Название: Pięćdziesiąt twarzy Greya
Автор: Э. Л. Джеймс
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-7508-597-6
isbn:
– Chcą, żeby były dwa?… Ile to będzie kosztować?… Okej, a co ze środkami bezpieczeństwa?… Przez Kanał Sueski?… I kiedy dotrą do Darfuru?… Okej, niech tak będzie. Informujcie mnie na bieżąco. – Rozłącza się. – Gotowa? – pyta.
Kiwam głową. Christian zakłada granatową marynarkę w prążki, bierze ze stołu kluczyki od samochodu i podchodzi do wyjścia.
– Proszę przodem, panno Steele. – Przytrzymuje dla mnie drzwi. Wygląda zarazem swobodnie i elegancko.
Stoję, odrobinę zbyt długo, upajając się jego widokiem. I pomyśleć, że spałam z nim zeszłej nocy, po tej całej tequili i wymiotach, a on nadal tu jest. Co więcej, chce mnie zabrać do Seattle. Dlaczego akurat mnie? Nie mieści mi się to w głowie. Wychodzę na korytarz, wspominając jego słowa: „Jest coś w tobie”. Cóż, mam identyczne zdanie na pański temat, panie Grey, i dowiem się, co to takiego to „coś”.
W milczeniu podążamy do windy. Gdy czekamy, rzucam mu spojrzenie spod rzęs, a on kątem oka zerka na mnie. Uśmiecham się, a jego usta lekko się wyginają.
Nadjeżdża winda i wsiadamy do niej. Jesteśmy sami. Nagle z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu, możliwe, że przez to, iż znajdujemy się tak blisko siebie w zamkniętej przestrzeni, atmosfera ulega zmianie i naładowana jest elektrycznym, emocjonującym wyczekiwaniem. Oddycham szybciej. Christian odwraca głowę w moją stronę. Jego oczy są koloru grafitowego. Przygryzam wargę.
– Och, pieprzyć dokumenty – warczy.
Doskakuje do mnie, popycha na ścianę. Nim orientuję się, co się dzieje, biodrami przyciska mnie do ściany, obie moje dłonie trzymając w górze w żelaznym uścisku. O święty Barnabo. Drugą ręką pociąga za kucyk, zmuszając do uniesienia głowy, a sekundę później jego usta lądują na moich. To niemal boli. Wydaję cichy jęk, rozchylając wargi i dając zielone światło jego językowi. On to natychmiast wykorzystuje, wprawnie eksplorując wnętrze mych ust. Jeszcze nigdy się tak nie całowałam. Mój język niepewnie dołącza do tego powolnego erotycznego tańca, opierającego się na dotyku i odczuwaniu. Christian ujmuje moją brodę i przytrzymuje głowę na miejscu. Jestem bezradna, ręce mam unieruchomione, głowę także, a ostatecznie ucieczkę wykluczają jego napierające biodra. Czuję na brzuchu nabrzmiałą erekcję. O rety… On mnie pragnie. Christian Grey, grecki bóg, pragnie mnie, a ja pragnę jego, tutaj… teraz, w windzie.
– Jesteś… taka… słodka – mruczy.
Kabina staje, drzwi się otwierają i Christian natychmiast się ode mnie odsuwa. Trzej biznesmeni w eleganckich garniturach wchodzą do środka, uśmiechając się pod nosem. Serce wali mi jak młotem i czuję się, jakbym właśnie przebiegła maraton. Mam ochotę pochylić się i oprzeć dłonie na udach… ale to jest zbyt oczywiste.
Rzucam spojrzenie Christianowi. Wydaje się tak spokojny i opanowany, jakby rozwiązywał krzyżówkę w „Seattle Times”. To takie niesprawiedliwe. Czy moja obecność w ogóle na niego nie działa? Zerka na mnie kątem oka i cicho wypuszcza powietrze z płuc. Och, a jednak działa. Moja maleńka wewnętrzna bogini kołysze się w powolnej, zwycięskiej sambie. Biznesmeni wysiadają na pierwszym piętrze. Zostało nam więc jeszcze jedno.
– Umyłaś zęby – mówi, patrząc na mnie.
– Pożyczyłam twoją szczoteczkę – odpowiadam bez tchu.
Usta wygina w półuśmiechu.
– Och, Anastasio Steele, i co ja mam z tobą począć?
Drzwi rozsuwają się na parterze. Christian bierze mnie za rękę i pociąga za sobą.
– Ach, te windy – mruczy pod nosem, przechodząc przez hol.
Z trudem dotrzymuję mu kroku, bo straciłam przytomność w windzie numer trzy w hotelu Heathman i już jej nie odzyskałam.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Christian otwiera przede mną drzwi czarnego audi. Ani słowem nie wspomniał na temat wybuchu namiętności w windzie. Ja powinnam to zrobić? Powinnyśmy o tym porozmawiać czy udawać, że do niczego nie doszło? Mój pierwszy prawdziwy, pozbawiony wszelkich zahamowań pocałunek. Gdy mijają kolejne sekundy, zaczynam mu dopisywać mityczną, arturiańską legendę i status zaginionego miasta Atlantyda. Nigdy się nie zdarzył. Może wszystko sobie wymyśliłam. Nie. Dotykam nabrzmiałych ust. Jestem teraz zupełnie inną kobietą. Rozpaczliwie pragnę tego mężczyzny, a on pragnął mnie.
Rzucam mu spojrzenie z ukosa. Grzeczny i chłodny, czyli zwyczajny Grey.
Mam w głowie mętlik.
Przekręca kluczyk w stacyjce i wyjeżdża z miejsca parkingowego. Włącza odtwarzacz MP3. Wnętrze samochodu wypełniają słodkie, niemal magiczne głosy dwóch kobiet. Ojej… W moich wszystkich zmysłach panuje chaos, więc ta muzyka działa na mnie podwójnie. Sprawia, że wzdłuż kręgosłupa przebiegają rozkoszne dreszcze. Christian wyjeżdża na Park Avenue. Prowadzi ze swobodną i leniwą pewnością siebie.
– Czego słuchamy?
– To Flower Duet Delibesa, z opery Lakme. Podoba ci się?
– Christianie, to jest cudowne.
– Prawda? – Uśmiecha się szeroko. I przez chwilę wygląda na swój wiek: młodo, beztrosko i oszałamiająco przystojnie. Czy to klucz do niego? Muzyka? Siedzę i słucham anielskich głosów, drażniących się ze mną i uwodzących.
– Mogę posłuchać jeszcze raz?
– Naturalnie.
Christian wciska guzik i muzyka zaczyna mnie pieścić od nowa, delikatnie, powoli i słodko.
– Lubisz muzykę klasyczną? – pytam w nadziei, że uda mi się zdobyć jakąś informację dotyczą jego upodobań.
– Mój gust muzyczny jest eklektyczny, Anastasio, lubię wszystko od Thomasa Tallisa po Kings of Leon. Wszystko zależy od nastroju. A twoje upodobania?
– Tak samo. Choć przyznaję, że nie wiem, kim jest Thomas Tallis.
Odwraca się i obrzuca mnie szybkim spojrzeniem, a potem uwagę skupia ponownie na drodze.
– Puszczę ci go pewnego dnia. To brytyjski kompozytor z szesnastego wieku. Kościelna muzyka chóralna. – Christian uśmiecha się szeroko. – Brzmi to bardzo ezoterycznie, wiem, ale jest także magiczne, Anastasio.
Znowu naciska jakiś guzik i rozbrzmiewa utwór Kings of Leon. Hmm… to akurat znam. Sex on Fire. Pasuje jak ulał. Muzykę przerywa rozlegający się w głośnikach dźwięk telefonu. Christian tym razem wciska guzik przy kierownicy.
– Grey – warczy. Ależ on jest szorstki.
– Panie Grey, z tej strony Welch. Mam informacje, których pan potrzebuje. – Z głośników dochodzi chrapliwy, bezcielesny głos.
– Dobrze. Prześlij mi je mejlem. Coś jeszcze?
– Nie, СКАЧАТЬ