To będą piękne święta. Karolina Wilczyńska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу To będą piękne święta - Karolina Wilczyńska страница 4

Название: To będą piękne święta

Автор: Karolina Wilczyńska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 9788366431157

isbn:

СКАЧАТЬ a potem jeszcze kilka innych. Może nie było to specjalnie artystyczne wykonanie, ale Tamara śpiewała z przejęciem i zaangażowaniem.

      Niestety, po dwudziestej sprawy zaczęły się komplikować.

      – Powinnam wykąpać Marysię – wyszeptała do Leszka.

      – Chyba nic się nie stanie, jak raz tego nie zrobisz, prawda? – odpowiedział. – Trzeba być elastycznym.

      Uznała, że może ma rację. Nakarmiła córeczkę w łazience, bo wstydziła się robić to przy obcych ludziach. Goście zdawali się zadowoleni, zresztą kiedy na stole pojawiło się wino, a potem drugie, humory zaczęły wszystkim dopisywać.

      Tamara była coraz bardziej zmęczona. Starała się cieszyć i śmiać z pozostałymi, ale nieprzespane noce dawały o sobie znać. Marysia też stawała się niespokojna. Nie przywykła do gwaru i hałasu, a o tej porze zwykle już spała.

      – Dlaczego ona znowu płacze? – Leszka zirytowało zachowanie córki.

      – Jest zmęczona – wyjaśniła Tamara. – Miała za dużo atrakcji naraz. Poza tym przywykła do zupełnie innego rytmu dnia.

      – To może my już pójdziemy? – Julka spojrzała na Tamarę, a w jej oczach malowało się coś w rodzaju współczucia.

      – Mowy nie ma! – zaprotestował Leszek. – Jesteście moimi gośćmi!

      – Ale dziecko chyba musi iść spać – zauważyła dziewczyna. – No i Tamara…

      – Tamara? – Spojrzał na żonę. – Ona jak nikt potrafi popsuć każdą zabawę. Ale ja na to nie pozwolę. Skoro nas tu nie chcą – oświadczył – to pójdziemy na pasterkę.

      – Świetny pomysł – podchwycił Jacek.

      – No to zbieramy się, mili państwo!

      Wstali od stołu i włożyli kurtki. Leszek popatrzył na żonę i dziecko.

      – Chyba nie masz pretensji? – zapytał. – Chciałaś wigilię, zrobiłem wigilię. Chcesz mieć spokój, proszę bardzo, idziemy. Jacek, bierz choinkę – zwrócił się do kolegi.

      Zabrali drzewko i poszli.

      Tamara uśpiła Marysię, po czym zaczęła sprzątać nakrycia i chować do lodówki jedzenie, które zostało po wieczerzy. Może nie wszystko wyszło tak, jak sobie wyobrażałam, ale przecież to nie była wcale zła wigilia – pomyślała. – Szkoda tylko, że nie mamy większego mieszkania, mogliby posiedzieć dłużej i nie byłoby problemu.

      Tamara odstawiła Różyczkę od piersi i poczekała, aż dziecku się odbije.

      Życzenia Leszka się nie spełniły – pomyślała.

      Wytrzymali ze sobą jeszcze tylko kilka lat i od dawna nie spędzali razem wigilii. A Marysia była już dorosła.

      – Tamara, długo jeszcze? – Usłyszała tym razem wołanie Łukasza.

      – Już schodzimy – odpowiedziała. A potem zwróciła się do córeczki: – Tata się niepokoi. Pewnie babcia siedzi przy stole i nie może się nas doczekać.

      Spojrzała w błękitne oczy Różyczki i pomyślała o wielkim stole w dworku, przy którym zasiądą wieczorem. Przyjedzie Marysia, będzie rodzina i przyjaciele.

      To twoje pierwsze Boże Narodzenie – pomyślała, poprawiając córeczce kaftanik. – I podobnie jak Marysia, nie będziesz go pamiętać. Tamto sprzed lat było może niezbyt udane, ale dla mnie ważne, bo spędzone z małą córeczką. Tym razem spędzę je z dwiema.

      Wzięła malutką na ręce i stanęła u szczytu schodów. Spojrzała w dół i napotkała wzrok Łukasza, który czekał na nie w salonie.

      Tym razem jestem pewna, że to będą piękne święta – pomyślała i uśmiechnęła się do mężczyzny. – Dokładnie takie, o jakich marzyłam.

      EWA

      – Dlaczego tak mi się przyglądasz? – Adam sięgnął po koszulę wiszącą na oparciu krzesła. – Przecież sama powiedziałaś, że powinienem przystrzyc brodę. Nie podoba ci się teraz?

      – Podoba, podoba. – Kobieta machnęła ręką.

      – Gdy mówisz takim tonem, wcale nie mam pewności. – Uśmiechnął się. – Niestety, już nic na to nie poradzę. A ostrzegałem, że wydłużyć się potem nie da. Mogę ewentualnie ogolić całkiem, chociaż nie wiem, czy sam to zniosę. Noszę zarost od czterdziestu lat i chyba zdążyłem się do niego przyzwyczaić.

      – Absolutnie nie zgadzam się na żadne golenie! – zaprotestowała stanowczo. – Nie wyobrażam sobie ciebie bez brody.

      – Naprawdę? Jak to możliwe?

      – Nie rozumiem? – Zdziwiła się. – Przecież miałeś ją, kiedy spotkaliśmy się u Róży.

      – Owszem, ale chyba przez te wszystkie lata, gdy się nie widzieliśmy, musiałaś wspominać mnie bez zarostu. Przecież kiedy wyjeżdżałaś, miałem niecałe siedemnaście lat i nawet niezbyt często musiałem się golić…

      Rzeczywiście, miał rację. Pamiętała to doskonale.

      Stała przed lustrem i starała się odplątać kosmyk włosów z papierowego papilota.

      – Poczekaj, pomogę. – Róża podeszła i uwolniła jasne włosy z niesfornego papierka.

      – Jejku, nie tak to miało wyglądać! – Ewa zmarszczyła brwi. – Myślałam, że zakręci się w drugą stronę.

      – Jest bardzo ładnie – zapewniła kobieta. – Taki niesforny kosmyk opadający na czoło. Wygląda uroczo.

      – Niesforny! – Ewa oburzyła się. – Nie chcę niczego takiego. Ma być elegancko.

      Zgarnęła wszystkie włosy i zaczesała je gładko do tyłu, a potem spojrzała krytycznie na swoje odbicie.

      – Teraz dobrze – stwierdziła z przekonaniem.

      – Bardzo poważnie – odezwał się mężczyzna siedzący przy stole.

      – I o to mi chodzi – zapewniła dziewczyna. – Chcę wyglądać dorośle.

      – Nie masz się co tak spieszyć do tej dorosłości. – Róża westchnęła. – Wcale nie jest taka wesoła, jak by się mogło wydawać.

      – Tak, wszyscy dorośli tak mówią. A ja już się nie mogę doczekać, żeby móc sama o sobie decydować.

      – Doczekasz się, Ewuniu, doczekasz. I jeszcze СКАЧАТЬ