Название: Bajdy Bajbary
Автор: Katarzyna Ryrych
Издательство: PDW
Жанр: Книги для детей: прочее
Серия: To lubię
isbn: 9788376728148
isbn:
Oczywiście Piernik nie wiedział, że jest Piernikiem, ale wszyscy właśnie tak go nazywali.
„Taki stary piernik i taka kobieta”, mawiano.
Albo: „Umiał się, stary piernik, ustawić…”.
Pierniki miały to do siebie, że w każdej chwili można było je odwiedzić i zaraz wystawiały na stół wszystko, czym dało się poczęstować gościa.
No to poszłyśmy na proszony obiad do Pierników. Akurat mieli pyszny krupnik na wędzonce i młode ziemniaczki z kefirem.
Niebo w gębie.
Piernik przyjrzał mi się z uśmiechem i stwierdził, że wyrastam na ładną dziewczynę. A kiedy wychodziłyśmy najedzone tak, że ledwie mogłyśmy się ruszać, Piernikowa dała mi dwa ceramiczne korale. W kwiatki.
I w sumie niczego nie brakowałoby mi do szczęścia, gdyby nie przyklejony na słupie afisz.
– Hej, Bajbara! – powitał mnie Wypłosz.
Siedział na parapecie, majtając nogami i szczerzył w promiennym uśmiechu swoje przepiękne, białe zęby.
– No cześć – odpowiedziałam z pewną rezerwą, bo wydał mi się podejrzanie wylewny.
– Coś taka skwaszona? – zapytał. – Nie cieszysz się?
Nagle wszystko stało się jasne. Powinnam się cieszyć, bo przyjechał cyrk Medrano. Bo oznaczało to, że przyjechał mój tata.
– Wiesz, że mamy występ z psem? – Wypłosz trajkotał jak nakręcony. – Tylko że to tata występuje, nie ja.
– No to super – powiedziałam.
Wypłosz zniknął i za chwilę pojawił się przed klatką.
– Mam dla nas wszystkich bilety – powiedział.
– No to super – powtórzyłam i powlokłam się w stronę domu.
Od razu poszłam do pokoju i wyciągnęłam spod wersalki reklamówkę. Były w niej majtki. Kolorowe, białe, koronkowe i zwykłe, z bawełny.
– Lepiej popatrz na to – powiedziała mama, wyjmując z kuchennej szafki różowe adidasy.
Założyła je i przeszła się parę razy po kuchni.
– Na mnie są za małe – orzekła. – Załóż.
Były dobre. Śliczne. Ale nie mogłam się nawet uśmiechnąć.
– Źle się czuję – powiedziałam.
Nie zdejmując adidasów, położyłam się na łóżku.
Musiałam zrobić coś z moim tatą, ale nie za bardzo wiedziałam co.
Zresztą, cokolwiek bym wymyśliła i tak się wyda. Leżałam, patrzyłam w sufit i naprawdę chciałam umrzeć.
Z tego wszystkiego zadzwoniłam do Wampireny i umówiłyśmy się na Skrawku.
Skrawkiem wszyscy nazywali kawałek zieleni z trudem ocalony przez komitet osiedlowy. Kiedy miasto chciało wybudować tam garaże, prawie wszyscy mieszkańcy osiedla pomaszerowali pod Urząd Miasta z ogromnym transparentem „Zostawcie nam nasz skrawek zieleni”. Prawdę powiedziawszy, guzik wywalczyli, ale w trakcie pierwszych prac okazało się, że dawno temu był tam… cmentarz! Robotnicy wykopali trochę kości, na drugi dzień przyjechali jacyś eksperci i stwierdzono, że wykopanie tych wszystkich kości byłoby bardziej kosztowne niż wybudowanie garaży i zostawili nasz Skrawek w spokoju.
Pod jednym z drzew, które wyglądało na najstarsze, ustawiono kamienną tablicę z napisem, że w tym miejscu spoczywają szczątki nieznanych ludzi, prawdopodobnie pacjentów szpitala psychiatrycznego. Okazało się także, że niektóre z kamieni, którymi otoczono niewielki klomb, to fragmenty płyt nagrobnych. Oczyszczono je i ustawiono w trawie.
I tak zakończyła się walka o zieleń.
A przy okazji wyszło na jaw, że ten cały szpital mieścił się nie gdzie indziej, tylko… w naszej szkole.
Może dlatego wszyscy w niej byli trochę dziwni?
Wampirena siedziała na kamieniu i pasła Edwarda. Kicał sobie wesoło w trawie i wybierał z niej koniczynę.
– Nie chce mi się żyć – powiedziałam, a Wampirena ze zrozumieniem pokiwała głową.
– A nie mówiłam, że też jesteś emo, tylko o tym nie wiesz? – zapytała. – Łzy ukrywasz pod śmiechem. A śmiech i płacz mają te same korzenie.
Siedziałyśmy w milczeniu, patrząc jak Edward wcina łodygi mleczy, a nad naszymi głowami wesoło ćwierkały ptaki.
– Mój tata zaginął – powiedziałam, siląc się na najbardziej grobowy ton.
– Codziennie setki ludzi ginie bez wieści – westchnęła Wampirena. – Czasami się znajdują – dodała po chwili.
A może mój tata rzeczywiście zaginął? – pomyślałam.
– A czasami po prostu nie chcą być znalezieni – ciągnęła.
Nie potrafiłam doszukać się powodu, dla którego mój tata miałby nie chcieć się odnaleźć. Miałby bardzo ładną żonę i niebrzydką córkę.
– Ale można to zgłosić na policję.
– Zaginął za granicą. – Kolejne kłamstwo przyszło mi przez gardło równie gładko jak inne.
– Od tego jest Interpol. – Wampirena podrapała Edwarda za uchem. – Wiesz, ilu zaginionych tutaj leży? – zapytała nagle.
Poczułam, jak robi mi się zimno.
Ostatecznie siedziałyśmy na Skrawku, który był pełen ludzkich kości.
W klasie wszyscy mi współczuli. Kiedy przyszłam do szkoły, nawet Koszmarian powstrzymał się od głupich uwag. Nie kto inny jak Wypłosz potwierdził istnienie cyrku Medrano, więc mój zaginiony tata stał się nagle postacią tak realną, że sama prawie uwierzyłam w swoją historię.
– Może to umieścić na fejsie? – zapytał Buła z Masłem. – Internet to potęga i znaleźć kogoś to… buła z masłem – zakończył swoim ulubionym powiedzonkiem. – Daj mi zdjęcie starszego, to się tym zajmę.
W zasadzie mogłam pozwolić mu na taką akcję, ale oczywiście nie miałam żadnego zdjęcia.
– Poczekajmy, co powie Interpol – zdecydowałam.
Kiedy lekcje się skończyły, byłam nie tylko właścicielką najdłuższych nóg, ale i najpopularniejszą dziewczyną w szkole.
Wampirena СКАЧАТЬ