Название: Gdy nadeszło życie
Автор: Aneta Krasińska
Издательство: Автор
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-66201-57-6
isbn:
– Jak się czujesz?! Nic ci nie jest?! – dopytywał Darek, rozgorączkowany. – Wszystko w porządku?!
– Tak – odparła cicho. – Chyba tak.
– Magda, przepraszam! Nie chciałem! – tłumaczył, coraz mocniej ściskając jej dłoń.
– Wiem. – Próbowała go uspokoić. – Darek, wszystko jest w porządku.
– Kochanie, musimy jechać do szpitala – dodał, patrząc na jej wciąż pobladłą twarz.
– Co? Nie ma potrzeby. – Usiłowała się uśmiechnąć. – Już wszystko dobrze – dodała, wpatrując się w niego swymi błękitnymi oczyma, w których wciąż odbijało się czerwone światło z przydrożnego sygnalizatora.
– Ale trzeba sprawdzić, co z maleństwem. – Darek zdawał się nie słyszeć jej słów.
– Ja i dziecko czujemy się dobrze – zapewniła, a w jej głosie pojawiła się nutka zniecierpliwienia.
– Kochanie…
– Czy naprawdę tak trudno jest mi zaufać? – spytała z wyrzutem. – Darek, czy ty rzeczywiście myślisz, że ja nie potrafię zatroszczyć się o siebie i nasze dziecko? Za kogo ty mnie bierzesz?
To pytanie zawisło w powietrzu niczym ostry miecz gotowy do tego, by w razie potrzeby szybko go użyć.
– Skarbie, wiesz, że nie to miałem na myśli – kajał się, ale najwidoczniej jeszcze zbyt mało, by Magda zrezygnowała z wyrzutów.
– Darek, to ja za chwilę będę matką i najlepiej wiem, co jest dobre dla mnie i dziecka.
– Wiem, masz rację – odparł i niemal podskoczył, słysząc klakson stojącego za nim auta. – Już jadę! – krzyknął, choć kierowca nie miał szans go usłyszeć. – Spokojnie, wiozę ciężarną.
Magda westchnęła i zapadła się w fotelu. Miała dość tej nerwowej podróży.
Zielone światło jeszcze przez chwilę jarzyło się na sygnalizatorze, akurat tak długo, by zdążyli przejechać. Ponowny dźwięk klaksonu pożegnał ich, a wściekły kierowca jeszcze przez chwilę wygrażał im pięścią.
Chwilę później Darek zaparkował przed jedną z nielicznych w Żyrardowie drogich restauracji. Wysokie okna, w których ustawiono niewielkie, choć bogato zdobione lampy otulające przestrzeń ciepłym blaskiem, zdawały się zapraszać ich do środka.
Magda powoli otworzyła drzwi auta i ostrożnie wysiadła, nie czekając na swojego rycerza, który zmagał się z parasolem. Wiatr skutecznie stawiał opór i parasolowi, i jego właścicielowi. Wreszcie ten ostatni się poddał. Nadstawił ramię. Magda bez wahania wsunęła rękę i podążyli na spotkanie.
Kiedy weszli do środka, natychmiast dostrzegli trzy osoby siedzące przy stoliku w głębi przestronnej sali, w której dominował lawendowy kolor. Na ścianach wisiały fotografie kwiatów lawendy oprawione w białe ramy. W tym samym kolorze były meble ustawione wzdłuż ścian. Kilkanaście okrągłych stolików zdobiły niewielkie wazoniki, w które wetknięto sztuczne kwiaty. Biała podłoga lśniła, nadając wnętrzu wrażenie nieskazitelności. Magda natychmiast pomyślała, że gdyby miała własną restaurację, zrobiłaby wszystko, aby było w niej przytulnie. Po liczbie zajętych miejsc wywnioskowała, że najwidoczniej wystrój tylko jej nie przypadł do gustu.
– Kochana, stu lat w zdrowiu i z niesłabnącą energią – odezwała się, podchodząc do Marceliny i całując ją na powitanie.
– Wszystkiego najlepszego z okazji czterdziestki! – dorzucił Darek, podając kobiecie bukiet.
– Ciii – zgromiła go Magda natychmiast. – O wieku kobiety nigdy nie mówi się na głos.
– Chyba że wszyscy dokładnie go znają… – Marcelina uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Nawet wtedy. – Przyjaciółka pozostała nieugięta.
Do powitań dołączyli Czarek i Lidka. Po chwili wszyscy zasiedli do stołu, a kelner z niewymuszonym uśmiechem podał kartę dań. Magda dłuższy czas przewracała kolejne kartki w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ją zaskoczyć. Lubiła próbować nowych, wyszukanych smaków, dlatego korzystała z okazji. Na przedostatniej stronie jej wzrok przykuły potrawy z ryb. W czasie ciąży jej preferencje zmieniały się co kilka dni, mimo wszystko żołądek dobrze tolerował ryby. Czytając listę dodatków, z każdą chwilą nabierała pewności, że to właściwe danie dla niej.
– Jak się czujesz? – Usłyszała zatroskany szept Marceliny, która miała tyle taktu, by nie angażować w to reszty znajomych.
– Zaskakująco dobrze jak na zaistniałe warunki – odparła, wymownie spoglądając w stronę Darka pochłoniętego wyborem sosów do wołowiny.
– Świetnie, że udało wam się dotrzeć – dodała solenizantka, uśmiechając się do przyjaciółki.
– Nie było to łatwe, ale nie mogłabym nie przyjechać.
– Chyba że maluch by się zbuntował – dopowiedziała Marcelina, odruchowo gładząc jej wystający brzuch.
– On wie, że z mamusią się nie dyskutuje. – Zaśmiała się, czym zwróciła uwagę Darka.
– Skarbie, już coś wybrałaś? – zapytał.
Skinęła głową. W tej samej chwili podszedł kelner gotowy przyjąć zamówienie. Spojrzał z wyczekiwaniem na Magdę. Kiedy zamówiła rybę, mężczyzna zapytał, czy chciałaby coś do picia. Oczywiście. A jakże! Ryba lubi pływać. Zawsze zamawiała różowe wino, dlatego bez zająknięcia wymieniła markę ulubionego trunku.
– Wino? – spytał Darek z niedowierzaniem w głosie. – W twoim stanie?
– Ciąża to nie choroba – oświadczyła, starając się, by jej ton nabrał lekkości.
– Może i nie choroba, ale alkohol to alkohol – upierał się.
– Jeden łyczek dla smaku – oświadczyła, a w jej głosie dawało się wyczuć napięcie.
Marcelina obserwowała przyjaciółkę, która najwidoczniej za wszelką cenę chciała postawić na swoim. Znały się od lat. Ta cecha jej charakteru stanowiła constans. Można się było z nią pogodzić albo toczyć walkę. Na to ostatnie Marcelina nie miała ani siły, ani ochoty. Postanowiła więc zaakceptować Magdę z całym jej bagażem. Wciąż pamiętała sytuację, gdy jej upór pomógł im przetrwać.
Marcelina właśnie sięgała po filiżankę z kawą. Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Minął już tydzień, odkąd Czarek wypłynął w rejs, ale tym razem nie dzwonił codziennie. Mówił, że mają problemy z zasięgiem. Wiedziała, że tak bywa СКАЧАТЬ