Название: Millennium
Автор: David Lagercrantz
Издательство: PDW
Жанр: Современные детективы
Серия: Millennium
isbn: 9788380153851
isbn:
Pierwszy cios padł, kiedy żona zostawiła go z córką i przeprowadziła się do Åre ze swoim byłym szefem. Choć ostatecznie to oczywiście Benito odarła go ze złudzeń. Alvar mawiał, że każdy przestępca ma w sobie coś dobrego. Tyle że w Benito nie było nic dobrego, a szukało wielu – jej chłopacy, dziewczyny, adwokaci, terapeuci, psychiatra sądowy, nawet dwóch księży. Benito urodziła się jako Beatrice. Zmieniła imię na cześć jednego włoskiego faszysty… Miała swastykę wytatuowaną na szyi, bardzo krótko ostrzyżone włosy i niezdrowo bladą twarz. A jednak nie odstraszała wyglądem.
Mimo sylwetki bandziora miała w sobie pewną grację, na którą niejeden dawał się złapać. Choć znaczna większość reagowała tylko przerażeniem. Mówiono, że Benito zamordowała troje ludzi swoimi sztyletami, które nazywała Kris czy Keris i o których wspominano tak często, że stały się elementem groźnej i dusznej atmosfery placówki. Raz po raz mówiono, że najgorsze, co może się stać na oddziale, to stwierdzenie Benito, że wymierzyła w kogoś swe sztylety. Oznaczało to bowiem, że ten ktoś w zasadzie już jest martwy albo prawie martwy. Nawet jeśli większość z tego była oczywiście zwykłą gadaniną i obietnicami bez pokrycia – tym bardziej że sztylety znajdowały się w bezpiecznej odległości od więzienia – odciskało to swoje piętno na atmosferze. Mity o sztyletach budziły strach w korytarzach i były splecione z groźnym wyglądem Benito. Alvar uważał to wszystko za hańbę, wielki skandal. Ale się ugiął.
Powinien być na nią odporny. Miał sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Ważył osiemdziesiąt osiem kilogramów, miał twarde i umięśnione ciało i już jako nastolatek tłukł pijaków, którym akurat zachciało się dobierać do jego matki. Miał jednak słaby punkt. Był samotnym ojcem z jednym dzieckiem, a ponad rok wcześniej Benito przyszła do niego do ogrodu i wyszeptała mu do ucha opis drogi. Z mrożącą krew w żyłach dokładnością wymieniła każdy najmniejszy korytarz i schodek, który każdego ranka musiał pokonać, żeby zostawić córkę w klasie 3A na drugim piętrze szkoły Fridhem w Örebro.
– Wymierzyłam sztylet w twoją córkę – powiedziała.
Tyle wystarczyło.
Alvar przestał kontrolować oddział i z wolna cała hierarchia – od góry do dołu – ulegała rozkładowi. Ani przez chwilę nie wątpił, że niektórzy z jego kolegów – jak ten tchórz Fred Strömmer – byli po prostu skorumpowani. Żaden okres nie był gorszy niż obecna pora roku – lato. Więzienie zapełniało się niekompetentnymi i wystraszonymi stażystami, a w ubogim w tlen powietrzu na korytarzach wzrastał tylko poziom agresji i napięcia. Alvar nie potrafił zliczyć, ile razy się budził i przysięgał, że zaprowadzi w tym miejscu porządek. A jednak nie był w stanie nic zrobić, tym bardziej że dyrektor więzienia Rikard Fager był idiotą. Interesowała go tylko fasada, ta zaś w dalszym ciągu lśniła, jakkolwiek zgniłe było wszystko to, co pod nią.
Każdego popołudnia Alvara na nowo paraliżowało spojrzenie Benito, a zgodnie z psychologią nacisku z każdym kolejnym ugięciem karku stawał się słabszy. Tak jakby wysysała z niego krew. Najgorsze zaś było to, że nie udało mu się ułaskawić Farii Kazi.
Faria została skazana za zabicie starszego brata w Sickli na przedmieściach Sztokholmu. Wypchnęła go przez wielką szybę. Jednak w jej charakterze nie było agresji ani brutalności. Najczęściej siedziała w celi i czytała albo płakała, a w pawilonie bezpieczeństwa znalazła się tylko dlatego, że miała skłonności samobójcze i jej życie było zagrożone. Była zdruzgotaną istotą, opuszczoną przez wszystkich, nawet przez społeczeństwo. Na więziennych korytarzach naprawdę nie zgrywała twardzielki, nie posyłała zimnych jak stal spojrzeń, które sygnalizowałyby szacunek, a jedynie emanowała kruchym pięknem, które sprawiało, że dręczycielki i sadystki tłumnie sobie na niej używały. Nienawidził się za to, że nic z tym nie robił.
Jedyną konstruktywną rzeczą, jaką zrobił w ostatnim czasie, było zaangażowanie się w sprawę tej nowej – Lisbeth Salander. To też nie była zabawa. Lisbeth Salander była ostrą suką i mówiło się o niej równie wiele co o Benito. Niektórzy podziwiali Salander, inni uważali, że jest nadętą gówniarą, jeszcze inni czuli, że ich miejsce w hierarchii jest zagrożone. Sama Benito – każdym mięśniem – przygotowywała się do walki o władzę. Alvar nie wątpił ani przez sekundę, że dzięki kontaktom za murami zbierała informacje o Salander, o nim i o wszystkich innych z oddziału.
Mimo to nic się nie działo, nawet kiedy Lisbeth mimo wyższej klasy bezpieczeństwa otrzymała obietnicę, że będzie mogła pracować w ogrodzie i w warsztacie ceramicznym. W wyrabianiu ceramiki była beznadziejna. Robiła najgorsze wazony, jakie kiedykolwiek widział, a poza tym niespecjalnie się integrowała. Prawie nic nie mówiła. Zdawało się, że żyje we własnym świecie. Nie przejmowała się spojrzeniami i ripostami ani nawet poszturchiwaniami i ciosami, które z ukrycia zadawała jej Benito. Po prostu strzepywała to z siebie jak kurz albo ptasie gówno i jedyną osobą, której się przyglądała, była Faria Kazi.
Lisbeth miała ją na oku i prawdopodobnie już zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Mogło dojść do jakiejś formy konfrontacji. Nie wiedział. Ale go to niepokoiło.
Mimo przeciwności Alvar Olsen był dumny z indywidualnych programów, które opracowywał dla każdej z więźniarek. Nikt nie był automatycznie angażowany do pracy. Każda osadzona miała własny grafik – zależny od indywidualnych problemów i potrzeb. Niektóre studiowały w pełnym albo częściowym wymiarze godzin, inne uczestniczyły w programach resocjalizacyjnych, spotykały się z psychologami czy kuratorami, proponowano im doradztwo zawodowe. Lisbeth Salander – gdyby bazował na jej papierach – powinna otrzymać możliwość uzupełnienia wykształcenia albo przynajmniej zasięgnięcia porady w tej kwestii. Nie chodziła do szkoły średniej ani nawet nie skończyła podstawówki i jeśli nie liczyć krótkiej pracy w firmie zajmującej się zabezpieczeniami, najwyraźniej nigdzie nie pracowała. Wciąż miała problemy z prawem, choć dopiero teraz dostała wyrok więzienia. Łatwo byłoby ją skreślić jako darmozjada. A jednak w tym obrazie były pęknięcia. Nie tylko kolorowe gazety opisywały ją jako kogoś w rodzaju bohaterki kina akcji. Cała jej istota wyryła się w jego pamięci, a przede wszystkim jedno wydarzenie.
Było to jedyne pozytywne, zaskakujące zdarzenie na oddziale w ciągu ostatniego roku. Miało miejsce kilka dni wcześniej w stołówce, po wczesnej kolacji o piątej. Na dworze padał deszcz. Więźniarki pozbierały talerze i szklanki, pozmywały i wysprzątały, on zaś został sam na krześle przy zlewozmywaku. W zasadzie nie miał tam nic do roboty. Jadł z personelem w innej części więzienia, a osadzeni sami odpowiadali za stołówkę. Tak zwane samorządne – Josefin i Tine, sojuszniczki Benito – dysponowały budżetem, zamawiały produkty, gotowały posiłki, dbały o czystość i pilnowały, żeby jedzenia wystarczyło dla wszystkich. Funkcja samorządnej była oznaką statusu. W więzieniu jedzenie od zawsze było tożsame z władzą i nie dało się uniknąć tego, że niektórzy, jak Benito, dostawali więcej, inni zaś mniej. Dlatego Alvar często miał kuchnię na oku. Znajdował się tam jedyny nóż na oddziale. Nie był ostry i uwiązano go na stalowej lince. Ale i tak mógł zrobić krzywdę. Tego dnia Alvar zerkał na niego od czasu do czasu, jednocześnie próbując się uczyć.
Chciał СКАЧАТЬ