Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł. Ian Douglas
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł - Ian Douglas страница 14

Название: Star Carrier. Tom 7. Mroczny umysł

Автор: Ian Douglas

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-46-3

isbn:

СКАЧАТЬ budowali sferę Dysona w czasie, kiedy w Europie dopiero zaczynało się średniowiecze, to gdzie są i co budują teraz? Takie istoty mogą być dla ludzi niczym bogowie.

      – Gwiezdni Bogowie… – Była to stara koncepcja, sugerowana jako źródło niewyjaśnionych artefaktów technologicznych, takich jak AGTR rozsiane po Galaktyce czy Czarna Rozeta w sercu Omega Centauri. Laurie Taggart, członkini Kościoła Kreacjonistycznego Antycznych Obcych, była zwolenniczką tej idei.

      – Ludzie zakochani w Gwiezdnych Bogach zapominają, że takie istoty zapewne nie mają z nami nic wspólnego – powiedział Konstantin. – Czy pan zniżyłby się do komunikacji z mrowiskiem?

      – Nie wiem. – Koenig wzruszył wirtualnymi ramionami. – To zależy, czy byłbym w stanie zrozumieć, co mówią mrówki. A istnieją entomologowie, którzy chętnie poznaliby wspólny język, jeśli taki istnieje.

      – Może nieco za bardzo naciąga pan tę metaforę, panie prezydencie. Chodzi mi o to, że obcy z Gwiazdy Tabby mogą nie mieć nic wspólnego z ludźmi i nie być zainteresowani komunikacją z nimi… ani pomaganiem im w walce ze Sh’daarami.

      – Wyobrażam sobie, że osiągnęli własną osobliwość technologiczną – stwierdził Koenig. – Może zbudowali to coś, cokolwiek to było… i odeszli. Może ich już tam nie ma.

      – To prawda. Ale fakt, że Agletsch zasugerowały, aby ziemski okręt odwiedził Gwiazdę Tabby, nieco równoważy małe prawdopodobieństwo znalezienia tam sojuszników.

      – Jeśli ktoś w Galaktyce wie o potencjalnych sojusznikach, to właśnie one. Wolałbym jednak znać ich motywy. Co z tego mają?

      – Musi pan potraktować ten… podarunek ostrożnie – powiedział Konstantin. – Agletsch są agentami Sh’daarów, członkami Społeczności Sh’daar. Musimy założyć, że mają własne motywy i powody do podzielenia się tą informacją. Jest mało prawdopodobne, aby pomagały nam wbrew Społeczności.

      – Może mają dość i chcą się zbuntować?

      Wcześniej rozważano już tę możliwość. Pewna część Agletsch wydawała się działać poza wpływem Sh’daarów. Inne osobniki zdecydowanie działały w ramach Społeczności. Były pewne poszlaki, że wolałyby się od nich uwolnić. Informacje, które sprzedały ludziom na temat innych podległych Sh’daarom gatunków, okazały się do tej pory bezcenne.

       Co teraz kombinują? I czy możemy zaryzykować zignorowanie ich rady?

      – Chcę wysłać tam najlepszych – powiedział Koenig, podjąwszy decyzję.

      – Lotniskowiec gwiezdny „Ameryka” – domyślił się Konstantin. – Admirała Graya.

      – Wiesz, Konstantin, mamy też inne lotniskowce. Może nie tyle, ile byśmy chcieli, ale mamy.

      – Większość obecnie przechodzi naprawy.

      – Są „Declaration” i „Lexington”.

      – Oba jeszcze niesprawdzone. „Declaration” wciąż przechodzi testy. Sugeruję użyć „Ameryki”, gdy tylko wróci z Chmury N’gai.

      – Ale mieliśmy wysłać ją do Czarnej Rozety. Operacja Omega.

      – Do zbadania czegoś, co może być prawdziwą sferą Dysona, najlepiej mieć kilka eskadr myśliwców – powiedział Konstantin pouczającym tonem. – Lotniskowce gwiezdne mają pewne zalety, których brak krążownikom, a nawet lekkim lotniskowcom.

      – Masz rację – przyznał z niechęcią Koenig. – Ale ponieśliśmy ciężkie straty. Możemy nie mieć luksusu skorzystania z naszego pierwszego wyboru.

      TC/USNA CVS „Ameryka”

      Mostek flagowy/BCI

      Chmura N’gai

      Godzina 16.40 TFT

      Admirał Gray unosił się w BCI, spoglądając na splątaną dżunglę słońc przed nimi, na której tle nawet największe okręty bojowe Sh’daar wyglądały jak zabaweczki. Pamiętał ten widok z czasów ostatniej wizyty, gdy jeszcze był pilotem myśliwca pod dowództwem admirała Koeniga.

      Teraz to on był admirałem…

      Lokalna przestrzeń była pełna stłoczonych gwiazd, z których setki świeciły jaśniej niż Wenus na ziemskim niebie. Sześć Słońc przyćmiewało wszystkie inne – idealny heksagram olśniewająco błękitnych ciał niebieskich bezpośrednio przed nimi. Było to centrum cywilizacyjne istot zamieszkujących Chmurę N’gai. Każdy ze składników struktury miał masę czterdziestu Słońc. Wszystkie orbitowały wokół centralnego punktu grawitacyjnej równowagi w idealnej rozecie Klemperera. Był to sztuczny układ, być może nawet same słońca zostały stworzone za pomocą bardzo zaawansowanej nauki. Ich układ sugerował niesamowity poziom rozwoju.

      Ponad osiemset milionów lat w przyszłości, w czasach, które dla Graya były teraźniejszością, te słońca dawno zmieniły się w supernowe, po czym zapadły się w sobie jako czarne dziury, tworząc tak zwaną Czarną Rozetę w sercu Omega Centauri. Karłowata galaktyka Chmury N’gai została pożarta przez dużo większą Drogę Mleczną. Sama Omega Centauri była właśnie resztką Chmury N’gai, osiemset siedemdziesiąt dwa miliony lat później.

      Gray wpatrywał się w lśnienie Sześciu Słońc i rozmyślał, czym byli Obcy z Rozety.

      Wiedział tylko, że to enigmatyczne, wysoce zaawansowane istoty o nieznanych możliwościach i niejasnym pochodzeniu, które zjawiły się w okolicy Czarnej Rozety i zaczęły budować… coś. Ogromną, tajemniczą strukturę.

      Czy Obcy z Rozety byli jakoś powiązani ze Sh’daarami? Może w końcu się dowiemy – pomyślał Gray.

      Na tle gromady gwiazd dało się dostrzec również wiele innych artefaktów – wszystkie będące wyraźnie dziełem cywilizacji dużo bardziej zaawansowanej i starożytnej niż ludzkość – takich jak cylindry AGTR czy sztuczne planety, nie mówiąc o dziwacznych, tajemniczych strukturach. Były to ogromne, cylindryczne habitaty długości setek kilometrów, obracające się, by zapewnić sztuczne ciążenie. Ich zakrzywione wewnętrzne powierzchnie były jak mapy. Czarne dziury otoczone przez sztuczne konstrukcje stanowiły oczywiste źródło wysokiej energii. Między stłoczonymi gwiazdami przelatywały rozległe okręty kosmiczne wielkości miast.

      Kilka statków Sh’daarów, z których część była dużo większa od „Ameryki”, zebrało się wokół ludzkiej floty, na chwilę zakrzywiając przestrzeń, by przenieść grupę bojową o kilka lat świetlnych, do serca karłowatej galaktyki. Prowadziły teraz lotniskowiec i pozostałe okręty do ostatecznego celu, planety nieco większej od Ziemi, w całości pokrytej czarnym metalem i splątanymi świetlistymi węzłami czegoś, co zapewne było miastami i wielkimi zakładami przemysłowymi. Większa część planety wydawała się pokryta sztucznym, pochłaniającym światło materiałem.

      Całe miasto wielkości planety.

      Wyglądało na to, że metalowy świat nie miał słońca. Zamiast tego wędrował pośród gęstwiny gwiazd w centrum galaktyki, skąpany w ich świetle.

      – СКАЧАТЬ