Tylko ze mną. Abbi Glines
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tylko ze mną - Abbi Glines страница 6

Название: Tylko ze mną

Автор: Abbi Glines

Издательство: Автор

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8103-545-3

isbn:

СКАЧАТЬ do toalety?

      Zaraz jednak czyjeś silne ramiona objęły mnie i uchroniły przed upadkiem. Dzięki temu mogłam się skupić tylko na tym, żeby powstrzymać wymioty.

      – Wszystko dobrze?

      Nie byłam w stanie nic odpowiedzieć. Nadal czułam w boku przeszywający ból i z trudem łapałam powietrze.

      – Kurczę, aż tak ją walnęłaś?! – zdenerwował się Rock na Riley.

      Uścisk jego ramion był delikatny, ale stanowczy. Nie protestowałam i nie próbowałam się z nich uwolnić. Ból powoli ustępował i pulsowanie w głowie złagodniało. Do tego stopnia, że już docierały do mnie przeprosiny Riley. Chciałam jej powiedzieć, że nic mi nie jest i że to nie jej wina, ale nie mogłam, bo nadal walczyłam z mdłościami.

      – Wszystko dobrze? Może odprowadzę cię do pielęgniarki? Żeby cię obejrzała, co? – w głosie Rocka słychać było niepokój i troskę. Gdyby mnie nie podtrzymał, leżałabym teraz na podłodze zwinięta w kłębek z bólu.

      Przemogłam się i skinęłam głową, a potem zaczerpnęłam powietrza. Udało mi się wyprostować, więc zrobiłam krok w tył, próbując wyswobodzić się z jego ramion. Początkowo miałam wrażenie, że mi na to nie pozwoli, ale po chwili opuścił ręce powoli, jakby nie miał ochoty wypuścić mnie z objęć.

      – Strasznie cię przepraszam – szepnęła Riley. – Naprawdę nie chciałam aż tak mocno cię uderzyć. Tylko lekko popchnąć, żebyś z nim poszła. No wiesz, rany, przecież to sam Rock Taylor. Jest… – urwała Riley.

      – Nic mi nie będzie. Po prostu trafiłaś mnie w czułe miejsce… ekhm… no wiesz… w łokciu – wymamrotałam, dobrze wiedząc, że nie zabrzmiało to przekonująco.

      Riley zmarszczyła nos i ściągnęła brwi.

      – Wydawało mi się, że uderzyłam cię w bok…

      Zerknęłam ukradkiem na Rocka w obawie, że uzna mnie za wariatkę. Ale może to i dobrze, bo wtedy przestanie za mną łazić.

      – Nie idę na obiad. Muszę… muszę wypożyczyć książkę z biblioteki – rzuciłam pośpiesznie i ruszyłam przed siebie korytarzem tak szybko, jak tylko byłam w stanie. Nie słyszałam, żeby któreś z nich za mną pobiegło, więc odetchnęłam z ulgą.

      Mogłabym się założyć, że teraz, gdy zostali sami, Rock zacznie bajerować Riley, a ona ulegnie jego urokowi i zgodzi się z nim przespać. Na samą myśl, że Rock może zabawiać się z moją przyjaciółką, zrobiło mi się niedobrze.

      Otrząsnęłam się z tych niewesołych myśli, minęłam bibliotekę i poszłam na następne zajęcia. Jak dla mnie jedną z największych zalet szkoły był obiad, czyli moja jedyna szansa na ciepły posiłek w ciągu dnia. Byłam głodna i nie miałam większych nadziei, że wieczorem dostanę coś porządnego do jedzenia. O ile w ogóle coś dostanę. Fandora ostatnimi czasy była w fatalnym nastroju, bo rzucił ją kolejny facet.

      Ale wytrzymam. Czasami obywałam się bez jedzenia nawet dłużej. Jeśli będzie trzeba, jakoś dotrwam do jutrzejszego obiadu. Bo jak na razie nie byłam gotowa stanąć twarzą w twarz z Rockiem po tej katastrofie, która wydarzyła się na korytarzu. Wątpliwe, żeby jeszcze kiedyś chciał się do mnie odezwać. Pewnie razem z Riley doszli do wniosku, że jestem wariatką.

      – Rozdział V –

      Rock

      Koleżanka Trishy nie przypadła mi do gustu. Najpierw ją uderzyła, a potem w ogóle się nie ruszyła, żeby jej pomóc. Zamiast za nią pobiec, próbowała ze mną flirtować, co mnie wyjątkowo poirytowało.

      W stołówce złapałem w rękę burgera i pobiegłem do biblioteki, żeby poszukać Trishy. Nie mógłbym spokojnie jeść, zastanawiając się, co się z nią dzieje. Sytuacja na korytarzu wydała mi się dziwna i niepokojąca. Sam widziałem, że Riley tylko lekko szturchnęła Trishę łokciem w bok. Nie powiem, żeby mi się to spodobało, ale zwykły kuksaniec nie mógł być do tego stopnia bolesny. Gdybym na własne oczy nie zobaczył pobladłej twarzy Trishy i cierpienia w jej oczach, pomyślałbym, że tylko udaje, żeby zrobić na mnie wrażenie.

      Kiedy ją podtrzymałem, żeby nie upadła, czułem, jak cała drży. Widać było, że naprawdę skręca się z bólu. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej mnie to niepokoiło. Jedynym wytłumaczeniem tak gwałtownej reakcji było to, że ktoś już wcześniej ją uderzył. Ale jeśli faktycznie tak było, dlaczego po prostu się nam do tego nie przyznała, zamiast wykręcać się biblioteką i uciekać?

      Wyszedłem ze stołówki na korytarz i z miejsca natknąłem się na Prestona. Miał twarz ubrudzoną szminką i rozwichrzone włosy, a na jego ramieniu wisiała blondynka, której imienia nie potrafiłem sobie przypomnieć.

      – Wychodzisz? – zdziwił się, marszcząc czoło.

      – Muszę coś załatwić – rzuciłem i wyminąłem go pośpiesznie, żeby uniknąć dalszych pytań.

      – Mam iść z tobą? – zawołał mój przyjaciel.

      – Nie!

      Cały Preston, zawsze gotów do bijatyki. Od razu założył, że tylko coś takiego jest w stanie wyciągnąć mnie ze stołówki w trakcie obiadu. Grał w baseball i wiązał swoją przyszłość ze sportem w takim samym stopniu jak ja z futbolem. A mimo to zachowywał się jak idiota i czasem kompletnie się zapominał. Rwał się bezmyślnie do każdej bójki, przekonany, że bez niego żaden z nas nie da sobie rady.

      Też taki byłem, ale w przeciwieństwie do niego myślałem o przyszłości i starałem się uważać. Byłem już tak blisko celu. Nie tylko miałem zapewnione miejsce na uczelni, ale po raz pierwszy w moim życiu był obecny ojciec. Czułem, że jest ze mnie dumny. Nareszcie komuś na mnie zależało. Denerwowało mnie tylko, że muszę zabiegać o uwagę ojca jak jakiś cholerny dzieciak. Ale nie miałem innego wyjścia, bo wcześniej prawie wcale się mną nie interesował.

      Dlatego jeśli tylko się dało, unikałem wszelkich bójek. Dla własnego dobra, a także ze względu na Prestona. Dewayne i Marcus mieli troskliwych, kochających rodziców, którzy zrobiliby wszystko, żeby ich synowie poszli na studia. Ja i Preston musieliśmy niestety trochę bardziej wytężyć siły. Co ja gadam, harowaliśmy o wiele, wiele więcej od innych.

      Pchnąłem drzwi biblioteki i wszedłem do cichego pomieszczenia wypełnionego regałami z książkami. Odwiedzałem to miejsce tylko wtedy, kiedy było to naprawdę konieczne. Zawsze gdy tu przychodziłem, dostawałem gęsiej skórki. Za dużo mądrych książek i na dodatek nie wolno się człowiekowi nawet odezwać. I jeszcze ta bibliotekarka, która miała chyba ze sto lat i była złośliwą jędzą.

      Poczułem na sobie jej przeszywający wzrok i odruchowo zamarłem jak niesforny dzieciak. Miała niewiele ponad metr pięćdziesiąt wzrostu i lekko się garbiła. Jej rzadkie, białe jak śnieg włosy były spięte w ciasny koczek na czubku głowy. Patrząc na nią, byłem prawie pewny, że po kryjomu popija jakiś magiczny eliksir życia.

      Obrzuciłem pomieszczenie СКАЧАТЬ