Na krawędzi. Kamila Malec
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Na krawędzi - Kamila Malec страница 8

Название: Na krawędzi

Автор: Kamila Malec

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-66070-64-6

isbn:

СКАЧАТЬ teraz mój mężu na osłodę twojego dzisiejszego dnia zabieram cię na bezkonkurencyjną bezę – zaśmiałam się i wskoczyłam do auta.

      Chwilę później, podkręcając lecące z radia bity Ewy Farny, mknęliśmy wąskimi drogami do centrum Szklarskiej Poręby.

      – Kochanie powinniśmy nauczyć się śpiewać – zwróciłam się do Kuby i zaśpiewałam na cały głos: „Chcę Cię zabić, chociaż pragnę mieć. Nocą znikasz, żeby znaleźć sens…”. – Będziemy wtedy jak Jay Z i Beyonce. Zobacz, oni też są małżeństwem i kilka piosenek zaśpiewali razem. A z naszym temperamentem wróżę nam świetlaną przyszłość w świecie gwiazd.

      Spojrzenie Kuby mówiło samo za siebie. Nie musiał mówić, że ten pomysł w ogóle nie przypadł mu do gustu. Sztywniak.

      Na naszym przykładzie doskonale widać jak przeciwieństwa się przyciągają. Mój mąż był zawsze ułożony, poważny. Nie, żeby nie znał się zupełnie na żartach, co to, to nie. Tyle że on patrzył bardziej poważnie na życie niż ja. Brał na poważnie wszystko, z czego ja sobie żartowałam lub co uważałam za jakiś niefortunny traf czy zbieg okoliczności. Nie przepadał za wielkimi imprezami i bujnym życiem towarzyskim. W zupełności wystarczał mu nasz dom, kilkoro naszych przyjaciół i rodzina. A ja, mimo iż na co dzień pracowałam z wieloma osobami, to jednak wolałam chwilami wyjść „do ludzi”. Może tylko dzięki temu, że rzadko mieliśmy na to czas, zdarzały się nam sytuacje, że bez zająknięcia zgadzał się na takie wypady.

      Różniliśmy się również pod względem słuchanej muzyki. No tak, Kuba klasyka ze spokojną nutą. Natomiast ja i mój rap oraz inne tłuste bity przeważały swoim nagłośnieniem.

      Kochaliśmy się miłością bezwarunkową z bezgranicznym zaufaniem. Nie byliśmy idealni, o nie. Nie uważam, że na świecie są jakieś idealne osoby czy pary. Za dużo pracuję z ludźmi i widzę dokładnie co się dzieje, żeby twierdzić inaczej. Są między nami jakieś kłótnie i nieporozumienia. Jednak uważam, że bardziej są spowodowane tym, iż rzadko kiedy mamy dla siebie dostatecznie dużo czasu.

      Mamy też cudownych przyjaciół, którzy są z nami na dobre i złe. Moja kochana Aleksandra, z którą trzymamy się razem od podstawówki i która szykuje się właśnie do swojego wielkiego wesela z Mirosławem. No i ich trzyletnia, obłędna blondyneczka Nelka, cioci oczko w głowie, za którą wskoczyłabym w ogień. Ten mały kwiatuszek skradł nasze serce od kiedy tylko pierwszy raz ją zobaczyliśmy. Nawet Kuba, taki zatwardziały facet, gdy tylko spojrzał w jej błękitne oczka oddałby za nią wszystko.

      Jest też Henryk, który pracuje z moim mężem – znany z organizacji wieczorów kawalerskich. Pierwszy raz widziałam męża w stanie wręcz agonalnym przez cały weekend, po imprezie, jaką z chłopakami zgotowali mu przed naszym ślubem. Dobrze, że nie wpadli na ten pomysł dzień przed tą uroczystością, bo podejrzewam, że cała trójka raczej nie byłaby zdatna do jakiejkolwiek ceremonii. Żadna z nas, kobiet, nie wnikała w to co robili, ale dziwne zadrapania na skórze i jedno podbite oko u świadka wskazywały na dobrą zabawę niczym prosto z filmu Kac Vegas.

      Lecz od tego są właśnie przyjaciele i nie ważne ilu ich jest, ale jacy są. Czasem jeden wierny kompan wystarcza za całą armię wojska.

§§§

      – Wiedziałam, że jeszcze będę Ci potrzebna mój drogi Filipie. Tylko nawet przez myśl mi nie przeszło, że aż tak szybko mnie do siebie wezwiesz. I na dodatek wchodzisz mi w myśli telepatycznie. Wstydziłbyś się, wiesz… Masz takie potężne moce i zamiast się do mnie teleportować tymi Waszymi kłębiastymi portalami, gadasz do mnie w głowie. A ja się zastanawiam czy to jawa, czy sen.

      – Miło Cię znowu widzieć, Ewo… – Odwróciłem się powoli w jej stronę.

      Nic się nie zmieniła od naszego ostatniego spotkania. Zresztą dla niej czas stanął w miejscu już dawno temu. Długie, falowane kasztanowe włosy i szare oczy przenikały mnie dogłębnie i ten uśmiech, który chyba nigdy nie schodził z jej ust.

      – Domniemywam, że masz dla mnie jakieś ważne zadanie, w którym muszę, albo nie muszę Ci pomóc. Bo to tylko od mojej dobrej woli zależy, jaką decyzję podejmę.

      – Rozgadana jesteś jak zawsze. Nic dziwnego, że skusiłaś tego biedaka Adama.

      – Oj tam – odpowiedziała z uśmiechem. – Pomińmy tego nieszczęśnika w naszej konwersacji. – Roześmiała się w głos i podeszła kilka kroków bliżej mnie.

      – Ładnie tu macie Filipie, tylko jakoś widać, że brakuje tu kobiecej ręki. Ciężkie dębowe meble, a raczej – przepraszam – regały z książkami, skórzana kanapa, która jak sądzę wcale do wygodnych nie należy i ogromny stół. Bogowie zachowują się czasami jak rycerze Króla Artura. Są rozpieszczeni do granic możliwości i tylko próbują upodabniać się do kogoś kto im się w danym momencie podoba. Żenada.

      – Zaprosiłem Cię tutaj, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Ściany tej biblioteki nie przepuszczają słów ani myśli. Taka oto zachcianka Karkonosza, gdyby chciało się kogoś przesłuchiwać. Stworzył poważne miejsce do załatwiania jeszcze poważniejszych spraw.

      – Ha, ha, ha, chcesz mi powiedzieć, że ten wściekle żółty okrągły dywanik koło kominka stwarza poczucie surowego i poważnego miejsca? Uśmiałam się do łez, poważnie. Swoją drogą Karkuś ma gust. Meble są całkiem stylowe, a każdą biblioteczkę ubóstwiam. Ale lepiej nie chcę wiedzieć co Świętuś przechowuje na tych regałach.

      – Wiesz, tylko ty potrafisz ich tak nazywać bez żadnej obawy, że cokolwiek może ci się przytrafić.

      – A co oni mogą mi zrobić? Dobrze wiesz, że akurat oni wielkie nic. Nie należę do Waszego świata, a traktat wyraźnie mówi, że nie możemy wchodzić sobie w drogę. Chyba, że szukają problemów u Welesa lub w górnej czy dolnej pośmiertnej drodze życia. W co szczerze wątpię. Za bardzo trzęsą tymi swoimi dupskami.

      – Kiedyś może się to zmienić i dobrze o tym wiesz kochana.

      – To się nigdy nie zmieni. Każdy ma swój świat i nikt nie wchodzi sobie w drogę, żeby nie zaburzyć panującej świętej równowagi. Tylko skończony głupiec zburzy ten spokój.

      Ewa usiadła na fotelu, stojącego obok kominka i tęsknym wzrokiem spojrzała w iskrzący się ogień.

      Jak cudownie byłoby znowu czuć – pomyślała.

      – Joanna wróciła w góry – powiedziałem, obchodząc stół i siadając na drugim fotelu.

      – Słucham? Jak to możliwe? Przecież rzuciłam na nią zaklęcie UNO TOTALUS, które całkowicie odpycha ją od tego miejsca! – Wstała pośpiesznie i zaczęła nerwowo krążyć wokół stołu, przyglądając się zwojom starożytnych dokumentów.

      – To ją zabije. Wiesz o tym. – dodała cichszym już głosem.

      – I to jest właśnie ta ważna sprawa, dla której wezwałem cię do siebie. Pomóż mi ją uratować przed zatraceniem.

      – Mur pęknie i przypomni sobie wszystko. To gdzie ma teraz luki wypełni się w jednej chwili i narobi bałaganu. Ale nie to jest najgorsze i wiesz o tym.

      – Tak, Ogary.

      – W chwili kiedy granica СКАЧАТЬ