Название: Millennium
Автор: Stieg Larsson
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Czarna Seria
isbn: 9788375542622
isbn:
– Też nie. Zmarła trzy lata temu.
– Bardzo dobrze ją pamiętam. Była sympatyczną kobietą.
– Ale przecież nie poprosił mnie pan o spotkanie tylko po to, żeby powspominać moich rodziców?
– Racja. Przygotowywałem się do tej opowieści kilka dni, ale teraz, kiedy pan w końcu przede mną siedzi, nie wiem doprawdy, od czego zacząć. Wychodzę z założenia, że co nieco pan o mnie przeczytał. Powinien więc pan wiedzieć, że swojego czasu miałem spory wpływ na szwedzki przemysł i rynek pracy. Dzisiaj jestem starcem, który prawdopodobnie niedługo umrze i… może właśnie śmierć jest odpowiednim punktem wyjścia do naszej rozmowy.
Mikael wypił łyk czarnej kawy – gotowanej kawy – zastanawiając się, dokąd zmierza opowieść Vangera.
– Pobolewa mnie biodro i trudno mi zażywać długich spacerów. Pewnego dnia sam pan odkryje, jak wątleją siły starych mężczyzn. Ale nie jestem ani umierający, ani dotknięty demencją. Nie opętała mnie więc myśl o śmierci, ale mam wystarczająco wiele lat, żeby zaakceptować fakt, że moje życie dobiega kresu. Nadchodzi taki moment, kiedy chce się wszystko podsumować, dokończyć to, co niedokończone. Rozumie pan, co mam na myśli?
Mikael skinął głową. Starzec mówił mocnym i pewnym głosem, nic nie wskazywało na obniżenie sprawności umysłowej czy niezdolność do racjonalnego myślenia.
– Najbardziej ciekawi mnie, po co tutaj przyjechałem – przypomniał.
– Poprosiłem pana o przyjazd, ponieważ potrzebuję pomocy przy podsumowaniu, o którym wspomniałem. Mam kilka niewyjaśnionych spraw.
– Dlaczego właśnie mnie? To znaczy… na jakiej podstawie sądzi pan, że właśnie ja jestem w stanie panu pomóc?
– Dlatego, że właśnie gdy zacząłem się zastanawiać nad zatrudnieniem kogoś, wypłynęło pańskie nazwisko w związku z aferą Wennerströma. Wiedziałem, kim pan jest. I może dlatego, że jako małe chłopię siedział pan u mnie na kolanach.
Zamachał ręką w odmownym geście.
– Nie, niech mnie pan źle nie zrozumie – kontynuował. – Nie liczę na to, że pomoże mi pan z sentymentalnych względów. Wyjaśniam tylko, dlaczego skontaktowałem się właśnie z panem.
Mikael zaśmiał się życzliwie.
– No, ale to są kolana, których ja wcale a wcale nie pamiętam. Ale skąd pan wiedział, kim jestem? Przecież te wakacje były na początku lat sześćdziesiątych.
– Przepraszam, nie zrozumiał mnie pan. Gdy pański tato dostał pracę jako szef warsztatu w Zarinders Mekaniska, przeprowadziliście się do Sztokholmu. Firma była jedną z wielu wchodzących w skład koncernu Vangera i to ja załatwiłem mu tę posadę. Nie miał wykształcenia, ale wiedziałem, co potrafi. W ciągu kolejnych lat spotykałem się z nim wielokrotnie, gdy przyjeżdżałem do przedsiębiorstwa w interesach. Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi, ale zawsze zatrzymywaliśmy się na krótką pogawędkę. Ostatni raz spotkałem go na rok przed jego śmiercią i opowiadał wtedy, że dostał się pan na studia dziennikarskie. Był niesamowicie dumny. A wkrótce stał się pan sławny w związku z tą szajką włamywaczy, Kalle Blomkvist i tak dalej. Śledziłem pańskie teksty przez całe lata. I faktem jest, że dość często czytam „Millennium”.
– Okej, rozumiem. Ale tak dokładnie, czego pan ode mnie oczekuje?
HENRIK VANGER przez krótką chwilę spoglądał na swoje dłonie, a później przełknął kilka łyków kawy, jak gdyby potrzebował przerwy, zanim przejdzie do właściwego tematu.
– Panie Mikaelu, zanim zacznę, chciałbym zawrzeć z panem porozumienie. Chcę, żeby zrobił pan dla mnie dwie rzeczy, z których pierwsza jest tylko pretekstem. Prawdziwe zlecenie to ta druga rzecz.
– Co to za porozumienie?
– Przedstawię panu historię w dwóch częściach. Pierwsza traktuje o rodzinie Vangerów. To pretekst, a zarazem długa i mroczna opowieść. Spróbuję trzymać się jej nieupiększonej wersji. Druga część dotyczy właściwego zadania. Boję się, że potraktuje pan to wszystko jak… szaleństwo. Czego chcę? Chcę, żeby pan wysłuchał historii do końca – łącznie z tym, czego od pana oczekuję i co mam panu do zaoferowania – zanim zdecyduje pan, czy przyjąć zlecenie, czy nie.
Mikael westchnął. Vanger najwyraźniej nie miał zamiaru powiedzieć krótko i zwięźle, o co mu chodzi, i dać mu szansy na powrót popołudniowym pociągiem. A gdyby zadzwonił do Frodego, prosząc go o podwiezienie na dworzec, usłyszałby pewnie, że samochód nie chce zapalić na mrozie.
Ten stary człowiek musiał poświęcić sporo czasu na wymyślenie scenariusza, według którego usidlił swojego gościa. Mikael nie mógł pozbyć się wrażenia, że od momentu jego wejścia do pracowni wszystko było wyreżyserowanym spektaklem. Zaskoczenie, gdy dowiedział się, że jako dziecko spotkał Vangera, zdjęcie rodziców w albumie, podkreślanie ciepłych stosunków między Henrikiem i ojcem, schlebiające słowa o tym, że wiedział, kim jest Mikael, i że przez lata śledził jego karierę… Wszystko zawierało jakąś dozę prawdy, ale było też zwykłą psychologią. Innymi słowy Henrik Vanger zachowywał się jak dobry manipulator z wieloletnim doświadczeniem w kontaktach ze znacznie trudniejszymi przeciwnikami, spotykanymi w zamkniętych pokojach na posiedzeniach zarządu. Nieprzypadkowo został jednym z ważniejszych przemysłowców w Szwecji.
Mikael doszedł do wniosku, że Vanger będzie nalegał na coś, na co Mikael kompletnie nie ma ochoty. Pozostało jedynie wykombinować, czym jest owo coś, a następnie odmówić. I być może zdążyć na popołudniowy pociąg.
– Sorry, no deal – odpowiedział, spoglądając na zegarek. – Jestem tutaj od dwudziestu minut. Daję panu dokładnie trzydzieści minut na opowiedzenie tego, co chce mi pan opowiedzieć. Później dzwonię po taksówkę i jadę do domu.
Na moment Vanger wypadł z roli dobrodusznego patriarchy i nagle Mikael zobaczył bezwzględnego przemysłowca w sile wieku, który poniósł porażkę albo który musi sobie poradzić z krnąbrnym młodzikiem w zarządzie. Bardzo szybko jego usta ponownie wykrzywiły się w surowym uśmiechu.
– Rozumiem.
– To wszystko jest niezmiernie proste. Nie musi pan owijać w bawełnę. Proszę tylko powiedzieć, czego pan oczekuje, żebym mógł osądzić, czy chcę to zrobić, czy nie.
– Jeżeli nie potrafię przekonać pana w ciągu trzydziestu minut, to nie uda mi się tego dokonać nawet w trzydzieści dni, o to panu chodzi?
– Coś w tym stylu.
– Ale moja historia jest długa i skomplikowana.
– To trzeba ją skrócić i uprościć. Właśnie tym się zajmujemy w dziennikarstwie. Dwadzieścia dziewięć minut.
Vanger podniósł rękę.
– Wystarczy. Zrozumiałem puentę. Ale przesada nie jest dobra z psychologicznego punktu widzenia. СКАЧАТЬ