Название: Niemiecki bękart (wyd. 3)
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788381432580
isbn:
– Co jest…
Podłogę pokrywały muchy. Czarne, obrzydliwe, martwe. Również na parapecie leżały całe sterty much. Obaj odruchowo wytarli ręce o spodnie.
– Kurde, ale obrzydlistwo. – Mattias się skrzywił.
– Skąd tu tyle much?
Adam ze zdumieniem patrzył na podłogę i nagle w jego umyśle, wytrenowanym na serialach CSI, coś się nieprzyjemnie skojarzyło. Martwe muchy. Smród. Odsunął od siebie tę myśl, ale jego wzrok nieubłaganie wędrował do stojącego tyłem fotela.
– Mattias?
– Co? – powiedział Mattias z rozdrażnieniem, usiłując stanąć tak, żeby nie deptać po martwych muchach.
Adam nie odpowiedział. Powoli, z wahaniem, ruszył w kierunku fotela. Coś mu mówiło, żeby zawrócić, wyjść tak, jak weszli, uciekać jak najdalej. Zwyciężyła ciekawość. Nogi same go poniosły.
– O co chodzi? – spytał Mattias, ale umilkł, widząc napięcie w ruchach Adama.
W odległości pół metra od fotela Adam wyciągnął przed siebie rękę. Drżała, sam to widział. Bardzo powoli wyciągał ją w stronę oparcia. Słychać było tylko trzeszczenie much pod jego stopami. Pod palcami poczuł chłodne oparcie. Napiął mięśnie i przesuwając oparcie w lewo, obrócił fotel. Cofnął się o krok. Fotel obracał się powoli, stopniowo ukazując drugą stronę. Stojący za Adamem Mattias zwymiotował.
Wodził za każdym, najmniejszym jego ruchem wielkimi wilgotnymi oczami. Mellberg starał się go ignorować, ale bez powodzenia. Pies kleił się do niego, wpatrywał się w niego z uwielbieniem. W końcu Mellberg zmiękł. Z najniższej szuflady wyjął kokosową kulkę i rzucił na podłogę, pod nos psa. W ułamku sekundy było po kulce. Mellberg odniósł wrażenie, że kundel się do niego uśmiechnął. Na pewno mu się przywidziało. W każdym razie pies był już czysty. Annika go wykąpała. Naprawdę dobrze się spisała. Mimo to Mellberg poczuł niesmak, gdy obudził się rano i odkrył, że w nocy pies wskoczył mu do łóżka. Szampon chyba nie zabija pcheł i innych takich. A jeśli jego sierść roi się od małych pełzających bestii, które tylko czekają, żeby przeskoczyć na jego obfite ciało? Drobiazgowa inspekcja sierści nie ujawniła żywych organizmów, a Annika zaklinała się, że kiedy go kąpała, nie widziała żadnych pcheł. Ale, do cholery, to jeszcze nie znaczy, że pies ma spać w jego łóżku! Są granice.
– Jak my cię nazwiemy, co? – odezwał się Mellberg i natychmiast zrobiło mu się głupio, że rozmawia z czworonogiem.
Ale kundlisko musi się jakoś wabić. Mellberg zaczął się zastanawiać i rozglądać za jakąś podpowiedzią. Do głowy przychodziły mu same głupie psie imiona: Fido, Ludde… Nie, to do niczego. Nagle zachichotał. Przyszedł mu do głowy fantastyczny pomysł. Musiał przyznać, że brakuje mu Lundgrena. Ale przecież musiał go wyrzucić. Nie odczuwał dotkliwego braku, ale zawsze. A może nazwać psa Ernst? Niezły dowcip. Zachichotał jeszcze raz.
– Ernst. Co ty na to, stary? Może być, co?
Znów sięgnął do szuflady po kokosową kulkę. Należy się Ernstowi. Nie jego problem, jeśli pies się roztyje. Za kilka dni Annika na pewno znajdzie mu jakiś dom, więc nie szkodzi, jeśli przedtem zeżre jedną czy dwie kokosowe kulki.
Obaj z Ernstem drgnęli, słysząc przenikliwy dzwonek telefonu.
– Bertil Mellberg, słucham. – W pierwszej chwili nie zrozumiał głośnego histerycznego trajkotania. – Mów wolniej. Coś ty powiedział?
Słuchał w skupieniu i aż uniósł brwi, gdy do niego dotarło, o co chodzi.
– Zwłoki, mówisz? Gdzie?
Wyprostował się na krześle. Kundel nazwany Ernstem również usiadł i zastrzygł uszami. Mellberg zapisał ad-res w notesie i zakończył rozmowę poleceniem: – Proszę się stamtąd nie ruszać. – Zerwał się z krzesła, a Ernst ruszył za nim jak cień.
– Zostań – powiedział Mellberg władczym tonem i ze zdziwieniem stwierdził, że pies stanął w miejscu, jakby czekał na dalsze rozkazy. – Na miejsce. – Wskazał mu kosz, który Annika postawiła w rogu gabinetu. Ernst niechętnie posłuchał. Powlókł się na legowisko, położył łeb na łapach i obrażony spojrzał na swego tymczasowego pana. Bertil Mellberg był nadzwyczaj zadowolony, że wreszcie ktoś go słucha. Poczuł się tak umocniony w roli władcy, że wybiegł na korytarz, oznajmiając wszem wobec: – Dostaliśmy zgłoszenie o znalezieniu zwłok.
Z trzech pokoi wysunęły się trzy głowy: ruda, należąca do Martina Molina, siwa Gösty Flygarego i czarna Pauli Morales.
– Zwłoki? – odezwał się Martin i jako pierwszy wyszedł na korytarz.
Od strony recepcji nadeszła Annika.
– Dzwonił przed chwilą chłopak, nastolatek. Dla zabawy włamali się do jakiejś willi, gdzieś między Fjällbacką i Hamburgsund. W środku znaleźli trupa.
– Właściciela willi? – spytał Gösta.
Mellberg wzruszył ramionami.
– Nie wiem nic więcej. Kazałem chłopakom zostać na miejscu, zaraz tam jedziemy. Martin, ty z Paulą jednym samochodem, ja z Göstą drugim.
– Może zadzwonić po Patrika… – ostrożnie powiedział Gösta.
– Kto to jest Patrik? – spytała Paula, patrząc to na Göstę, to na Mellberga.
– Patrik Hedström – odezwał się Martin. – Pracuje u nas, ale od dziś jest na urlopie ojcowskim.
– Do cholery, do czego nam Hedström? – prychnął z oburzeniem Mellberg. – Przecież ja tu jestem. – Nadął się i pognał do garażu.
– Hura! – mruknął Martin, gdy Mellberg już nie mógł go usłyszeć. Paula pytająco uniosła brew. – Nie przejmuj się – zaczął się tłumaczyć Martin. I dodał: – Z czasem zrozumiesz.
Paula była wyraźnie zdezorientowana, ale postanowiła nie drążyć. Niedługo na pewno się zorientuje, jak się sprawy mają w nowym miejscu pracy.
Erika westchnęła. W domu zrobiło się cicho. Aż za bardzo. Przez ostatni rok przyzwyczaiła się nasłuchiwać najmniejszego mruknięcia, nie mówiąc o płaczu. Teraz było cicho jak na pustkowiu. Kursor mrugał do niej z pierwszego wiersza dokumentu Worda. Od pół godziny nie napisała ani jednej litery. W głowie miała całkowitą pustkę. Przejrzała notatki i artykuły, które skopiowała latem. Po wielu listach z prośbą o spotkanie w końcu udało jej się umówić z główną postacią dramatu, morderczynią, ale spotkanie miało nastąpić dopiero za trzy tygodnie. Na razie to, co zgromadziła, musi wystarczyć, posłużyć za punkt wyjścia. Problem polegał na tym, że nie mogła ruszyć z tego punktu, nie przychodziło jej do głowy ani jedno słowo. Ogarnęły ją wątpliwości, jak każdego autora. Że już nie potrafi znaleźć odpowiednich słów i ułożyć z nich zdania, że wyczerpała swoją СКАЧАТЬ