Название: Turbopatriotyzm
Автор: Marcin Napiórkowski
Издательство: PDW
Жанр: Публицистика: прочее
Серия: Nowe non-fiction
isbn: 9788380499102
isbn:
Na tak zarysowanym tle rozsądne i spójne wydaje się to, co Brytyjczyk sądzi o ojkofobii. Twierdzi, że multikulturalizm nie jest w stanie tolerować współczesnej kultury zachodniej, którą traktuje jako opresywną wobec mniejszości. Zarażeni nim wpadają w ten sposób w paradoks, ponieważ zaczynają ograniczać prawa sobie podobnych – białych Amerykanów czy Brytyjczyków – w ten sposób czyniąc siebie samych wykluczonymi. Scruton przywołuje w tym kontekście George’a Orwella i jego pojęcie nowomowy, wskazując na jej podobieństwa ze współczesną „poprawnością polityczną”. Nie powinniśmy się jednak załamywać, istnieje bowiem odtrutka na ojkofobię. Jako że „choroby wywołane myślą mogą być myślą uleczone”43, jako remedium Scruton proponuje tradycyjną edukację, filozofię i naukę umiłowania własnej cywilizacji.
Pałeczkę przejmuje z rąk Scrutona grupa polskich konserwatywnych filozofów. Jacek Bartyzel spopularyzował ten termin na kartach Encyklopedii „Białych Plam”:
Do natury o[jkofobii] należy to, że nieomal nigdy nie występuje ona pod swoją własną nazwą, lecz pozytywnie prezentuje się jako – nieodmiennie nasączony silną dawką moralnego patosu – sprzeciw wobec ksenofobii. […] Walka z „ksenofobią” występuje w nieodłącznym akompaniamencie typowych dla kostycznego racjonalizmu (oświeceniowego chowu) wygrażań pod adresem „przesądów” i „kołtunerii” („ciemnogrodu”), mobilizowania opinii pod hasłem (zredefiniowanej do wszechogarniającego zakresu akceptacji zachowań i poglądów uważanych dotąd powszechnie za moralnie i/lub estetycznie naganne) tolerancji, tudzież deklaracji dążenia do społeczeństwa „otwartego” i „inkluzywnego”, czyli takiego, w którym „zniesieniu” (tak jak klasy, państwo i religia w marksizmie) uległyby wszelkie zróżnicowania, łącznie z fundamentalnym podziałem na „swoich” i „obcych”44.
Bartyzel, wprost podążając wyznaczoną przez Scrutona ścieżką, pisze wręcz o „dyktaturze politycznej poprawności”. Spór wokół ojkofobii zostaje w ten sposób zdefiniowany jako walka o prawo do reprezentacji – do mówienia tego, co się myśli, i obecności w przestrzeni publicznej.
W podobnym tonie wypowiadają się Zbigniew Musiał i Bogusław Wolniewicz, w książce Ksenofobia i wspólnota. Autorzy twierdzą, że walka z ksenofobią zmierza do „amputowania człowiekowi jego duszy historycznej”. U Polaka dusza ta wyraża się jednak nie tyle w umiłowaniu greckiej filozofii, o którym pisał Scruton, ile raczej w pamięci „o tysiącletniej walce jego narodu z obcymi dla zachowania swego domu i chronionych przez ten dom wartości”45. W ten sposób Musiał i Wolniewicz piszą więc wprost, że polska dusza jest tożsama z obsesją niepodległości, a walka z ksenofobią, która ma nas z tej obsesji wyleczyć, to w gruncie rzeczy droga do zatracenia tożsamości.
Dla skrajnej prawicy „ksenofobia”, „etnocentryzm”, a nawet „faszyzm” czy „nacjonalizm” to tylko propagandowe etykiety silnie zabarwione uczuciowo, lecz pozbawione wyraźnej treści. Innymi słowy nie są to pojęcia, lecz wyzwiska, a nawet coś gorszego, bowiem „wyzwiskiem chce się kogoś tylko znieważyć, tamtymi natomiast słowami chce się tego, kto myśli inaczej niż my, unieszkodliwić lub zniszczyć; a przynajmniej zmusić do milczenia. […] Określenie kogoś takim epitetem oznacza, że wydany został na niego wyrok; że przez jakiś anonimowy Kafkowski trybunał został już osądzony i skazany. Z braku terminu językoznawczego można by rzec, że są to »słowa-piętna«, czy też »słowa-klątwy«”46. Wolniewicz i Musiał dokonują w ten sposób odwrócenia logiki stojącej za ideą poprawności politycznej. Prawdziwą „mową nienawiści” okazuje się tu nie stereotypizowanie i szykanowanie mniejszości, lecz wytykanie palcami tych, którzy praktykują ksenofobię.
Ten odwrócony koncept przeniknął dziś do głównego nurtu debaty i stanowi trzon turbopatriotycznej argumentacji.
Skoro w „mowie nienawiści” znajdują się określenia znieważające ze względu inną orientację seksualną, narodowość i rasę, to dlaczego nie ma wziętych pod uwagę tych, które obrażają własną wspólnotę, naród? – pyta anonimowy autor felietonu Ojkofobia. Polak nienawidzi Polaka. – Dlaczego hasło „ciemnogród” nie jest uznane za nakręcanie spirali nienawiści? No cóż, zapomniałem, że obrażanie geja to nawoływanie do przemocy, a obrażenie własnego narodu to „konstruktywna krytyka”. Pełno jest ojkofobów. Bazują oni na naszych kompleksach i chcą, byśmy na wszystkich patrzyli z dołu. Mamy się czego wstydzić i mamy z czego być dumni, dlatego patrzmy światu prosto w oczy”47.
Ksiądz Dariusz Kowalczyk pytał z kolei na łamach „Gościa Niedzielnego”, czy mamy już dwie Polski: „Dumną ze swych dziejów Polskę chrześcijańsko-narodową oraz Polskę zakompleksioną wobec liberalno-lewicowego Zachodu, gotową rozpuścić się w jakimś superpaństwie zarządzanym przez Brukselę i Berlin?”. W ten sposób ojkofobia łączy się z kolejnym powracającym w tej książce motywem – lękiem przed rozpuszczeniem się i utratą tożsamości. „W 1920 też byli tacy, którzy rozczarowali się społeczeństwem nad Wisłą – przestrzega ksiądz Kowalczyk. – Nie mogli zrozumieć, że nie chce ono odrzucić zacofanego dziedzictwa przodków i przyjąć postępu niesionego przez Rosję radziecką. Wtedy oikofobia miała twarz sowieckiego internacjonalizmu. Dziś ma twarz społeczeństwa otwartego pana Sorosa”48.
To tylko dwa spośród wielu przykładów. Na łamach prawicowej prasy i w przemówieniach polityków nieustannie oskarża się polskie elity o przesiąknięcie ojkofobią. Jego pierwszym objawem jest właśnie zarzucanie rodakom ksenofobii, seksizmu, rasizmu, homofobii i antysemityzmu49. Ojkofobowie, wytykając Polakom nietolerancję, przedstawiają nasz kraj jako zaścianek. Pragną, by brukselskie czy berlińskie elity obroniły ich przed własnymi sąsiadami, których odczłowieczają w figurze ciemnego motłochu. Podsumowując, można zatem powiedzieć, że ojkofobia to najgroźniejszy rodzaj nienawiści do Polski. To nienawiść przychodząca nie z zewnątrz, lecz głęboko zinternalizowana przez samych Polaków (głównie przez elity), pragnących przypodobać się Zachodowi, ale też przerażonych wizją oskarżenia o ksenofobię.
To wprawdzie materiał na zupełnie inną książkę, ale wypada też przyznać uczciwie, że ojkofobia jest w Polsce faktem społecznym. Czasem nawet obserwuję ją u siebie. Chciałbym wierzyć, że nie zawsze jest czymś złym. Że może być pożyteczna, jeżeli nie oznacza nienawiści, uprzedzeń, lecz jedynie wezwanie, by porządki zaczynać od własnego ogródka, by wymagać przede wszystkim od siebie samego, swojej ulubionej partii, swojej ojczyzny, a dopiero potem strofować innych. Ale nie będę się o to sprzeczał. Chętnie przyjmę z pokorą, że jest to jednak przywara. Bo krytyka polskich wzorów kultury, choćby nawet wygłaszana z intencją samodoskonalenia i przebrana za autokrytycyzm, bardzo łatwo osuwa się w klasowo czy partyjnie umocowaną krytykę tych innych, którzy są Polakami „gorzej”, „bardziej”, „zaściankowo”50…
СКАЧАТЬ
42
R. Scruton,
43
Tenże,
44
J. Bartyzel,
45
B. Wolniewicz, Z. Musiał,
46
Tamże, s. 24.
47
48
D. Kowalczyk,
49
Taką litanię przedstawia Dorota Łosiewicz na łamach portalu wPolityce.pl, zainspirowana medialną wypowiedzią Daniela Olbrychskiego (
50
Dwie niedawno opublikowane książki, które wskazywałyby na pewien pozytywny potencjał polskiej ojkofobii, to