Millennium. David Lagercrantz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Millennium - David Lagercrantz страница 7

Название: Millennium

Автор: David Lagercrantz

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Millennium

isbn: 9788380153875

isbn:

СКАЧАТЬ i przyglądała się, jak ten płonie w swoim mercedesie. Od tamtej pory wszystko było walką na śmierć i życie. Przeszłość stała się jak bomba, która tylko patrzeć, jak wybuchnie; a dziś, wiele lat później, gdy Lisbeth Salander wychodzi z bramy na ulicy Twerskiej, wydarzenia na Lundagatan przesuwają się w jej głowie jak seria migawek.

      Jest tutaj. Widzi dokładnie, którą lukę w ochronie wykorzystać do oddania strzału i którędy potem uciekać. Pamięta nawet więcej, niż się domyśla, więc posuwa się bardzo powoli. Dopiero gdy Camilla w czarnej sukni wychodzi na czerwony dywan na swoich wysokich obcasach, Lisbeth przyspiesza, chociaż nadal jest pochylona i milczy.

      Z restauracji dochodzi dźwięk smyczków, brzęk kieliszków, a na zewnątrz wciąż pada, krople szeleszczą, uderzając o ziemię. Lisbeth obserwuje sunący jezdnią policyjny samochód i rząd ochroniarzy wzdłuż czerwonego dywanu, zastanawia się, kiedy znów zwrócą uwagę na nią. Zanim strzeli czy dopiero potem? Nie wiadomo, nie ma żadnych gwarancji. Ale wydaje się, że jeszcze nie. Jest ciemno, mglisto, Camilla skupia na sobie całą uwagę.

      Olśniewa, jak zawsze, w oczach Kuzniecowa pojawia się błysk, zupełnie jak kiedyś, dawno temu u chłopaków na szkolnym podwórku. Camilla potrafiła sprawić, że życie się zatrzymuje. Urodziła się z tym darem. Lisbeth rejestruje, jak siostra sunie naprzód, Kuzniecow prostuje się i otwiera ramiona w nerwowym powitalnym geście, a goście przy drzwiach przepychają się, bo też chcą zobaczyć. Właśnie w tym momencie od strony ulicy rozlega się głos, na który Lisbeth właściwie cały czas czeka: Там, посмотрите. Tam, patrzcie, i jeden z ochroniarzy – blondyn ze spłaszczonym nosem – rzuca spojrzenie w jej stronę, i ona już nie może czekać.

      Sięgnęła dłonią do kabury z berettą i zlodowaciała, jak wtedy, gdy rzuciła na samochód ojca napełniony benzyną karton po mleku, zdążyła tylko zobaczyć, jak Camilla zesztywniała ze strachu i jak trzej ochroniarze, nie odrywając od niej wzroku, pewnym ruchem położyli dłonie na pistoletach. Myślała, że zadziała błyskawicznie i bezlitośnie.

      Mimo to zastygła, jakby nagle ogarnął ją paraliż, w pierwszej chwili sama nie rozumiała dlaczego. Poczuła, jak ociera się o nią jakiś kolejny upiór z dzieciństwa, i zrozumiała, że nie tylko straciła swoją szansę, ale że stoi zupełnie odsłonięta naprzeciw wielu wrogów, bez szans ucieczki.

      CAMILLA NIE DOSTRZEGŁA tego wahania. Usłyszała tylko własny krzyk, zobaczyła drgnienie głów i ciał, sięgnięcie po broń. I tak była przekonana, że jest za późno, że jej pierś zostanie zaraz rozerwana przez kule. Jednak atak nie nastąpił, zdążyła rzucić się do środka, chowając się za Kuzniecowem; przez kilka sekund towarzyszyła jej tylko świadomość własnego ciężkiego oddechu i gwałtownych ruchów wokół niej.

      Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie tylko się wywinęła, ale że sytuacja zmieniła się na jej korzyść. Teraz nie ona jest śmiertelnie zagrożona, ale tamta ciemna postać, której twarzy jeszcze nie dostrzegła. Postać pochyliła głowę, sprawdzając coś w swojej komórce, to musiała być Lisbeth. Camilla poczuła pulsującą nienawiść i żądzę krwi, gwałtowne pragnienie, aby patrzeć na jej cierpienie i śmierć. Znów spojrzała na chaos na ulicy.

      Sytuacja przedstawiała się lepiej, niż mogłaby marzyć. Podczas gdy ją otaczali ochroniarze w kuloodpornych kamizelkach, do stojącej samotnie na chodniku Lisbeth mierzyło ileś pistoletów. Coś wspaniałego. Camilla chciała przedłużyć ten moment, zdawała sobie sprawę, że będzie do niego wracać po wielekroć. To koniec Lisbeth, za chwilę zostanie zniszczona; na wypadek gdyby ktoś się wahał, Camilla krzyknęła:

      – Strzelajcie! Ona chce mnie zabić! – W następnej sekundzie wydawało jej się, że rzeczywiście usłyszała serię strzałów.

      Całym ciałem odbierała huk i trzaski i chociaż już nie widziała Lisbeth – widok zasłaniali jej biegnący ludzie – wyobrażała sobie, jak siostra ginie pod gradem kul, pada zakrwawiona na chodnik. Ale nie… coś było nie tak. To nie strzały, tylko… co?… bomba, wybuch? Potworny hałas wylewał się z głębi restauracji i chociaż Camilla nie chciała stracić ani sekundy z widoku poniżenia i śmierci siostry, spojrzała w tłum. Nie była w stanie tego zrozumieć.

      Skrzypkowie przestali grać i spoglądali przerażeni na salę. Wielu gości stało, zatykając uszy rękami. Inni chwytali się za pierś albo krzyczeli ze strachu. Większość rzuciła się w panice do wyjścia i dopiero gdy drzwi restauracji otworzyły się i pierwsi ludzie wybiegli na deszcz, Camilla zrozumiała. To nie bomba, tylko muzyka nagłośniona do takiego poziomu, że nie dawało się jej odbierać jako sekwencji dźwięków, bardziej jak wibrujący atak w przestrzeni, i nie zdziwiło jej, kiedy starszy łysy mężczyzna zaczął krzyczeć:

      – Co to jest?! Co to jest?!

      Jakaś niespełna dwudziestoletnia kobieta w krótkiej granatowej sukience padła na kolana, osłaniając głowę rękami, jakby myślała, że dach na nią runie. Stojący tuż obok Kuzniecow mruknął coś niezrozumiale, zagłuszony przez hałas; w tym momencie Camilla zorientowała się, że popełniła błąd, bo odwróciła uwagę. Wściekła spojrzała w stronę chodnika, ale siostry już tam nie było.

      Jakby zapadła się pod ziemię. Camilla, zdesperowana, rozejrzała się wśród oszalałych, krzyczących i zdezorientowanych gości, sama zdążyła zakląć i wrzasnąć, kiedy poczuła gwałtowne uderzenie w ramię i padła na ziemię. Uderzyła łokciem i głową w chodnik, czoło pulsowało bólem, z warg ciekła krew i wśród tupotu stóp dokładnie nad sobą usłyszała mrożący w żyłach znajomy głos: „Zemsta przyjdzie, siostro, jeszcze przyjdzie”, ale była zbyt zamroczona, żeby zareagować.

      Kiedy uniosła głowę i rozejrzała się, nie było śladu po Lisbeth, jedynie tłum ludzi wybiegających z restauracji. Krzyknęła: „Zabijcie ją!”, lecz już sama w to nie wierzyła.

      WŁADIMIR KUZNIECOW nie odnotował, że Kira padła na ziemię. Prawie nie zauważał rozgrywającego się szaleństwa, ale wyłapał coś, co przeraziło go znacznie bardziej niż to wszystko, co się działo: kilka słów, które zostały wykrzyczane w tętniącym rytmie. Długo nie chciał wierzyć, że to prawda.

      Kręcił głową, mamrocząc „nie, nie”, i usiłował zbyć to jako koszmarne urojenie, wybryk swojej wybujałej wyobraźni. Ale to naprawdę była ta piosenka – pieśń z jego koszmarów – więc chciał tylko zapaść się pod ziemię i umrzeć.

      – To nieprawda, nieprawda – mamrotał, a refren grzmiał jak podmuch wybuchającego granatu.

      Killing the world with lies.

      Giving the leaders

      The power to paralyze

      Feeding the murderers with hate,

      Amputate, devastate, congratulate.

      But never, never

      Apologize.

      Żadna piosenka na świecie nie budziła w nim takiego lęku jak ta, nie chodziło nawet o to, że impreza, na której tak mu zależało, została doszczętnie zepsuta, nawet o groźbę pozwów sądowych od wściekłych oligarchów i polityków za popękane błony bębenkowe. Myślał tylko o muzyce, w czym nie było nic dziwnego. Sam fakt, że była grana tu i teraz, wskazywał, że ktoś dotarł do jego najstraszniejszej tajemnicy. Groziła mu kompromitacja przed całym światem, poczuł taką panikę, СКАЧАТЬ