Kod Leonarda da Vinci. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kod Leonarda da Vinci - Дэн Браун страница 33

Название: Kod Leonarda da Vinci

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7508-803-8

isbn:

СКАЧАТЬ które przyszło wraz z pierwszym spojrzeniem. Słynna twarz wyglądała tak samo jak w książkach. Sophie stała w milczeniu przed płótnem przez całe wieki, czekając, żeby coś się wydarzyło.

      – No i, co sądzisz? – szepnął jej do ucha dziadek, podchodząc z tyłu. – Piękna, prawda?

      – Jest za mała.

      Saunière uśmiechnął się.

      – Ty też jesteś mała, a jesteś piękna.

      Nie jestem piękna, pomyślała Sophie. Nie mogła patrzeć na swoje rude włosy i piegi i nie mogła znieść myśli, że jest wyższa od chłopców w klasie. Spojrzała raz jeszcze na Mona Lizę i pokręciła głową.

      – Jest jeszcze gorsza niż w książkach. Jej twarz jest… brumeux.

      Dziadek znów ją poprawił, przechodząc na angielski, a Sophie poddała się, wiedząc, że nie będą mogli dalej rozmawiać, dopóki nie nauczy się, jak powiedzieć po angielsku, że twarz Mona Lizy jest zamglona.

      – Ten styl malowania nazywa się sfumato – wyjaśnił. – Bardzo trudno tak malować. Leonardo da Vinci był w tym najlepszy.

      Ale Sophie obraz się nie podobał.

      – Wygląda, jakby coś wiedziała… Jak dzieciaki w szkole, kiedy mają jakąś tajemnicę.

      Dziadek zaśmiał się głośno.

      – Trochę dlatego jest taka sławna. Ludzie lubią się domyślać, dlaczego się uśmiecha.

      – A ty wiesz dlaczego?

      – Może. – Dziadek puścił do niej oko. – Kiedyś ci o tym opowiem.

      Sophie tupnęła nóżką.

      – Mówiłam ci, że nie lubię sekretów i tajemnic.

      – Księżniczko – uśmiechnął się – życie jest pełne sekretów. Nie można wszystkiego wiedzieć od razu.

      – Wracam na górę – oświadczyła Sophie zdecydowanie, stojąc wciąż na stopniu.

      – Do Mona Lizy? – Langdon zrobił krok do tyłu. – Teraz?

      Sophie raz jeszcze rozważyła ryzyko.

      – Ja nie jestem podejrzana o morderstwo. Zaryzykuję. Muszę zrozumieć, co dziadek chciał mi powiedzieć.

      – A co z ambasadą?

      Sophie czuła się winna, że zrobiła z Langdona uciekiniera, a teraz chce go opuścić, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Wskazała dłonią drzwi i prowadzące do nich metalowe schody.

      – Trzeba iść przez te drzwi, potem za podświetlonymi znakami do wyjścia. Dziadek kiedyś mnie tędy sprowadzał. Po znakach dojdzie się do wyjścia awaryjnego. Otwiera się tylko w jedną stronę – na zewnątrz. – Dała Langdonowi kluczyki do samochodu. – Mój samochód to czerwony smart. Stoi na parkingu dla pracowników. Tuż za filarem. Wie pan, jak dojechać do ambasady?

      Langdon skinął głową, wpatrując się w kluczyki.

      – Proszę posłuchać – mówiła Sophie teraz już cichszym i łagodniejszym głosem. – Sądzę, że dziadek mógł mi zostawić wiadomość gdzieś obok Mona Lizy, jakąś wskazówkę, kto go zabił. Albo dlaczego jestem w niebezpieczeństwie. Albo co się stało z moją rodziną. Muszę tam iść i sprawdzić.

      – Jeżeli chciał powiedzieć, dlaczego jest pani w niebezpieczeństwie, mógł przecież napisać to na podłodze, tam gdzie umarł. Po co te skomplikowane kalambury?

      – Myślę, że dziadek nie chciał, żeby ktokolwiek się dowiedział. Nawet policja.

      Bezsprzecznie, dziadek Sophie zrobił wszystko, co było w jego mocy, żeby tajna wiadomość dotarła wprost do niej. Zapisał ją za pomocą kodu, umieścił w niej tajne inicjały Sophie i kazał jej znaleźć Roberta Langdona. To było mądre posunięcie, zważywszy na to, że Amerykanin, specjalista od symboli, rozszyfrował jego kod.

      – Może brzmi to dziwnie – powiedziała Sophie – ale uważam, że dziadek chce, żebym dotarła do Mona Lizy, zanim zrobi to ktokolwiek inny.

      – Ja też wracam.

      – Nie! Nie wiemy, jak długo Wielka Galeria będzie pusta. Pan musi uciekać.

      Langdon wahał się przez chwilę, jakby jego akademicka ciekawość walczyła o lepsze ze zdrowym rozsądkiem i pchała go z powrotem w łapy Fache’a.

      – Proszę iść. Teraz. – Sophie uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. – Zobaczymy się w ambasadzie, panie Langdon.

      Langdon wyglądał na rozczarowanego.

      – Dobrze, ale pod jednym warunkiem – odparł poważnie.

      Zatrzymała się w miejscu zdziwiona.

      – Co to za warunek?

      – Że przestaniesz mówić do mnie pan.

      Sophie zobaczyła ślad uśmiechu na jego twarzy i poczuła, że sama też się uśmiecha.

      – Powodzenia, Robercie.

      Kiedy Langdon zszedł na dół, uderzył go wyraźny zapach pokostu lnianego i pyłu gipsowego. Tuż przed nim oświetlony znak SORTIE/EXIT i strzałka wskazywały drogę wyjścia na końcu długiego korytarza.

      Langdon wszedł do holu.

      Po prawej stronie otwierały się pogrążone w półcieniach pracownie konserwatorskie, z których spoglądały na niego grupy rzeźb w różnych stadiach renowacji. Po lewej zobaczył kilka pracowni malarskich, przypominających mu wnętrza sal uniwersyteckich, gdzie uczono grafiki i malarstwa – szeregi palet, obrazy, sztalugi, narzędzia do produkcji ram do obrazów – linia produkcyjna sztuk graficznych.

      Idąc korytarzem, Langdon zastanawiał się, czy to sen i czy za chwilę obudzi się zdziwiony w swoim łóżku w Cambridge. Cały ten wieczór robił wrażenie dziwnego snu. Za chwilę wyjdę z Luwru na ulicę… jako uciekinier.

      Sprytny anagram i wiadomość od Saunière’a wciąż kołatały mu się w głowie i Langdon zastanawiał się, co Sophie znajdzie przy Mona Lizie… Czy w ogóle coś znajdzie. Wydawała się taka pewna, że dziadek chciał, żeby podeszła do słynnego obrazu jeszcze raz. To była przekonująca interpretacja, ale Langdon nie mógł pozbyć się wrażenia, że ma do czynienia z jakimś paradoksem.

      PS. Znajdź Roberta Langdona.

      Saunière napisał nazwisko Langdona na podłodze, polecając Sophie, by go odnalazła. Ale dlaczego? Czy tylko po to, żeby pomógł jej rozszyfrować anagram?

      To mało prawdopodobne.

      Saunière nie miał żadnych podstaw przypuszczać, że Langdon jest jakoś szczególnie СКАЧАТЬ