Człowiek nietoperz. Ю Несбё
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Człowiek nietoperz - Ю Несбё страница 18

Название: Człowiek nietoperz

Автор: Ю Несбё

Издательство: PDW

Жанр: Криминальные боевики

Серия:

isbn: 9788324594764

isbn:

СКАЧАТЬ które w dodatku nic na mnie nie mają, wpadają nagle i…

      – Że kogoś wsypałeś? Spotkaliśmy się tutaj, niestety, nie doszliśmy do zgody w kwestii ceny towaru i tyle. Masz nawet świadka na to, że spotkaliśmy się, żeby ubić zwykły interes. Jeśli zrobisz to, co ci powiemy, to nigdy więcej nas nie zobaczysz, podobnie zresztą jak wszyscy inni tutaj.

      Andrew zapalił cygaro i zmrużonymi oczyma popatrzył na nieszczęsnego ćpuna po drugiej stronie stolika, potem dmuchnął mu dymem w twarz i podjął:

      – Natomiast jeżeli nie dostaniemy tego, czego szukamy, może się zdarzyć, że wychodząc, przypniemy sobie policyjne odznaki i że w najbliższej przyszłości nastąpi kilka aresztowań, co z pewnością nie przysporzy ci popularności w środowisku. Nie wiem, czy wobec donosicieli stosuje się tę metodę, o której wspomniałeś wcześniej. Ci, co palą marihuanę, to z reguły pokojowo nastawieni ludzie, ale wiedzą to i owo, i nie zdziwiłoby mnie, gdyby szeryf najzupełniej przypadkiem któregoś dnia potknął się o cały twój magazyn. Ci od marihuany nie przepadają za konkurencją twardych narkotyków, a w każdym razie za konkurencją, którą są ćpuny donosiciele. A jeśli chodzi o wymiar kary za handel dużą ilością heroiny, to z pewnością orientujesz się, co może za to grozić?

      Kolejna chmura niebieskiego dymu z cygara prosto w twarz Kinskiego. Nie co dzień ma się szansę dmuchnąć dymem w twarz świni, pomyślał Harry.

      – Okej – podjął Andrew, kiedy Kinski milczał. – Evans White. Powiesz nam, gdzie on jest, kim on jest i w jaki sposób go znajdziemy. I to teraz.

      Kinski rozejrzał się po pubie. Wielka głowa z zapadniętymi policzkami kiwała się na cienkiej szyi; przypominał sępa przy padlinie, który ostrożnie rozgląda się dokoła w strachu, czy przypadkiem lwy nie powrócą.

      – Tylko to? – spytał. – Nic więcej?

      – Nic więcej – odparł Andrew.

      – A skąd mam wiedzieć, że za moment znów nie będziecie czegoś chcieli?

      – Nie możesz tego wiedzieć.

      Kiwnął głową, jak gdyby i tak miał świadomość, że to jedyna odpowiedź, na jaką może liczyć.

      – No dobra. Na razie nie jest jeszcze grubą rybą, ale z tego, co słyszę, pnie się w górę. Pracował dla madame Rosseau, tutejszej królowej trawki, ale teraz buduje własny interes. Trawa, kwas i możliwe, że trochę morfiny. Trawa jest taka sama jak ta, którą sprzedaje reszta. Lokalna produkcja. Ale on ma, zdaje się, dobre kontakty w Sydney i dostarcza tam trawę w zamian za tani dobry kwas. A kwas się teraz liczy.

      – Nie ecstasy i heroina? – zdziwił się Harry.

      – A dlaczego miałoby tak być? – spytał Kinski ze złością.

      – Cóż, mogę mówić tylko o tym, jak jest tam, skąd przyjechałem, ale po fali house oblicza się, że w Anglii ponad połowa całej młodzieży powyżej szesnastego roku życia próbowała ecstasy. A po Trainspotting hera stała się najmodniejszym narkotykiem…

      – Co? Jaki house? Jaki Trainspotting? – Mężczyzna patrzył na niego zdziwiony. Harry już wcześniej zetknął się z faktem, że ćpuny z opóźnieniem zauważają pewne zjawiska społeczne.

      – Gdzie znajdziemy Evansa? – spytał Andrew.

      – Sporo czasu spędza w Sydney, ale widziałem go w mieście parę dni temu. Ma dzieciaka z dziewczyną z Brisbane, która kiedyś się tu wałęsała. Nie wiem, gdzie ona teraz jest, ale dzieciak w każdym razie jest na farmie, na której Evans mieszka, kiedy przyjeżdża do Nimbin.

      W krótkich słowach wyjaśnił, gdzie szukać gospodarstwa.

      – Jaki to typ ten White? – dopytywał się Andrew.

      – A co ja mam powiedzieć? – Kinski podrapał się w brodę, której nie miał. – Czarujący dupek, nie tak się mówi?

      Andrew i Harry nie wiedzieli, ale pokiwali głowami na znak, że rozumieją, o co mu chodzi.

      – Handluje się z nim dobrze, ale nie chciałbym być jego dziewczyną, jasne?

      Tym razem pokręcili głowami.

      – To przystojniak i słynie z tego, że nie wystarcza mu jedna samica naraz. Z jego dziewczynami ciągle są jakieś awantury, krzyki i wrzaski, więc nic dziwnego, że od czasu do czasu któraś pojawia się z podsinionym okiem.

      – Hm. Wiesz coś o blondynce, Norweżce, Inger Holter? W zeszłym tygodniu znaleziono ją martwą nad Zatoką Watsona w Sydney.

      – Tak? Nigdy o niej nie słyszałem. – Najwyraźniej gazety też go nie interesowały.

      Andrew zgasił cygaro, obaj z Harrym wstali.

      – Czy naprawdę mogę wierzyć, że będziecie trzymać gębę na kłódkę? – spytał Kinski, patrząc na nich z niedowierzaniem.

      – Oczywiście – odparł Andrew i ruszył w stronę drzwi.

      Posterunek policji znajdował się przy głównej ulicy, a dokładnie rzecz biorąc, sto metrów od muzeum, i wyglądał jak zwykły dom mieszkalny. Różnił się tylko wystawioną na trawniku niedużą tabliczką ze stosowną informacją. W środku siedział szeryf i jeden z jego asystentów, każdy za swoim ogromnym biurkiem. W wielkim pokoju oprócz tego znajdowała się sofa, stół-ława, telewizor, imponujący zbiór roślin doniczkowych i półka na książki, na której stał olbrzymi ekspres do kawy. Zasłonki w drobną kratkę przydawały pomieszczeniu atmosfery norweskiego domku letniskowego.

      – Good day – powiedział Andrew.

      Harry przypomniał sobie, że kiedyś w latach osiemdziesiątych premier Kåre Willoch odezwał się tak samo do amerykańskich telewidzów. Dzień później urażone norweskie gazety oskarżyły premiera o ośmieszanie Norwegii za granicą prowincjonalnym angielskim.

      – Good day – odparli szeryf i asystent, którzy najwyraźniej nie czytali norweskich gazet.

      – Jestem Kensington, a to Holy. Zakładam, że dzwonili z Sydney i wyjaśniali, dlaczego tu jesteśmy.

      – I tak, i nie – odparł ten z mężczyzn, który najwidoczniej był szeryfem. Niebieskooki, ogorzały, w wieku około czterdziestu lat, o jowialnym wyglądzie i mocnym uścisku ręki. Przypominał Harry’emu postać ojca z australijskich filmów dla dzieci o kangurku Skippym lub delfinie Flipperze, jednego z tych ubranych w khaki, spokojnych, nienagannych moralnie australijskich bohaterów dnia codziennego, którzy potrafili znieść tyle trudów. – Ci z Sydney wyrażali się dość niejasno. Zrozumieliśmy, że szukacie jakiegoś faceta, ale nie chcieliście, żebyśmy go tu sprowadzili. – Szeryf wstał i podciągnął spodnie. – Boicie się, że się wygłupimy? Myślicie, że nie znamy się na swojej robocie?

      – Bez obrazy, szefie. СКАЧАТЬ