Название: Boznańska. Non finito
Автор: Angelika Kuźniak
Издательство: PDW
Жанр: Биографии и Мемуары
isbn: 9788308071113
isbn:
Boznańscy zajmowali piętro wysokiego na około kilkanaście metrów, a więc niskiego, domu. Nie jest jasne, czy całe, czy tylko część poszerzoną o dwa pokoiki nad boczną sienią. Może były to pokoje Olgi i Izy. Prawdopodobnie jeden z nich przebudowano potem na pracownię Boznańskiej.
Przed domem przy Wolskiej 21 w Krakowie, Olga pierwsza z lewej
Świadek Franciszek Mączyński (jego szczegółowa charakterystyka ze względu na istotną rolę odegraną w życiu bohaterki nastąpi później) w liście z 1902 roku opisuje, bardzo ogólnie, wygląd mieszkania. Wiemy więc, że z sieni wchodzi się bezpośrednio do „pokoju wstępnego”, który jest jednocześnie gabinetem Adama Boznańskiego. Stąd drzwi prowadzą do salonu z kominkiem. Blisko przejścia – widać to na jednym z archiwalnych zdjęć – stoi pianino, nieodzowny rekwizyt mieszczańskiego domu. Iza, utalentowana muzycznie, i Olga z pewnością nieraz grały na nim, może nawet na cztery ręce.
Olga (z lewej) i Iza Boznańskie
Dom od początku ma przynosić dochód. Z tyłu posesji Boznański każe wybudować piętrową oficynę i przeznacza ją na wynajem. Standard mieszkań jest dość niski. Ale typowy dla epoki. Ubikacje na zewnątrz, oddzielone od siebie cienkimi murowanymi ścianami. Waterklozety i kanalizację wprowadzono dużo później. Czynsz? Najniższy – trzydzieści koron miesięcznie. Najwyższy – sto. Dla porównania: ówczesna średnia dniówka niewykwalifikowanego murarza to dwie i pół korony, kwalifikowany dostaje o trzy i pół korony więcej.
Boznańscy nie są bardzo zamożni, ale dobrze im się żyje.
W roku 1876 ojciec Olgi otrzymuje dodatkowo – co odnotowuje dziennik „Czas” 29 października – „z Namiestnictwa nominacyę na budowniczego”, a rok później zaczyna pracować jako rzeczoznawca sądowy. Oszacowuje nieruchomości w Krakowie. Legitymuje się pieczątką: „Adam Boznański, inżynier i budowniczy, znawca techniczny – sądownie zaprzysiężony”.
Początek
Ile Olga ma lat, kiedy pierwszy raz rozkłada arkusz papieru i zaczyna rysować? Sześć. Uczy ją matka. I fakt ten nie jest w tamtej epoce niczym nadzwyczajnym. Według Heleny Blumówny „zachowane prace [Eugenii Boznańskiej] kwalifikują ją jako poprawną rysowniczkę”.
Eugenia choruje na gruźlicę. Biednych leczono wtedy psim łojem albo roztworem kwasu karbolowego i nadmanganianu potasu. Bogatszych – klimatem. Raz do roku jeździ więc z córkami do Zakopanego, Szczawnicy, Rabki albo – w przypadku lepszej kondycji finansowej – do Karlsbadu, może nawet do Szwajcarii.
Do Zakopanego (tak to sobie wyobrażam) zabierają zapasy herbaty, cukru, świec – na wszelki wypadek. Obuwie nie do zdarcia, z mocnej skóry, na grubej podeszwie. Ciepłą bieliznę, wieczory bywają chłodne. Kapelusze i parasolki, słońce w górach mocno pali. Oraz prowiant na drogę, bo jedzie się długo.
Do listopada 1884 roku kolej żelazna dochodzi tylko do Krakowa. Jedno- lub dwukonną furmankę, zwaną budką, najmują więc jeszcze w mieście, na Rynku Kleparskim. A potem, nie mogąc nawet nóg rozprostować, tłuką się po marnych – w większości – drogach prawie dwa dni, z przerwą na nocleg. Nawet po wydłużeniu linii kolejowej aż do Chabówki pozostawało jeszcze kilka godzin na góralskim wozie. Tylko białe płótno rozpięte nad głowami chroniło przed spiekotą, kurzem i deszczem.
Noclegu szukają już na miejscu. „Ci górale to szaleńcy – pisała Eugenia w liście do córki, gdy w późniejszych latach Olga często zostawała w Krakowie z ojcem, bo miała coraz więcej zamówień na portrety, a z matką w góry jeździła Iza – tyle jest pustych kwater, a oni domagają się nieprawdopodobnych cen: stu sześćdziesięciu florenów za dwa pokoje bez kuchni. Za dwa pokoje na strychu nad oborą pewna kobieta miała czelność zażądać stu siedemdziesięciu florenów, a nawet nie mają tam schodów, tylko drabinę”.
Floren, czyli złoty reński. Za złoty siedemdziesiąt można kupić w tamtych czasach pudełko „pudru książęcego” z łabędzikiem, czyli puchem łabędzim, którym przygładza się włosy i ściera puder z twarzy. Prawie dwa złote kosztuje „proszek peruwiański dra Wruna” na choroby nerwowe: „melancholię, na bojaźń bez przyczyny, histeryczne kurcze”. Trochę droższe są „pigułki kokowe prof. Samsona”. Za pudełko trzeba zapłacić dwa złote reńskie. Warto – jak głosi reklama w prasie – bo leczą „cierpienia płuc i szyi”.
Podczas gdy Eugenia łyka lód (powszechny zwyczaj przy suchotach), może leży też w specjalnym worku pod kocem na balkonie, reguluje oddech i patrzy na ośnieżone szczyty, Olga zaludnia kartki pasterzami, dziećmi i kobietami w długich sukniach. Maluje jeźdźca na koniu i chłopów podczas prac polowych. Są nawet nokturny. Pojawia się także (dużo później, bo w 1886 roku) naszkicowany ołówkiem „stary, zgrzybiały Sabała” ze swoimi gęślikami. Na niektórych wczesnych rysunkach przez łąkę biegnie pies, pasą się na niej barany. Widać – choć obrazki dziś lekko już wypłowiały – że wykańczała je z dużą starannością. Na wielu widnieje podpis „Nowina”.
Jeden z wczesnych, dziecięcych rysunków Olgi
Melancholia
Do Krakowa, „klaustrofobicznego miasta”, którego mieszkańcy, „pokryci patyną wieków”, snują się „w melancholijnym zaduchu” (opinia świadka anonimowego), panie Boznańskie wracają po kilku tygodniach.
Załóżmy, że jest rok 1877 albo trochę później.
W wielu krakowskich domach na bambusowej etażerce obok pucharków z Karlsbadu czy szklanych kul z wtopionym kwiatem leżą oprawione w aksamit lub safian sztambuchy.
To czas, kiedy wszyscy deklamują wiersze. Sztambuchy ma także Olga. Pismo eleganckie, trochę wymyślnych zawijasów. Trudno zgadnąć po konturach liter, jaką stalówkę miało pióro i czy atrament był drogi. Przepisuje do sztambuchów wiersze Juliusza Słowackiego, Adama Asnyka, Odę do młodości Adama Mickiewicza. Ceni też piszącego po francusku Maurice’a Maeterlincka, czyta go w oryginale. Jego dramat Peleas i Melisanda z bohaterką pogrążoną w wewnętrznym smutku stanie się jej zapewne (za kilka lat, bo powstał w 1892 roku) szczególnie bliski.
Wiersze układa też sama. Jest w archiwum kilka kartek z poezją. Bez podpisu. Autorka nie zaryzykuje stwierdzenia, że to dzieła Olgi. Choć pisane w większości jej ręką. Notatki to w ogóle sprawa problematyczna, ponieważ duża ich część, na przykład spośród zapisków paryskich, to dzieło kogoś innego. Wśród nich są odpisy modlitw oraz pism społeczno-politycznych.
Kraków pod koniec XIX wieku. Rynek i Pałac Sztuki
Skłonność СКАЧАТЬ