Porwana . Блейк Пирс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Porwana - Блейк Пирс страница 13

СКАЧАТЬ

      – I co w związku z tym? – zapytała Riley.

      Lucy zastanowiła się przez chwilę.

      – Jest mały i niezbyt silny – odparła. – Nie był w stanie wciągnąć ciała na przerzuconej linie. Musiał pomóc sobie ciężarkami.

      – Bardzo dobrze – pochwaliła Riley, a następnie wskazała na drugą stronę torów. Na krótkim odcinku ślad opon widniał na pobliskim chodniku. – Musiał podjechać na maksa. Nie miał wyjścia. Sam nie pociągnąłby ciała zbyt daleko.

      Przyjrzała się dokładnie ziemi w pobliżu słupa i znalazła w podłożu wyraźne zagłębienia.

      – Wygląda na to, że użył drabiny.

      – Owszem, znaleźliśmy drabinę – oznajmił Alford. – Chodźcie, pokażę wam.

      Poprowadził Lucy i Riley wzdłuż torów, do podniszczonego magazynu z blachy falistej. Przy zasuwie wisiała zerwana kłódka.

      – Jak widać, włamał się do środka – powiedział. – Nie było to trudne zadanie, wystarczył przecinak. Mało kto korzysta z tego baraku. Trzyma się tu rzadko używane rzeczy, więc nikt go nie pilnuje.

      Otworzył drzwi i włączył zamontowane u sufitu jarzeniówki.

      Wnętrze było niemal puste, nie licząc kilku niewielkich, pokrytych pajęczynami kontenerów.

      – Tam jest ta drabina. – Wskazał Alford. – Jest na niej świeża ziemia. Prawdopodobnie była w magazynie i zabójca o tym wiedział. Włamał się, wyciągnął ją i wszedł po niej, żeby zamocować linę. Kiedy umieścił już ciało na odpowiedniej wysokości, odstawił drabinę na miejsce. A potem odjechał.

      – Może linę też stąd wziął? – zgadywała Lucy.

      – Front baraku jest w nocy oświetlony – odparł. – A to oznacza, że ten człowiek jest zuchwały. I założę się, że szybki, nawet jeśli nie jest zbyt silny.

      W tym momencie na zewnątrz rozległ się krótki głośny huk.

      – Co u diabła? – krzyknął Alford.

      Riley od razu wiedziała, że to strzał.

      ROZDZIAŁ 9

      Alford wyciągnął pistolet i wybiegł z magazynu. Riley i Lucy tuż za nim, też z odbezpieczoną bronią.

      Nad słupem z ciałem krążył jakiś obiekt. Wydawał równomierny brzęczący odgłos.

      Boyden stał z pistoletem w dłoni. Właśnie strzelił do niewielkiego drona, który latał nad ciałem. I przymierzał się do następnego strzału.

      – Odłóż tę cholerną broń! – wrzasnął Alford, wsuwając swój pistolet do kabury.

      Boyden odwrócił się, zaskoczony. Wykonał rozkaz, a tymczasem dron wzniósł się i odleciał.

      Komendant był wściekły.

      – Co ty sobie wyobrażasz? Co to za strzelania? – warknął.

      – Chronię to miejsce – odparł Boyden. – Pewnie jakiś blogger robi zdjęcia.

      – Pewnie tak – powiedział Alford. – I nie podoba mi się to tak samo, jak tobie. Ale zestrzeliwanie tych rzeczy jest wbrew prawu. Poza tym tutaj mieszkają ludzie. Przecież dobrze wiesz.

      Boyden pokornie spuścił głowę.

      – Przepraszam, panie komendancie…

      Alford zwrócił się do Riley.

      – Cholerne drony! – powiedział. – Naprawdę nie cierpię dwudziestego pierwszego wieku. Agentko Paige, niech mi pani powie, że możemy już zdjąć ciało.

      – Ma pan jeszcze jakieś zdjęcia, oprócz tych, które mi pan pokazał? – zapytała.

      – Mnóstwo. Wszystko szczegółowo udokumentowane. Może je pani obejrzeć w moim biurze.

      Riley pokręciła głową.

      – Zobaczyłam już, co miałam zobaczyć. A pan świetnie się spisał z zabezpieczeniem zwłok. Możecie ją już odciąć.

      – Zadzwoń do koronera – polecił Alford Boydenowi. – I powiedz mu, że już nie musi czekać i przebierać nogami.

      – Tak, jest komendancie! – Boyden i natychmiast sięgnął po telefon.

      – Idziemy – zakomenderował Alford, zgarniając Riley i Lucy do radiowozu.

      Wsiedli i ruszyli. Jeden z policjantów przepuścił auto pomiędzy barierkami, aby mogło wyjechać na główną ulicę.

      Riley uważnie śledziła trasę. Morderca zapewne przybył i odjechał tą samą drogą. Żadna inna nie prowadziła do miejsca między metalowym barakiem a torami. Możliwe, że ktoś widział samochód zabójcy, choć równie dobrze mógł on nie zwrócić niczyjej uwagi.

      Posterunek policji w Reedsport znajdował się w niepozornym szeregowcu przy głównej ulicy. Cała trójka wkroczyła do środka i zasiadła w biurze komendanta.

      Alford położył na biurku stos cienkich teczek.

      – Tutaj jest wszystko, co mamy – powiedział. – Kompletne dane dotyczące sprawy sprzed pięciu lat i wszystko, co zebraliśmy do tej pory w sprawie morderstwa z zeszłej nocy.

      Riley i Lucy wzięły każda po jednej teczce i zaczęły przeglądać dokumenty. Riley rzuciły się w oczy stare fotografie.

      Obydwie kobiety były w podobnym wieku. Pierwsza z nich pracowała w więzieniu, co podnosiło nieco jej szanse na stanie się ofiarą. Ale druga kwalifikowała się raczej do grupy niskiego zagrożenia. Nic też nie wskazywało, żeby któraś z nich była częstą bywalczynią barów lub miejsc, gdzie byłyby narażone na niebezpieczeństwo. Znajomi zamordowanych opisywali je jako osoby przyjazne, pomocne i przyzwoite. A jednak był jakiś czynnik, który poprowadził zabójcę właśnie do tych konkretnych kobiet.

      – Czy udało się wam cokolwiek ustalić w sprawie morderstwa Marli Blainey? – zapytała Riley.

      – Tamtą sprawę prowadziła policja z Eubanks. Kapitan Lawson. Ale ja z nim współpracowałem. Nie znaleźliśmy niczego wyjątkowego. Łańcuchy były najzwyklejsze na świecie. Zabójca mógł je kupić w jakimkolwiek sklepie z narzędziami.

      Lucy nachyliła się do Riley.

      – Ale kupił ich dużo – powiedziała. – Podejrzewam, że sprzedawca mógł zwrócić uwagę na taki zakup.

      Alford zaprzeczył ruchem głowy.

      – Też tak myśleliśmy na początku. Ale skontaktowaliśmy СКАЧАТЬ