Название: Odyssey One. Tom 5. Król wojowników
Автор: Evan Currie
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
isbn: 978-83-65661-25-8
isbn:
Zasilanie było proste. Wystarczyło wrzucić co popadnie do osobliwości, która zupełnie nie wybrzydzała. Chociażby kamienie – masa gwiezdna była bardziej wydajna, ale w zasadzie mogło to być cokolwiek.
Utrzymywana na granicy stabilności osobliwość przekształcała masę w promieniowanie. Ziemianie nazywali je promieniowaniem Hawkinga – nazwa używana przez Priminae była dla nich niewymawialna. Ostatecznie jednak rdzeń sprowadzał się do generatora wysoce intensywnego promieniowania.
Była to surowa energia, bez określonej częstotliwości czy struktury, co zwiększało wydajność układu akumulacji mocy.
Projektantów rdzenia zaszokowałoby – i zapewne wzburzyło – gdyby dowiedzieli się, że nie była to już do końca prawda.
Głęboko, bardzo głęboko w sercu „Odyseusza” zakwitł kwiat.
Rozdział 2
Okręt Sojuszu Ziemskiego „Odyseusz”
Orbita Ziemi
– Kapitan na pokładzie!
– Spocznij – powiedział Eric, poprawiając mundur, do którego nie zdążył się jeszcze przyzwyczaić. – Status?
Wciąż czuł się obco na mostku, mimo że był na nim kilkanaście razy od czasu inwazji. Zatrzymał się przy stanowisku dowódczym i położył dłoń na ułożonej wokół niego konsoli. Znów pomyślał, że tęskni za ciasnymi korytarzami „Odysei”. Wiedział, że wszystko, co działo się przed inwazją, ogląda przez różowe okulary i trudno mu było zaufać własnej ocenie.
– Systemy w normie, kapitanie – oznajmiła wysoka blondynka, odwracając się do niego. – Wszystkie wskaźniki na zielono.
– Dziękuję, komandor Heath.
Miriam Heath była jego nowym pierwszym oficerem. Zastąpiła Jasona Robertsa, który został dowódcą „Bellerofonta”. Miriam miała ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i nordyckie rysy twarzy. Była nieco zbyt sztywna, ale Roberts też nie reprezentował typu luzaka.
– Sternik, proszę czekać na podanie kursu.
– Tak jest, kapitanie. Czekam na rozkazy – odpowiedziała sterniczka.
Miriam podeszła do Erica.
– Mamy nowe rozkazy, kapitanie?
– Owszem – potwierdził, kładąc na konsoli czip zbliżeniowy, który automatycznie połączył się z komputerem okrętowym. Czarna, gładka powierzchnia rozświetliła się. Szybkim ruchem palców wysłał odpowiedni plik sternikowi.
– Potwierdzam przyjęcie rozkazów. Etap pierwszy – lot do heliopauzy. Etap drugi – skok w przestrzeń Priminae. Etap trzeci – lot na orbitę Ranquil. Etap czwarty… – Porucznik Kinder zmarszczyła brwi. – Tajny i zablokowany. Sir?
– Ujawnię rozkazy, gdy opuścimy heliopauzę, poruczniku – odpowiedział Eric. – Wprowadzić jawną część kursu.
– Tak jest, kurs przyjęty. Korytarz czysty, mamy zgodę na start.
– Proszę wyprowadzić nas z orbity. Prędkość portowa.
– Tak jest, kapitanie. Dwie trzecie mocy silników rakietowych… i lecimy. Aktualna wysokość – sześćdziesiąt cztery kilometry nad poziomem morza i rośnie. Druga prędkość kosmiczna za trzy minuty, kapitanie.
– Dobrze. Poruczniku, proszę poprosić komandora Michaelsa o zgłoszenie się na mostek. Chcę wiedzieć, kiedy możemy uruchomić napęd falowy.
– Tak jest.
Eric odwrócił się do czekającej na wyjaśnienia Miriam.
– Mamy skontaktować się z Priminae. Taka standardowa wizyta, niech wiedzą, że patrolujemy okolicę.
– A zastrzeżona część?
– Wkrótce się pani dowie – zapewnił ją Eric. Po chwili uśmiechnął się. – Proszę się nie martwić. Myślę, że rozkazy się pani spodobają.
***
Steph wciąż poprawiał tunikę mundurową, gdy przekroczył próg i wszedł na mostek. „Odyseusz” nie wibrował jak „Odyseja”. Potężny napęd falowy „Odyseusza” przyspieszał każdy atom w polu swojego oddziaływania w dokładnie tym samym kierunku, w dokładnie tym samym czasie, inaczej niż wcześniejszy, chemiczny napęd używany przez „Odyseję”. Mimo wszystko Steph przysiągłby, że ma lekkie poczucie ruchu.
Inżynierowie powtarzali mu, że nie ma możliwości, aby mógł coś poczuć. Okręt po prostu nie poruszał się w klasycznym sensie. Każdy element konstrukcji, każda cząsteczka przemieszczały się naprzód dokładnie w tym samym momencie. Ale w końcu się zamknęli, gdy Steph wygrał w zakładach w tej kwestii tyle drinków, że zabiłyby pluton marines. Gdy tylko uruchamiano system, wiedział to, niezależnie od tego, gdzie na okręcie się znajdował. Nikt nie miał pojęcia, jak to się działo, ale Steph nie przejmował się tym zbytnio.
Wchodząc na mostek, wiedział więc, że „Odyseusz” jest w ruchu. Nie spojrzał nawet na stanowisko kapitana, ale ruszył bezpośrednio w stronę steru.
– Komandorze – powiedziała porucznik Kinder, odstępując od konsoli.
– Poruczniku, przejmuję ster – powiedział Steph, zajmując jej miejsce.
– Tak jest.
Stanął przy dodatkowym stanowisku sterowniczym, zamiast rozsiąść się w fotelu przy konsoli głównej, jako że chwilowo wolał postać, a na razie mało prawdopodobne było, aby musiał wykonywać bardziej precyzyjne manewry. Kurs został wprowadzony i okręt prawidłowo nim podążał, co oznaczało, że Steph nie miał wiele do roboty, poza standardowym przeglądem systemów, który wykonywał zawsze, gdy przejmował ster. Poza tym obejrzał wprowadzony kurs – lubił wiedzieć, gdzie właściwie leci.
„Ranquil. Żadnych niespodzianek”.
Stwierdził, że najwyższy czas tam zajrzeć, choć wątpił, aby ktoś na planecie Priminae szczególnie narzekał na ich nieobecność. Zważywszy na zamieszanie po tym, jak zagrożenie ze strony Drasinów minęło (przynajmniej na razie), byli pewnie tak samo zdezorientowani, jak ziemskie rządy. I trzeba przyznać, że mieli ku temu więcej powodów.
Choć samo Ranquil nie ucierpiało szczególnie na skutek działań Drasinów, mimo że przynajmniej dwukrotnie było celem ataku, planeta stanowiła centrum dowodzenia dla kilkunastu kolonii, z których kilka zniszczono w początkowych stadiach wojny. Z tego, co wiedział Michaels, nikt z Ziemi nie miał zbyt wielu kontaktów z cywilnymi władzami Priminae, choć jeśli przypominali chociaż trochę swoich ziemskich odpowiedników… Cóż, zapewne mieli tam teraz niezły bałagan i szybko go nie posprzątają.
СКАЧАТЬ