze zdziwieniem na kobietę.

      – A dokąd to się, dziecko, wybierasz w Wigilię? – zainteresował się słowami dziewczyny mężczyzna. – Przecie w taki dzień to się w domu ze swoimi siedzi.

      – A pasterka? – przypomniała Ewa.

      – Na pasterkę tak się stroisz? A dla kogo to? – dopytywał gospodarz. – W kościele skromność się ceni, a nie próżność.

      Dziewczyna spuściła wzrok.

      – Oj, gdzie tam ona próżna. – Róża wzięła ją w obronę. – Wcale nas o nowe sukienki nie prosi. Jak jej sama nie kupię, to mogłaby w jednej chodzić. A że chustkę chce doroślejszą nosić, to nic dziwnego. Taka jest już kolej rzeczy. – Uśmiechnęła się do Ewy. – Weź sobie ją nawet na zawsze. Ja mogę w niebieskiej chodzić, bardzo lubię ten kolor i do oczu mi będzie pasował.

      – Naprawdę? – Dziewczyna szczerze się ucieszyła. – Dziękuję, ciociu! – Pocałowała kobietę w policzek. – To wspaniały prezent! Będę miała piękne święta!

      – Ot, baby jak sroki. – Mężczyzna pokręcił głową i podniósł się zza stołu. – A do zwierząt zajrzeć nie ma komu.

      – Ja przecież od rana przy kuchni stoję – wyjaśniła Róża. – Wieczerzę przygotowuję. Idź ty, bardzo cię proszę.

      – A co ja robię? – odpowiedział spokojnie. – Tylko nim wrócę, to żebyście już ustaliły, która w jakiej spódnicy na pasterkę pójdzie, bo mnie to wcale nie ciekawi. – Uśmiechnął się pod wąsem i wyszedł z domku.

      – Ewuniu, a powiesz mi, dla którego ty chłopca chcesz tak dorośle wyglądać? – zapytała Róża, gdy za mężczyzną zamknęły się drzwi.

      – Dla żadnego! – zaprzeczyła gwałtownie Ewa, ale poczuła, że się rumieni. – Tak po prostu – dodała, chociaż już mniej pewnym tonem.

      – Przecież siłą z ciebie odpowiedzi nie wyduszę – powiedziała z uśmiechem Róża. – Ale swoje wiem.

      – Ciociu, a czy ja mogę z koleżankami iść? Czy muszę z wami?

      – Sama nie wiem… – Róża pokręciła głową. – Masz dopiero piętnaście lat, a to przecież noc ciemna…

      – Proszę! – Dziewczyna złożyła ręce w błagalnym geście. – Przecież wszyscy będą szli, to co mi się może stać? Ja cioci w kuchni pomogę. Zaraz grzyby na farsz pokroję, a potem będę lepić pierogi. I mak mogę ucierać. Zrobię cokolwiek, co mi ciocia każe!

      – O, widzisz ją! – Kobieta roześmiała się. – Jaka pomocnica się nagle znalazła. – Popatrzyła w oczy dziewczyny i poklepała ją po policzku. – Dobrze, Ewuniu, pójdziesz z koleżankami. Tylko musisz mi obiecać, że będziesz na siebie uważać i nic nierozsądnego nie zrobisz.

      – A czy ja kiedyś byłam nierozsądna? – Ewa zrobiła urażoną minę.

      – Nie byłaś, to ci trzeba przyznać – zgodziła się kobieta. – Ale jak człowiek młody, to czasami czyny są szybsze niż myśli. Dlatego cię przestrzegam.

      – Dobrze, ciociu, będę pamiętała – odpowiedziała potulnie, w obawie, żeby Róża nie zmieniła zdania.

      – W takim razie idź. Ale do pasterki jeszcze daleko, więc zdejmij na razie tę nową sukienkę i bierz fartuch. Wieczerza się sama nie przygotuje. Choć spędzamy święta tylko we troje, Boże Narodzenie trzeba godnie uczcić.

      Wspólnie zabrały się do pracy. Ewa kroiła i ucierała, ale myślami była już zupełnie gdzie indziej. Nie mogła się doczekać wieczoru. I wiedziała, że przez okno nie zamierza wypatrywać pierwszej gwiazdki. Na to była już przecież zbyt dorosła.

      Młody chłopak w kożuchu i wełnianej czapce wyszedł zza drzewa i podszedł do idącej drogą dziewczyny.

      – Cześć! – przywitał się. – Co za spotkanie!

      – Naprawdę jesteś zdziwiony? – Przystanęła i spojrzała mu w oczy.

      Lekko się zmieszał.

      – Tylko nie kłam. Nie lubię ludzi, którzy oszukują – powiedziała poważnie. – Przecież wiem, że na mnie czekałeś. Policzki masz czerwone od mrozu.

      – No dobra, masz rację. Czekałem.

      – Następnym razem zachowuj się normalnie. Po co takie udawanie? Sam zresztą pytałeś, czy na pasterkę idę z rodziną, czy już mnie samą puszczą. Domyśliłam się, że będziesz czekał.

      – Czasami nie wiem, jak z tobą rozmawiać – przyznał chłopak. – Zachowujesz się, jakbyś miała ze trzydzieści lat.

      – To nie było miłe. – Pokręciła głową.

      – Przepraszam, ale sama chciałaś, żebym mówił prawdę.

      – A to źle, że jestem poważna?

      – Źle może nie. Tylko to mnie jakoś… wstrzymuje – starał się wyjaśnić.

      – Przed czym? – zainteresowała się Ewa.

      – Na przykład przed tym, żeby wziąć cię za rękę. – Uśmiechnął się nieśmiało.

      Speszyła się i spuściła wzrok. Od razu stała się bardziej dziewczęca i delikatniejsza. Taką ją lubił.

      – No, nie wstydź się – powiedział. – Naprawdę chciałbym tak zrobić. To co? Mogę?

      Pokiwała głową, więc ujął jej dłoń schowaną w wełnianej rękawiczce.

      – Masz gołe ręce – zauważyła.

      – Tak, znowu zgubiłem rękawiczki. Ojciec powiedział, że kupi mi następne, ale dopiero po Nowym Roku.

      – To może… – zawahała się. – Może wsadź rękę do mojej? – zaproponowała. – Chyba się zmieszczą.

      Włożył dłoń do rękawiczki dziewczyny. Ich palce się splotły, ale zamiast spodziewanego chłodu Ewa poczuła gorący prąd, który przeszył ją całą.

      Ruszyła więc naprzód, a chłopak za nią.

      Szli drogą przez las. Było ciemno, ale przed sobą widzieli światła latarni, które nieśli ludzie idący w kierunku СКАЧАТЬ