Blask. Marek Stelar
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Blask - Marek Stelar страница 6

Название: Blask

Автор: Marek Stelar

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-7835-726-1

isbn:

СКАЧАТЬ wraz z bliskimi, towarzyszącymi im w tej drodze.

      – Wie pani, że nie powinienem jej tego wszystkiego mówić? – powiedział komisarz. – To, że jest pani prawnikiem, niczego w tej kwestii nie zmienia.

      – Rozumiem.

      – Cieszę się. I dlatego również proszę panią o dyskrecję.

      – Oczywiście, rozumiem – powtórzyła sucho.

      Nie chciała, żeby w jej głosie usłyszał wdzięczność za to, że podzielił się z nią poufnymi informacjami ze śledztwa. Nie czuła się wdzięczna. I co niby miała z tą wiedzą teraz zrobić? Rzucić się w wir poszukiwań mordercy?

      Doszli do jej samochodu, a kiedy wsiedli, Agata natychmiast przekręciła kluczyk w stacyjce i podkręciła klimatyzację. Przez chwilę oboje z ulgą wystawiali twarze do nawiewów. Potem ruszyła w stronę ulicy Kolumba i komendy.

      W drodze powrotnej milczeli; całe dziesięć minut ciszy. Kiedy zajechali na Kaszubską, Sablewski poprosił:

      – Niech pani gdzieś tu zaparkuje, dobrze? Zapraszam do mnie, spiszemy jeszcze notatkę. Na wszystko muszę mieć kwity… – Skrzywił się lekko.

      Odruchowo zerknęła na zegarek. Rozumiała to. I te kwity, i zniechęconą minę komisarza.

      Kiedy kwadrans później, po zadaniu kilku krótkich pytań kończył krótką notatkę pisaną ręcznie na jakimś formularzu, zapytała:

      – Dlaczego zamieściliście zdjęcie na portalu?

      – Nie rozumiem…

      – Dlaczego wpuściliście to do sieci? Zdjęcie martwej dziewczyny?

      Sablewski dokończył ostatni wyraz, podpisał się, a potem odłożył długopis i spojrzał gdzieś w bok.

      – Cóż… To trochę przeze mnie. Naciskałem swojego naczelnika w tej sprawie. Była młoda. I… było coś specyficznego w jej twarzy.

      – Co takiego?

      Wzruszył ramionami.

      – To moje osobiste odczucie. Ale rozumiałem trochę, kiedy wspominała pani o tej dziewczynie, o tym, jaka była. Wiem, nie wyglądało na to, jakbym rozumiał… Jej twarz była jakaś taka nieszablonowa… nie wiem, jak to określić. Ale przede wszystkim chodziło nam o wiek i okoliczności zabójstwa. Wie pani, sądziłem, że to może być kolejna sprawa, jak w przypadku znalezienia niezidentyfikowanych zwłok starszych osób. Zaginionych bez wieści, którzy odnajdują się martwi po kilku latach życia w innym miejscu Polski, gdzie giną w wypadku albo zostają zamordowani, albo po prostu umierają z przyczyn naturalnych. Mamy tych „enenów” w bazie latami i nic z tego nie wynika. Nikt za nimi nie tęskni, nikt ich nie szuka, bo nie ma kto. Tu co prawda chodziło o młodą dziewczynę, ale w tym przypadku potrzebowaliśmy szybkiej reakcji. Rozpytywanie na Niebuszewie niczego nie dało, stąd wniosek, że ona tam nie mieszkała. A dziś nie ma szybszej drogi niż Internet, prawda? Sama pani widzi, że poskutkowało. Teraz możemy ruszyć z kopyta.

      – Cieszę się. Co prawda w tych okolicznościach trudno mówić o radości z czegokolwiek, ale mam na myśli…

      – Spokojnie, rozumiem. – Uśmiechnął się i spojrzał na nią. – Mogę mieć jeszcze jedno pytanie?

      – Słucham.

      – Umówi się pani ze mną na kawę?

      Nie wiedziała, czy się roześmiać, czy wkurzyć.

      – Nie – odpowiedziała, nie robiąc ani jednego, ani drugiego.

      Po prostu zwykłe, dość stanowcze, ale grzeczne „nie”. Gdy zobaczyła jego minę, dodała:

      – Mój facet nie byłby szczęśliwy, gdybym poszła z kimś na kawę. Pan by na jego miejscu był?

      Roześmiał się, i to szczerze. To nie była ani impertynencja, ani niezręczna próba zamaskowania zmieszania. Jego oczy były wesołe.

      – Jasne. – Pokiwał głową. – Ale jakby co, pozwolę sobie do pani zadzwonić. Bez podtekstów, po prostu zawodowo. Dopytać ewentualnie o coś. I dam numer do siebie. Służbowy – zaznaczył.

      – Oczywiście – zgodziła się.

      Podpisał przepustkę, potem na karteluszku zapisał swój numer telefonu i podał jej oba papierki przez biurko.

      – Dziękuję – powiedział. – I do widzenia.

      Wychodząc, rzuciła mu trochę smutny uśmiech. Pomachał jej.

      Skłamała. Sama zastanawiała się teraz dlaczego. Nie było nikogo, kto mógłby mieć jej za złe, że umówiła się z kimś na kawę. Nie istniał żaden „jej facet”, a przynajmniej nie w ciągu ostatniego roku. Może to te okoliczności? Uświadomiła sobie, że gdy Sablewski zaproponował jej spotkanie, znów zobaczyła twarz Dżesiki. To po prostu nie był dobry moment na składanie takich propozycji. Dlatego mu odmówiła.

      Zostawiła przepustkę w dyżurce i wyszła na ulicę, zastanawiając się, czy wracać do domu, jechać do kancelarii, czy poczekać w sądzie te półtorej godziny do rozprawy. Do sądu miała dwie, trzy minuty piechotą, do kancelarii niecałe dziesięć samochodem, a do domu nie chciała teraz jechać. Zdecydowała, że do kancelarii też nie pojedzie. Nie miała ochoty z nikim się widzieć. Potrzebne do rozprawy dokumenty miała w aucie, więc równie dobrze mogła tu zostać; poczekać w holu sądu albo pospacerować po okolicy. Wybrała to drugie.

      Idąc w kierunku alei 3 Maja, wyciągnęła z torebki telefon. Wybrała numer z kontaktów i puknęła w ikonkę ze słuchawką. Przykładając telefon do ucha, ruszyła przed siebie, w kierunku Narutowicza.

      – Cześć, Agatka. – Usłyszała głos Justyny, pielęgniarki w domu opieki dla osób starszych w Tanowie.

      W Leśnym Siedlisku nie praktykowano takich sposobów komunikacji z personelem, ale odkąd Prażmowska prowadziła jej sprawę rozwodową, i to z powodzeniem, bo sporo dla niej ugrywając, mogła pozwolić sobie na takie telefony nawet codziennie.

      – Jak ojciec? – zapytała.

      – Bez zmian. Rano coś mówił, ale wiesz… Jak to on…

      – Jasne, Justynka. Wpadnę dziś na chwilę.

      – Oczywiście. Po południu? Mam dziś dyżur jakby co.

      – Myślę, że koło szesnastej.

      – Będę na miejscu.

      – Do zobaczenia.

      – Pa…

      Odsunęła telefon od ucha i nagle poczuła potężne pchnięcie. Jakimś cudem zdołała utrzymać równowagę. Po chwili patrzyła na plecy biegnącego przed nią chłopaka, który oddalał się szybko z jej telefonem w ręku. Otrząsnęła СКАЧАТЬ