Kod Leonarda da Vinci. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kod Leonarda da Vinci - Дэн Браун страница 6

Название: Kod Leonarda da Vinci

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7508-803-8

isbn:

СКАЧАТЬ – rozkazał głos, w którym było słychać zadowolenie, że są jakieś wiadomości.

      – Całej czwórki już nie ma. Trzech seneszalów… i wielkiego mistrza.

      Nastąpiła chwila ciszy, jakby przerwa na modlitwę.

      – W takim razie rozumiem, że masz tę informację?

      – Cała czwórka była zgodna. Niezależnie od siebie.

      – I uwierzyłeś im?

      – Taka zbieżność nie może być przypadkowa.

      Po drugiej stronie słuchawki słychać było pełen ekscytacji oddech.

      – Doskonale. Bałem się, że przywiązanie bractwa do tajemnic, z którego słynie, weźmie górę.

      – Perspektywa śmierci to bardzo silna motywacja.

      – A więc, mój uczniu, powiedz mi to, co muszę wiedzieć.

      Sylas zdawał sobie sprawę, że informacja, którą wydobył ze swoich ofiar, będzie zaskakująca.

      – Cała czwórka potwierdziła istnienie clef de voûte… Legendarnego zwornika, klucza sklepienia.

      Rozmówca na chwilę wstrzymał oddech, a kiedy znów się odezwał, w jego głosie wyczuwało się oczekiwanie.

      – Klucz sklepienia. Właśnie tak, jak przewidywaliśmy.

      Zgodnie z legendą bractwo jest w posiadaniu kamiennej mapy – clef de voûte… czyli zwornika lub klucza sklepienia. Jest to rzeźbiona kamienna tablica, która wskazuje ostatnie miejsce ukrycia największej tajemnicy bractwa… Informacji o takim znaczeniu, że dla jej ochrony istnieje całe bractwo.

      – Kiedy już zdobędziemy klucz – powiedział Nauczyciel – będziemy tylko o krok od sukcesu.

      – Jesteśmy bliżej, niż się wydaje, Nauczycielu. Klucz jest tutaj, w Paryżu.

      – W Paryżu? To nie do wiary. To byłoby zbyt proste.

      Sylas opowiedział o wydarzeniach tego wieczoru… O tym, jak jego cztery ofiary na chwilę przed śmiercią w desperackim wysiłku odkupienia swojego bezbożnego życia wyznały mu tajemnicę. Wszyscy powiedzieli dokładnie to samo – że klucz jest przemyślnie ukryty w pewnym konkretnym miejscu w jednym z najstarszych kościołów Paryża – w kościele Saint-Sulpice.

      – Pośród murów domu Bożego – oburzył się Nauczyciel. – Jakże nas przedrzeźniają.

      – I tak było przez wieki.

      Nauczyciel umilkł, jakby chciał przez chwilę nacieszyć się triumfem. W końcu odezwał się znowu:

      – Oddałeś wielką posługę Bogu. Czekaliśmy na tę chwilę wieki. Teraz musisz zdobyć ten klucz. Natychmiast. Dziś w nocy. Chyba rozumiesz, o jaką stawkę gramy.

      Sylas wiedział, że jest to stawka zawrotna, ale to, co polecał mu Nauczyciel, wydawało się niewykonalne.

      – Ale kościół… przecież to jest forteca. Zwłaszcza w nocy. Jak tam wejdę?

      Pewnym tonem człowieka o ogromnych wpływach Nauczyciel wyjaśnił, co trzeba zrobić.

      Kiedy Sylas odłożył słuchawkę, przeszedł go dreszcz oczekiwania.

      Godzina – powiedział do siebie, wdzięczny, że Nauczyciel dał mu czas, by odbyć niezbędną pokutę, zanim wejdzie do domu Bożego. Muszę oczyścić duszę z moich dzisiejszych grzechów. Grzechy, które popełnił dzisiaj, uświęcał cel. Działania wojenne skierowane przeciwko wrogom Boga prowadzono od wieków. Odkupienie było pewne.

      Mimo to Sylas wiedział, że odpuszczenie grzechów wymaga poświęceń.

      Zaciągnął zasłony, rozebrał się do naga i ukląkł na środku pokoju. Spojrzał na cilice – kolczasty pas zaciśnięty wokół uda. Wszyscy prawdziwi wyznawcy Drogi nosili ten skórzany pasek nabity ostrymi metalowymi kolcami, wrzynającymi się w ciało, jako codzienne przypomnienie cierpień Chrystusa. Ból, który sprawiał kolczasty pas, pomagał również powstrzymywać pokusy cielesne.

      Chociaż Sylas miał dziś na sobie cilice dłużej niż przepisane dwie godziny, wiedział, że dzisiejszy dzień nie jest dniem zwykłym. Zapiął pas o jedną dziurkę dalej, krzywiąc się, kiedy kolce wbiły się w jego skórę. Powoli wypuścił powietrze i cieszył się każdą sekundą oczyszczającego rytuału bólu.

      – Ból jest dobry – szeptał, powtarzając świętą mantrę ojca José Marii Escrivy, Nauczyciela wszystkich Nauczycieli. Chociaż Escriva zmarł w 1975 roku, jego mądrość żyła, a jego słowa wciąż szeptało tysiące wiernych sług na całym świecie, kiedy klęczeli na podłodze i odprawiali uświęconą praktykę umartwiania ciała.

      Sylas przeniósł teraz uwagę na kawałek ciężkiej liny z węzłami, zwiniętej w słoneczko na podłodze tuż obok niego. Dyscyplina. Na węzłach widać było zakrzepłą krew. Sylas chciał szybko doznać oczyszczających skutków cielesnego bólu i zmówił krótką modlitwę. Potem chwycił koniec liny, zamknął oczy i uderzył się mocno ponad ramieniem, czując, jak węzły przecinają mu skórę na plecach. Znów uderzył się biczem po plecach i węzły przecięły skórę do krwi. Smagał się biczem, i jeszcze, i jeszcze.

      Castigo corpus meum.

      W końcu poczuł, że krew płynie ciepłym strumieniem.

      Rozdział 3

      Rześkie kwietniowe powietrze wpadało z łopotem przez otwarte okno citroena ZX, kiedy samochód przejeżdżał obok budynku Opery Paryskiej i przecinał na ukos plac Vendôme. Robert Langdon, siedząc na fotelu pasażera, czuł, jak miasto przemyka obok niego, a on próbował zebrać myśli. Dzięki szybkiemu prysznicowi i goleniu zdołał odzyskać jako taki wygląd, ale nie udało mu się uciszyć lęków. Wciąż miał w pamięci przerażający obraz ciała kustosza Luwru.

      Jacques Saunière nie żyje.

      Langdona opanowało głębokie poczucie straty po śmierci kustosza. Saunière miał wprawdzie opinię odludka, lecz cieszył się powszechnym uznaniem i szacunkiem za bezgraniczne oddanie sztuce. Jego książki na temat tajnych kodów ukrytych w płótnach Poussina i Teniersa były ulubionymi lekturami Langdona, z których często korzystał na zajęciach ze studentami. Cieszył się na dzisiejsze spotkanie i był głęboko rozczarowany, że kustosz się nie zjawił.

      Raz jeszcze przemknął mu przez głowę obraz jego ciała. Jacques Saunière sam to sobie zrobił? Langdon odwrócił się i wyjrzał przez okno, próbując wyrzucić ten obraz z pamięci.

      Miasto szykowało się do snu – uliczni sprzedawcy popychali wózki z kandyzowanymi owocami, kelnerzy wynosili worki ze śmieciami na krawężniki, para spóźnionych kochanków obejmowała się i przytulała, żeby nie zmarznąć w podmuchach wiatru, w których czuło się zapach kwitnącego jaśminu. Citroen władczo przepływał przez ten chaos, a podwójny dźwięk syreny przecinał ruch uliczny jak ostry nóż.

      – Le СКАЧАТЬ