Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie - Evan Currie страница 13

Название: Hayden War. Tom 7. Nowe otwarcie

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-65661-49-4

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Jezu – westchnął major. – Tak jakby to wszystko nie było już dość skomplikowane.

      – Witamy w polityce międzygwiezdnej, majorze – oznajmiła Sorilla z krzywym uśmiechem. – A to dopiero pierwsza lekcja. Spodziewam się, że będzie znacznie gorzej. Więc jak już będziemy na miejscu, proszę się trzymać blisko, ale pozostać za mną. SOLCOM chce, aby wiedział pan wszystko to, co ja, ale pozostał niewidzialny. Ja już stałam się sławna, przynajmniej dla wroga. Proszę nie popełniać tego samego błędu.

      Parsknął rozbawiony, ale skinął głową.

      – Tak jest.

      – Dobrze. – Uśmiechnęła się. – Swoją drogą, gdzie jest moje biuro? Muszę przygotować odprawę.

      – Pokażę pani. Wszystko już czeka, pani pułkownik.

      * * *

      Kriss syknął z bólu, obudziwszy się z narkotycznego zamroczenia, co zwróciło uwagę najbliższego lekarza.

      – Spokojnie, Strażniku – usłyszał głos. – Wpadliście w zasadzkę.

      – Zasadzkę? Na Otchłań! – powiedział z wysiłkiem. – Ci tchórze nie byli nawet na planecie, prawda?

      – Nie, raczej nie – odezwał się drugi głos.

      Kriss odwrócił się z bólem, spoglądając gniewnie na stojącego obok Sienele.

      – W takim razie informacje waszego wywiadu były błędne.

      – Na to wygląda – odparł Sienele. – Przepraszam za to.

      Kriss odwrócił wzrok od Sin Fae, nie zmieniając wyrazu twarzy, choć wydusił z siebie odpowiedź.

      – Błędy się zdarzają.

      – Chciałbym, żeby był to jedynie błąd – westchnął Sienele. – Niestety, obawiam się, że ci wichrzyciele przekupili kogoś wewnątrz mojej organizacji.

      Lucjanin odwrócił się ponownie, przeszywając wzrokiem rozmówcę.

      – Nie widzę, w jaki inny sposób nasze informacje mogłyby być aż tak nieścisłe – dodał Sienele, nerwowo przechadzając się po pomieszczeniu. – Oczywiście nie jesteśmy idealni, ale nie powinniśmy tak się mylić, Strażniku Kriss.

      Kriss wziął głęboki oddech. Jego organizm przeszył ból spowodowany przez chemikalia, których resztki nadal krążyły w ciele. Z tego bólu czerpał jednak determinację.

      – W takim razie ujawnimy zdrajcę, użyjemy go, by znaleźć wroga, po czym stracimy go za zbrodnię.

      Sienele zatrzymał się i skinął głową.

      – Co do tego się zgadzamy. Jednakże… sytuacja się zmieniła. Gubernator tego sektora zdecydował, że problem z ludźmi jest zbyt złożony, i postanowił pozwolić ziemskiemu rządowi na wysłanie grupy, która pomoże pozbyć się wichrzycieli. Obawiam się, że będzie to wspólna misja.

      Kriss poczuł kolejne ukłucie bólu.

      – To skomplikuje sprawy.

      – Wiem – odpowiedział Sin Fae. – Choć to dobra okazja na zdobycie nowych informacji o Terranach, wolałbym, aby sytuacja była prostsza.

      – Nieważne – stwierdził Kriss. – Dam sobie radę.

      Nagle przyszła mu do głowy czarna myśl i mimo bólu odwrócił się znów w stronę szpiega.

      – To wciąż moja misja, prawda?

      – Owszem – zapewnił go Sienele. – Musiałem zmodyfikować raport, ale gubernator nie jest świadom, jak poważne są twoje obrażenia. Inaczej bez wątpienia by cię zastąpiono.

      Kriss skrzywił się i opadł bezwładnie na łóżko, zamykając oczy.

      – Dziękuję – powiedział po dłuższej chwili.

      Jego wdzięczność była prawdziwa, chociaż wyrażona w oszczędny sposób. Sin Fae odczytał ją jednak prawidłowo.

      – Nie masz za co mi dziękować. Znam Lucjan lepiej niż gubernator i nie zamierzam zawracać sobie głowy nowym dowódcą, skoro i tak mam już na głowie Terran i wichrzycieli. Po prostu dbam o własną skórę.

      Kriss stęknął, wyrażając lekkie rozbawienie.

      Skoro szpieg chciał to rozegrać w ten sposób, jemu to odpowiadało. Spodziewał się, że jeszcze przyjdzie okazja na spłacenie wszelkich długów.

      Na pewno też zamierzał odpłacić wrogowi. Z odsetkami.

      * * *

      Sorilla skrzywiła się, czytając profile psychologiczne kolonistów ze statków Diaspory.

      Bez wątpienia Ziemi było bez nich lżej. Nie dziwiło jej, że sporo funduszy pochodziło od zewnętrznych dawców, z których część zapewne po prostu chciała pozbyć się tych drani ze swojego kraju i w ogóle z planety.

      Oba statki miały, jak na ironię, bardzo podobny skład załóg, dobrany spośród „najlepszych z najlepszych”. Niestety, informacje o europejskim były mniej kompletne. Na szczęście Sorilla miała sporo doświadczenia w walce z muzułmańskimi ekstremistami, więc była w stanie czytać między wierszami.

      Ilość dostępnych danych o Amerykanach była zdumiewająca. Nigdy nie widziała tak dokładnych akt. „Żeby zdobyć to wszystko, federalni musieli mieć na podsłuchu nawet ich kible”.

      Kapitan statku służył wcześniej w wojsku, z którego wyrzucono go po tym, jak próbował zadźgać innego żołnierza nożem podczas bójki. Cała jego biografia brzmiała jak kiepski film. Po wyrzuceniu dołączył do jakiejś bojówki, założonej przez kogoś jeszcze gorszego.

      Tym kimś był jeden z członków starszyzny statku, Mitchell Gain.

      Gain był wykształconym zwolennikiem eugeniki. „Oczywiście” – pomyślała Sorilla z obrzydzeniem. Chociaż nie tyle sama eugenika jej tak przeszkadzała, co fakt, że popierał ją w czasie, gdy było przynajmniej możliwe próbować przeprowadzić ją mniej więcej etycznie. Ale nawet nie próbował.

      Sorilla sama nie przepadała za tą koncepcją, ale była świadoma akademickich argumentów na rzecz wzmocnienia kodu genetycznego gatunku. W czasach, gdy bezpośrednie manipulacje przy genomie były nie tylko możliwe, ale i niemal powszechne, tego rodzaju dyskusje często miały miejsce.

      Człowiek, którego akta teraz czytała, wolał jednak staroświeckie metody. Nie dlatego, że były skuteczniejsze, ale dlatego, że je lubił.

      „I to jest jeden z założycieli ich kultury. Świetnie. Po prostu, kurwa, doskonale”.

      Zapewne już nie żył, jako że statki Diaspory odleciały u zarania technologii przedłużania życia, więc СКАЧАТЬ