Название: Fjällbacka
Автор: Camilla Lackberg
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Saga o Fjallbace
isbn: 9788380154797
isbn:
Wiedziała, że już nie jest taka jak dawniej. A Matte zobaczył, że jest zepsuta, wręcz przeżarta zgnilizną.
Zrobiło jej się duszno, musiała usiąść. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła się ramionami. W domu było cicho. Nagle coś uderzyło o podłogę. Piłka Sama. Spojrzała, powoli toczyła się w jej stronę. Odkąd przypłynęli na wyspę, Sam nie bawił się nią ani razu. Czyżby się obudził i zaczął bawić? Serce zabiło jej szybciej z radości, ale zdała sobie sprawę, że to niemożliwe. Drzwi jego pokoju były na prawo, a piłka wypadła z lewej, z kuchni.
Powoli wstała i poszła w tamtą stronę. W pierwszej chwili się przestraszyła: na ścianach i suficie zobaczyła poruszające się cienie. Ale strach zniknął tak szybko, jak się pojawił. Poczuła spokój. Nikt nie chce jej skrzywdzić. Nie umiałaby powiedzieć, dlaczego tak uważa, ale czuła to bardzo wyraźnie.
Z kąta dobiegł ją chichot. Spojrzała w tę stronę. Mignął jej chłopczyk. Zanim zdążyła się przyjrzeć, pobiegł do drzwi. Bez namysłu ruszyła za nim. Szarpnęła drzwi, poczuła silny powiew wiatru. Wiedziała, że musi za nim iść, że on tego chce.
Pobiegł do latarni. Co jakiś czas oglądał się za siebie, jakby chciał się upewnić, że biegnie za nim. Jasne włosy rozwiewał mu wiatr, biegła za nim aż do utraty tchu.
Drzwi były ciężkie, ale chłopiec był już za nimi, więc ona też musiała się dostać do środka. Wbiegając po stromych schodach, słyszała go na górze. Chichotał.
Ale gdy dotarła na górę, okrągłe pomieszczenie okazało się puste. Kimkolwiek był ten chłopiec, już sobie poszedł.
– Jak wam idzie? – Erika przytuliła się do siedzącego na kanapie Patrika.
Wrócił w sam raz na kolację. Dzieci już spały. Ziewnęła i położyła nogi na stoliku.
– Zmęczona? – spytał, głaszcząc ją po ramieniu. Nie odrywał wzroku od telewizora.
– Jak nie wiem co.
– To idź się połóż, kochanie. – Z nieobecnym wyrazem twarzy pocałował ją w policzek.
– Powinnam to zrobić, ale mi się nie chce. – Spojrzała na niego. – Potrzebuję trochę czasu dla siebie, trochę Patrika i telewizyjnych wiadomości, jako przeciwwagi do zafajdanych pieluch, zarzyganych kaftaników i szczebiotania do dzieci.
Patrik przyjrzał jej się uważnie.
– Wszystko w porządku?
– Oj, tak – odparła. – Nie to co przy Mai. Tylko czasem za dużo tego dobrego.
– Jak się skończy lato, wezmę wszystko na siebie, żebyś mogła pisać.
– Wiem, ale najpierw czeka nas właśnie całe lato. Jest dobrze, po prostu miałam ciężki dzień. I jeszcze ta straszna historia z Mattem. Nie znałam go dobrze, chociaż dość długo chodziliśmy do jednej klasy. I w gimnazjum, i w liceum. – Umilkła. – Jak wam idzie śledztwo? Nie odpowiedziałeś.
– Kiepsko – westchnął Patrik. – Rozmawialiśmy z jego rodzicami i z kolegami z pracy. Musiał być samotnikiem, bo nikt nie ma o nim nic do powiedzenia. Albo był potwornym nudziarzem, albo…
– Albo co? – spytała Erika.
– Albo są sprawy, o których na razie nic nie wiemy.
– W szkolnych czasach bynajmniej nie był nudziarzem. Przeciwnie, był towarzyski i wesoły. Bardzo lubiany. Taki chłopak, o którym się myśli, że cokolwiek będzie w życiu robił, odniesie sukces.
– Chodziła też z wami jego dziewczyna, prawda? – spytał Patrik.
– Annie? Tak, rzeczywiście. Ale ona… – Erika szukała właściwego określenia. – Miałam wrażenie, że zadzierała nosa. Trochę od nas odstawała. Tylko nie zrozum mnie źle, ona też była lubiana, byli z Mattem świetną parą. Ale zawsze miałam wrażenie, że on, jak by to powiedzieć… biegał za nią jak psiak. Radośnie merdał ogonem, gdy tylko raczyła zwrócić na niego uwagę. Nikt się specjalnie nie zdziwił, gdy postanowiła wyjechać do Sztokholmu i go zostawiła. Był, zdaje się, naprawdę załamany, ale chyba też się nie zdziwił. Annie nie należała do osób, które można zatrzymać. Rozumiesz, co mam na myśli, czy truję bez sensu?
– Rozumiem.
– Dlaczego pytasz o Annie? Chodzili ze sobą w liceum. Aż przykro o tym mówić, ale od tamtej pory minęły całe wieki.
– Ona tu jest.
Erika spojrzała na niego zdumiona.
– We Fjällbace? Całymi latami tu nie przyjeżdżała.
– Niezupełnie tutaj. Rodzice Matsa powiedzieli, że jest razem z synkiem na tej wyspie, która jest własnością jej rodziny.
– Na Wyspie Duchów?
Patrik przytaknął.
– Tak na nią mówią, ale nazywa się chyba inaczej, co?
– Gråskär – odparła Erika. – Ale wszyscy miejscowi mówią Wyspa Duchów. Podobno zmarli…
– …nigdy jej nie opuszczają – dokończył Patrik i uśmiechnął się. – Dzięki, już słyszałem o tych zabobonach.
– Skąd pewność, że to zabobony? Raz tam nocowaliśmy i od tamtej pory jestem przekonana, a ze mną pół mojej klasy, że tam naprawdę straszy. Nastrój był niesamowity, widzieliśmy i słyszeliśmy takie rzeczy, że w życiu nikt z nas nie chciałby tam nocować jeszcze raz.
– Nie dałbym wiele za takie fantazje nastolatków.
Erika szturchnęła go łokciem.
– Nie marudź. Kilka duchów działa bardzo ożywczo.
– Cóż, można i tak na to spojrzeć. Tak czy inaczej, muszę z nią porozmawiać. Zdaniem rodziców Mats się do niej wybierał, ale nie wiedzą, czy się spotkali. Od wielu lat nie byli w bliskich stosunkach, ale mógł jej coś o sobie opowiedzieć… – powiedział Patrik.
– To ja wybiorę się z tobą – powiedziała Erika. – Powiedz tylko, kiedy chcesz popłynąć. Poprosimy twoją mamę, żeby została z dziećmi. Annie cię nie zna – dodała, zanim Patrik zdążył zgłosić sprzeciw. – A ze mną chodziła do jednej klasy. Chociaż, przyznaję, nie przyjaźniłyśmy się. Może ci się przysłużę, może przy mnie się otworzy.
– Dobrze – niechętnie odparł Patrik. – Ale dopiero w piątek, bo jutro muszę jechać do Göteborga.
– Jesteśmy umówieni. – Erika zwinęła się w kłębek i przytuliła do ramienia męża.