Mister. E L James
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 15

Название: Mister

Автор: E L James

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-940-6

isbn:

СКАЧАТЬ spogląda na mnie z niezadowoleniem. Wzruszam ramionami, odkrawam następny kawałek pysznego steku i biorę go do ust.

      – Ani ty, ani Maryanne nie wykazujecie najmniejszej chęci ustatkowania się, a Boże broń, żeby majątek przeszedł w ręce brata waszego ojca. Camerona można równie dobrze spisać na straty.

      Rowena marudzi, woląc nie komentować mojego bezczelnego zachowania. Na myśl, zupełnie nieproszone, przychodzi mi spotkanie z Alessią Demachi i marszczę brwi. Spoglądam na Maryanne, która robi to samo i wpatruje się w niedokończone jedzenie.

      O?

      – A co z tym młodym człowiekiem, którego poznałaś na nartach w Whistler? – zwraca się do Maryanne Rowena.

      WRACAM DO MIESZKANIA o zmierzchu. Jestem wykończony i lekko pijany po iście sądowym przesłuchaniu prowadzonym przez moją matkę, dotyczącym statusu wszystkich posiadłości, londyńskiej dzierżawy i nieruchomości na wynajem, a także przebudowywanych apartamentów w Mayfair, nie wspominając już o wartości inwestycji Trevethicków. Chciałem jej przypomnieć, że to nie jej zasrany interes, ale teraz wypełnia mnie nieznane mi dotąd poczucie dumy, że byłem w stanie szczegółowo odpowiedzieć na każde z jej pytań. Nawet Maryanne była pod wrażeniem. Oliver Macmillan dobrze mnie we wszystko wprowadził.

      Kiedy padam na kanapę przed ogromnym telewizorem w nieskazitelnie czystym, pustym mieszkaniu, moje myśli wracają – tak jak przez cały dzień – do rozmowy, którą odbyłem rano z ciemnooką dochodzącą.

      Gdzie teraz jest?

      Jak długo zostanie w Anglii?

      Jak wygląda bez tego bezkształtnego fartucha?

      Jakiego koloru ma włosy? Czy są tak ciemne jak jej brwi?

      Ile ma lat? Wygląda na młodą. Może zbyt młodą.

      Zbyt młodą na co?

      Wiercę się niespokojnie na kanapie i skaczę po telewizyjnych kanałach. Może moja reakcja na nią była jednorazowa. Przecież wyglądała jak zakonnica. Może kręcą mnie zakonnice? Śmieję się sam do siebie z tej niedorzeczności. Odzywa się mój telefon – to SMS od Caroline.

      Jak było na lunchu?

Męcząco. Hrabina Wdowa była jak zwykle sobą.

      Sama nią zostanę, jeśli się ożenisz.

      Dlaczego mi to mówi? Zresztą nie mam żadnego interesu w tym, żeby się żenić z kimkolwiek. No… przynajmniej nie teraz. Przychodzi mi na myśl tyrada matki na temat wnuków i kręcę głową. Dzieci. Nie. Po prostu nie. W każdym razie jeszcze nie.

W najbliższym czasie mi to nie grozi!

      To dobrze.

      Co robisz?

Siedzę w domu przed TV.

      Wszystko u ciebie w porządku?

      Mogę przyjechać?

      Ostatnie, czego mi teraz trzeba, to Caroline mieszająca mi w głowie czy jakiejkolwiek innej części mojej anatomii.

Nie jestem sam.

      Niewinne kłamstewko.

      Ciągle się puszczasz, jak widzę. :P

Znasz mnie na wylot.Dobranoc, Caro.

      Wpatruję się w telefon, czekając na jej odpowiedź, ale ustrojstwo milczy, więc wracam do telewizora po to tylko, by stwierdzić, że nie ma niczego, co chciałbym obejrzeć. Wyłączam go.

      Niespokojny siadam przy biurku i otwieram pocztę na iMacu. Znajduję kilka maili od Olivera dotyczących spraw majątkowych, którymi nie chcę się zajmować w piątkowy wieczór. Mogą poczekać do poniedziałku. Patrzę na zegarek i dziwię się, że jest dopiero ósma wieczór, za wcześnie, żeby wyjść. Zresztą perspektywa zatłoczonego klubu nie wydaje mi się teraz kusząca.

      Czuję się jak w więzieniu, ale nie mam ochoty wychodzić z mieszkania, więc podchodzę do fortepianu i siadam. Na pulpicie stoi zapomniana kompozycja, którą zacząłem tworzyć sześć tygodni temu. Śledzę nuty, w głowie odtwarzając muzykę, i zanim się spostrzegę, palce zaczynają uderzać w klawisze i wygrywać melodię. W moich myślach pojawia się obraz ubranej w błękit młodej dziewczyny rozbierającej mnie do naga ciemnymi, bardzo ciemnymi oczami. Nowe nuty suną jak lawina i improwizuję, zaczynając tam, gdzie wcześniej utknąłem.

      Jasna cholera!

      W niezwykłym przypływie ekscytacji przerywam, wyjmuję z kieszeni telefon i znajduję aplikację dyktafonu. Włączam nagrywanie i zaczynam od nowa. Dźwięki niosą się po pokoju. Sugestywne. Melancholijne. Poruszające. Inspirujące.

      Jestem sprzątaczką, mister.

      Tak. Znam angielski. Nazywam się Alessia Demachi.

      Alessia.

      Kiedy spoglądam na zegarek, jest po północy. Wyciągam ręce nad głową i patrzę na rękopis. Jest skończony. Napisałem cały utwór i obezwładnia mnie poczucie sukcesu. Jak długo próbowałem tego dokonać? A wystarczyło spotkanie z nową sprzątaczką. Kręcę głową i choć raz kładę się do łóżka wcześnie i bez towarzystwa.

      ROZDZIAŁ PIĄTY

      ALESSIA Z DRŻENIEM OTWIERA drzwi do mieszkania z fortepianem. Ogarnia ją przygnębienie wywołane niepokojącym milczeniem alarmu. Cisza oznacza, że budzący jej onieśmielenie zielonooki pan jest w domu. Nawiedza jej sny, odkąd go ujrzała wyciągniętego nago na łóżku. A podczas weekendu, gdy tylko miała chwilę spokoju, była w stanie myśleć jedynie o nim. Nie rozumie dlaczego, choć to pewnie przez tamto krótkie, świdrujące spojrzenie, którym ją obdarzył, górując nad nią w korytarzu, albo dlatego, że jest taki przystojny i wysoki, i szczupły, i ma dołeczki na plecach nad umięśnionym, atletycznym tyłeczkiem…

      Przestań!

      Jej krnąbrne myśli nie pozwalają nad sobą zapanować.

      Po cichu zsuwa z nóg mokre botki i skarpety, przemyka korytarzem i dalej przez kuchnię. Na blacie walają się butelki po piwie i pudełka po jedzeniu na wynos, lecz Alessia zmyka do bezpiecznej pralni. Stawia buty na grzejniku, obok kładąc skarpety w nadziei, że przed jej wyjściem zdążą wyschnąć.

      Zdejmuje mokrą czapkę i rękawiczki i wiesza je na haczyku obok bojlera, po czym ściąga podarowaną przez Magdę kurtkę. Zawiesza ją na tym samym haczyku i marszczy brwi, widząc, jak na wyłożoną kafelkami podłogę kapie woda. W ulewnym deszczu przemokły jej nawet dżinsy. Dygocze, zdejmując je i próbując założyć fartuch, szczęśliwa, że w reklamówce przynajmniej on nie zmókł. Podomka kończy się poniżej kolan, więc nie musi się niczego wstydzić, nie mając na sobie spodni. Zagląda do kuchni, by się upewnić, że pana tam nie ma. Pewnie jeszcze śpi. Alessia wrzuca przemoczone dżinsy do suszarki. Przynajmniej one będą suche. Zaczerwienione stopy swędzą ją od zimna, więc chwyta suchy ręcznik ze sterty czystego prania i rozmasowuje je СКАЧАТЬ