Название: Białe ciała
Автор: Jane Robins
Издательство: PDW
Жанр: Триллеры
Серия: Thriller psychologiczny
isbn: 9788380156678
isbn:
Wyjmuję z torby laptopa i piszę w dossier: Tilda wydaje się przestraszona, niepewna, zestresowana. Powiedziałam jej o Controllingmen.com, ale nie chce słuchać. Wszelkie próby rozmowy z nią tylko pogarszają sprawę. Przeze mnie jeszcze bardziej się do niego zbliża.
6
Czuję, że moja siostra i ja jesteśmy do siebie podobne, w środku i na zewnątrz, tylko wtedy, gdy idziemy popływać, czyli w większość sobotnich poranków. Mama siedzi na brzegu basenu, z nogami dyndającymi w wodzie, czytając książkę i od czasu do czasu unosząc wzrok, żeby sprawdzić, czy się nie potopiłyśmy, a Tilda i ja nurkujemy nawzajem między swoimi nogami, udając roladę z dżemem i zbierając monety z dna. To nasze przepływanie pod i nad sobą jest harmonijne i bajkowe, mimo całego wrzasku i chlapania wokół, i to dla mnie nowość – czuć taki spokój i pewność siebie. Zwykle siostra mnie przyćmiewa i przytłacza swoją świetlistą aurą. Ale jako pływaczka mogę dotrzymać jej kroku – mimo że w innych sportach jestem beznadziejna – i podejrzewam, że mam płuca czempiona. Potrafię wytrzymać pod wodą ponad minutę i biję Tildę na głowę, kiedy robimy stójki. Poza tym mamy takie same białe czepki pływackie, więc przynajmniej wtedy jej złote włosy są zakryte. Tak lubię to sobotnie pływanie, że często nie mogę się go doczekać już od środy.
Szkoła to zupełnie inna sprawa. Tam starałam się być niewidoczna, w przeciwieństwie do Tildy, która usiłuje zwracać na siebie uwagę. Kiedy kompletują obsadę do szkolnego przedstawienia Piotruś Pan i Wendy (z piosenkami), podczas przesłuchań przepycha się na czoło kolejki i daje z siebie wszystko, jakby była Mary-Kate Olsen ubiegającą się o rolę w Czy to ty, czy to ja. Nie jest najlepszą aktorką w klasie, a już na pewno nie w szkole, ale uparciuch z niej, jej głos niesie się najdalej i ma śmiałość, którą płoszy innych. Po zdobyciu roli Piotrusia Pana chwali się, że pokonała beznadziejnego chłopca, i ćwiczy tekst, recytując go głośno na podwórku: „Mój sztylet! Przysięgam, że cię dopadnę, kapitanie Hak!”. Patrzę na to ze zdumieniem. Jak może się tak chełpić, zakładając bez żadnych obiekcji, że każdy jej zazdrości? Można by pomyśleć, że przez to okazywanie pychy będzie nielubiana, ale jest wręcz przeciwnie. Koleżanki pomagają jej w próbach, partnerują w scenach walk na plastikowe linijki.
Na ogół przyglądam się temu z daleka, siedząc podczas przerw na ceglanym murku przy żywopłocie z ligustru. Jednak po jakimś czasie wprowadzam nowy zwyczaj, zaczynam obchodzić teren podwórka, przypatrując się także innym dzieciom i przystając, jeśli dzieje się coś wartego uwagi, jak kopanie sekretnego tunelu przez trzecioklasistów czy organizowanie zoo z insektami. Mam stałą trasę; zgodnie z ruchem wskazówek zegara przechodzę obok sadu jabłkowego, okrążam trawnik z drabinkami i tunelem, idę wzdłuż żelaznego ogrodzenia i wracam drogą do szkolnej bramy.
Na ostatnim odcinku przeciskam się przez zakazane przejście między stołówką z dachem z blachy falistej a boczną ścianą szkoły, stąpając wśród zmiętych papierków po słodyczach i kawałków szkła. Jest tam chłodno, wilgotno i cuchnie kanalizacją; po drodze natykam się na grupki ukrywających się dzieci albo dziewczynki przypieczętowujące przyjaźń wymianą plotek o koleżankach. Nie jestem więc zdziwiona, kiedy pewnego dnia, idąc przejściem, dostrzegam kilka osób na drugim końcu. Początkowo nie widzę ich dobrze, bo wchodzę z jaskrawego słońca w mrok, ale słyszę tłumione chichoty, a potem głos Tildy, która mówi:
– Nie przerywajcie, to tylko Callie.
Wlokę się ku nim i dociera do mnie, że moja siostra stoi pomiędzy ścianami z Wendy i Kapitanem Hakiem. Wendy przyciska twarz do jego twarzy, a Tilda obejmuje ich oboje. Hak zwraca się z kolei w jej stronę, zbliża do niej usta i zaczynają się namiętnie całować, Tilda stoi oparta o ceglany mur i jedną nogą dotyka przeciwległej ściany. Odwraca głowę i patrzy na mnie stojącą w miejscu, przyglądającą się temu.
– Co robisz? – mówię oskarżycielsko, mimo woli.
Siostra otwiera usta i powoli wysuwa język, na którym leży truskawkowy wąż, taki, jakie kupuje się w szkolnym sklepiku.
– Przekaż węża – mówi ostrożnie, żeby nie spadł; obsuwa przy tym rękawy i obciąga spódnicę. – Chcesz?
Otwieram usta szeroko, a wtedy Tilda zbliża się do mnie i językami przekazujemy sobie węża z ust do ust. Cofam się, zdumiona, że zaproszono mnie do zabawy.
Wówczas słyszymy skrzekliwe:
– Wychodzić! Wychodzić w tej chwili!
Na końcu przejścia staje nauczycielka, nie panna Parfitt, ale groźna pani Drummond.
– Wiecie, że tu nie wolno wchodzić – mówi, kiedy wyłaniamy się pojedynczo, a na mój widok rzuca: – Dziwię się, że ciebie tu widzę, Callie Farrow.
Przystaję z wężem w zamkniętych ustach, a potem, zamiast do klasy, biegnę do ubikacji dla dziewczyn i patrzę w pordzewiałe lustro na swoją spoconą twarz. Staram się, żeby wąż przetrwał jak najdłużej. Nie ssę go.
To wtedy rodzi się we mnie nawyk potajemnego zjadania tego, co należy do Tildy. Wieczorami, przed pójściem do łóżka, stajemy w piżamach obok siebie, myjąc zęby. Ale teraz myję je jak najwolniej, czekając, żeby Tilda wyszła z łazienki, a potem, kiedy zostaję sama, wyjmuję z kubka jej szczoteczkę i używam zamiast własnej, liżę i ssę jak lizak, żeby przejąć choć trochę śliny mojej siostry. Innym razem, kiedy mama obcina nam włosy, biorę z kuchennej podłogi złoty kosmyk i zabieram ze sobą do łazienki. Trudno połknąć włosy, bo nie można ich pogryźć i powodują odruch wymiotny. Tnę je więc nożyczkami na kawałeczki, zabieram z dołu szklankę mleka i patrząc w łazienkowe lustro, popijam włosy mlekiem.
Tilda pisze dziennik. Widzę go któregoś dnia; leży na naszej toaletce, obok szklanych zwierzątek, które zbieramy, więc odrywam kawałek strony, pokryty jej niestarannym, niezgrabnym pismem, i zjadam. Papier z kolei łatwo zjeść; można czekać, aż rozpuści się w ustach, ale Tilda wpada we wściekłość, kiedy dostrzega oderwany róg, zarzuca mi, że czytam jej dziennik i go niszczę.
– Przeczytałam tylko jedną stronę, ale była taka nudna, że dałam sobie spokój – odpowiadam.
Później chowa dziennik, ale wiem gdzie – spoczywa wetknięty w róg poszewki na poduszkę.
Jeszcze innym razem zachodzę do spiżarni przy kuchni, bo wiem, że jeśli stanę na stołku, dosięgnę półki, na której stoi czerwona puszka; mama trzyma w niej nasze mleczaki, te, które każda z nas wkłada pod poduszkę dla zębowej wróżki. Wspinam się na palce, dotykam puszki i przyciągam ją do siebie, kiedy uświadamiam sobie, że patrzy na mnie mama.
– Co tam robisz, Callie?
– Chciałam tylko obejrzeć nasze zęby.
Mama odpowiada:
– To urocze.
I zostawia mnie w spokoju, więc wyjmuję z puszki trzy zęby, biegnę do swojej sypialni i chowam je w szufladzie z bielizną. Wpadłam na pomysł, że zjem zęby w obecności СКАЧАТЬ