Świetlany mrok. Krzysztof Bonk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Świetlany mrok - Krzysztof Bonk страница 5

Название: Świetlany mrok

Автор: Krzysztof Bonk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-7853-439-6

isbn:

СКАЧАТЬ bądź tęczowych barwach. Nadawało to wnętrzom niezwykły wygląd, pełen uroku i dostojnej gry kolorów. Sama świątynia była takich rozmiarów, że mogła aspirować wielkością do niewielkiego miasta. Znaczyły ją dziesiątki większych i mniejszych strzelistych wież, gdzie przebywały setki różnej rangi kapłanek. Pod sobą budowla ta skrywała wielokondygnacyjne, rozległe podziemia, dorównujące niemal wielkością temu, co wznosiło się nad powierzchnią.

      Elea uśmiechnęła się z politowaniem i zgniotła otrzymany list. Nieforemną kulkę papieru włożyła w płomień świecy. Rozbłysnął żwawszy ogień. Jego języki pochłonęły zapisany papier, zmieniając go w kruszące się, czarne płatki. Elea odrzuciła spopielony list na kryształową podłogę. „Słodki, naiwny Kegen. Mimo wszystko to miło, że pomyślał o starszej siostrze”.

      Kobieta wyszła z pokoju i ruszyła rozświetlonym kolorami tęczy korytarzem do sali obrad. Same obrady były formalnością. Kluczowe decyzje zostały już bowiem podjęte i to przede wszystkim za jej sprawą. Lecz najwidoczniej niektóre ważkie kwestie należało wypowiedzieć na głos kilka razy.

      Elea była obecnie jedną z dziewięciu najwyższych kapłanek Zakonu Światła, rezydujących w Kryształowej Świątyni. Powoli zbliżała się do swego czterdziestego cyklu słońca, czyli czterdziestu lat. Większość życia spędziła tutaj i bynajmniej tego nie żałowała, wręcz przeciwnie. Już jako dziewczynka przebierała się z lubością w zakonne szaty i przepasywała złotym sznurem, symbolizującym pozycję najwyższej kapłanki. Zamiast na dziecięcych zabawach spędzała czas na modlitwach do Bogini Światła, które sama dla niej układała. Odkąd sięgała pamięcią, czuła wielkie powołanie, prawdziwy żar, poczucie misji i miłości do światła. Gdy miała dwanaście lat, rodzice ulegli jej namowom. I tak oto, z racji wysokiego urodzenia, trafiła prosto tu, do niekończących się kryształowych przestrzeni. Z radością przyjęła śluby czystości oraz posłuszeństwa Zakonowi, aby wiernie służyć Bogini Światła. Od tamtego czasu wiele się jednak wydarzyło, co odznaczyło wyraźnie swe piętno na jej dalszym życiu. Wkrótce okazało się, że w Świątyni Światła to nie modlitwy do Świetlistej Bogini, mające zapewnić światu dobrobyt i pokój, stanowiły najważniejsze zadanie. Dorastając w kryształowych wnętrzach, Elea szybko traciła dziecięcą niewinność. Stopniowo otwierały jej się oczy na okrutną działalność świetlistej inkwizycji, dwuznaczny charakter krucjat zwanych marszami światła i na powszechną wśród wysokich rangą kapłanek walkę o władzę. O ile na początku Elea miała wątpliwości co do własnej roli w zaistniałym porządku rzeczy, o tyle z czasem, odarta z naiwności, pozbyła się wszelkich skrupułów. Zawiązując spiski, wchodząc w sojusze i otwarte konflikty, szybko pięła się w hierarchii władz Zakonu ku samym szczytom. A gdy odkryła o sobie pewną dramatyczną prawdę, zrozumiała, że w jej przypadku stawka niebotycznie wzrosła. To właśnie wtedy, nie zważając na konsekwencje, zdecydowała się na kilka radykalnych ruchów w swym otoczeniu, dzięki czemu stała się nieoficjalnie pierwszą wśród najwyższych kapłanek. I to wówczas narodziła się w jej umyśle idea powołania do życia dziecka światła. Miało ono po wsze czasy zgasić na tym świecie złowrogi mrok. Być bezcennym darem dla ludzi światła. Dla niej samej miało być jednak czymś o wiele więcej. Z jednej strony wybawieniem, a z drugiej drogą do niezwykłej przemiany.

      Elea wkroczyła do sali obrad. Wewnątrz znajdował się kryształowy stół o dziewięciu bokach. Przy nich stało dziewięć krzeseł, na których – odkąd liczono czas – zasiadało dziewięć najwyższych kapłanek. Główne stanowiska rozdzielano według klucza dominujących w Zakonie frakcji. Warunkiem otrzymania stanowiska najwyższej kapłanki było wysokie urodzenie oraz wniesienie opłaty, często w innych dobrach niż zwykłe kosztowności. Zgodnie z tradycją najistotniejsze decyzje podejmowano tu większością głosów.

      Kiedy wszystkie kobiety zasiadły na miejscach, zdjęły kaptury swoich złocistych szat. Jako pierwsza głos zabrała Elea. Było to jej prawo: rozpocząć, prowadzić oraz w wybranym momencie zakończyć obrady, a także zwołać termin następnych.

      – Nie ulega najmniejszej wątpliwości – przemówiła zdecydowanym głosem Elea. – Mroczne Źródło zabarwiło się czernią, dziecko ciemności zostało poczęte. Ta skaza dokonała się za sprawą mrocznych sił. Nie wiemy, czy to ich własna inicjatywa czy odpowiedź na to, co od dawna planujemy. Jednakże w takich okolicznościach nie ma to już znaczenia, zostałyśmy postawione przed faktem dokonanym. Nie ma odwrotu. Musimy złożyć Bogini Światła wymaganą ofiarę z krwi, aby obdarowała nas szczodrze świetlistym dzieckiem. Inaczej możemy doczekać czasu, gdy blask naszej Bogini zgaśnie na zawsze, pogrążając nas w wiecznych ciemnościach. Nie możemy do tego dopuścić. Nie możemy zawieść ani jej, ani ludzi światła. Nosimy brzemię odpowiedzialności. Musimy działać.

      W sali zapadła zgodna cisza. Lecz Elea nie spodziewała się jednomyślności. Nie pomyliła się. Jedna z kobiet podniosła nieśmiało rękę, chcąc zabrać głos. Elea skinęła jej głową na zgodę.

      – A może powinnyśmy znaleźć inny sposób, aby powstrzymać dziecko mroku… niewiążący się z poświęceniem krwi niewinnych? Jestem święcie przekonana, że muszą istnieć alternatywne rozwiązania, to pewne. – Słowa te padły z ust Magi, cesarskiej córki, której dobrodusznością i naiwnością Elea była zwyczajnie zmęczona. W ogóle nie powinno tej kobiety tu być. Ale z różnych względów Elea musiała ją na razie tolerować.

      – Proszę, siostro. Przedstaw alternatywny plan. Uzasadnij go, a nie zwlekając, poddamy go pod głosowanie. – W odpowiedzi Magi tylko zwiesiła głowę. – Zatem – kontynuowała triumfująco Elea – zgodnie z wyliczeniami zaćmienie nad stolicą księstwa Aria dokona się za sto dwadzieścia trzy cykle snu. Wyślemy tam tyle varekai, ile zdołamy. Dokonamy za ich sprawą tego, co nieuniknione. Co niezbędne dla ludzi światła, naszej Bogini oraz jej uśpionej siostry po drugiej stronie globu, aby ją obudzić. Zarządzam głosowanie. Niech podniesie dłoń ta z was, która jest przeciw moim słowom.

      – Ja podnoszę! – syknęła Waltari, córka króla Kardanoru. – Mrok zakradł się do twej duszy, siostro, i do wszystkich tych, którzy dają przyzwolenie na tak nikczemne działanie. Nieważne, jak złociste szaty przywdziejecie, widzę, czym się stałyście i dokąd zmierzają wasze podłe czyny!

      – Dziękuję ci, siostro, za twe cenne uwagi – odparła spokojnie Elea. – Lecz w swojej trosce o nas, jak widzisz, jesteś osamotniona. – Kapłanka wskazała na pozostałe siedem kobiet, które nie podniosły dłoni. – Więc teraz, siostro… łaskawie zamilcz.

      – Nie zamierzam milczeć. Zgodnie z tradycją żądam próby krwi i w razie wygranej – nowych wyborów do głównego zgromadzenia!

      Kapłanki skupiły wzrok na przewodniczącej rady. Ta zrobiła kwaśną minę. Chwilę przebierała palcami po blacie kryształowego stołu, aż przemówiła do Waltari:

      – Spodziewałam się tego po tobie, siostro. Wiedz, że nie dałaś mi wyboru i sama ściągasz na siebie zgubę. – Zaklaskała w dłonie. Otworzyły się drzwi i do komnaty weszły cztery uzbrojone kapłanki pełniące funkcję strażniczek. – W imieniu naszej rady zostajesz aresztowana, Waltari. Wszystkie tu obecne, nawet Magi, zgadzamy się co do tego, że gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, aby bawić się dla twej uciechy w stare rytuały.

      – Obyś zdechła w mroku, suko! – krzyknęła kobieta, której strażniczki wiązały ręce.

      – Zakneblujcie ją i umieśćcie pod strażą w jej pokoju. Do odwołania nie wolno jej go opuszczać.

      – Skąd taka łaskawość? Czemu nie nakarmisz mną СКАЧАТЬ