Название: Na szczycie
Автор: K.N. Haner
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Любовно-фантастические романы
isbn: 978-83-7942-511-2
isbn:
– Cześć, Reb! – Zobaczył mnie Chris, chłopak, z którym Trey sypia od czasu do czasu. Jest słodki i naprawdę przystojny, ale to stuprocentowy gej. Lata za moim przyjacielem od samego początku. Ma jasne włosy i powalający biały uśmiech, za który mnóstwo facetów, i zapewne kobiet, dałoby się pokroić.
– Cześć! – cmoknął mnie w policzek i uśmiechnął się.
– Gdzie Trey? – rozejrzał się wkoło, wypatrując mego przyjaciela.
– Dziś jestem sama, macie ochotę na piwo?
– Zawsze! – Od razu mnie objął i całą grupą ruszyliśmy do pobliskiego baru. Chyba właśnie tego teraz potrzebuję. Znieczulić się. Od progu zaczął lać się alkohol. W schowku samochodu znalazłam gotówkę i stwierdziłam, że sobie pożyczę. Sed pewnie nie miałby nic przeciwko. Postawiłam kilka kolejek pod rząd i trochę się wstawiłam. W dodatku przyszedł Jack, facet, który przystawia się do mnie na każdej imprezie. Jest ciemnym blondynem, ma szaro-zielone oczy i wredny, wręcz cwaniacki, wyraz twarzy. Kilka razy całowałam się z nim po pijaku, bo wtedy nie wydaje się taki beznadziejny. To sztywniak, studiuje prawo i myśli, że pozjadał wszystkie rozumy.
– Witaj, śliczna. – Objął mnie i pocałował w policzek, po francusku.
– Cześć, Jack – uśmiechnęłam się niechętnie.
– Widzę, że dziś bez obstawy? – rozejrzał się wymownie, szukając wzrokiem Treya. No tak. Nie przepadają za sobą. Trey tak samo jak ja uważa, że Jack to palant. Tyle, że po pijaku czasami o tym zapominam.
– A tak jakoś.
– Może w końcu uda nam się pogadać? – Zamówił gestem dwa drinki i objął mnie w pasie.
– Wolę się napić. – Chwyciłam szklankę. – Dziękuję! – Uniosłam ją w stronę barmana w podzięce.
– Czytałem coś o zaręczynach z jakimś menadżerem… – rzucił mi spojrzenie.
– Głupie plotki. Myślisz, że siedziałabym tutaj z tobą, mając za narzeczonego bogatego menadżera? – uśmiechnęłam się ironicznie, nie mając zamiaru mu się zwierzać.
– Miałem nadzieję, że to nieprawda. – Owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca. Jezu! Jestem zbyt trzeźwa, by z nim gadać. Upiłam spory łyk drinka i dodatkowo kieliszek wódki. Spojrzałam na niego. No okej, już lepiej.
– Jack, czy ja ci się podobam? – zapytałam wprost.
– Oczywiście, że tak – odpowiedział od razu.
– Masz ochotę się ze mną pieprzyć? – Chyba go zaskoczyłam, bo zrobił taka minę, że ledwo opanowałam śmiech.
– To propozycja? – Uniósł brwi.
– Może. Odpowiedz. – Upiłam kolejny łyk.
– Jeśli tylko jesteś chętna – odpowiedział zdziwiony. Mój Boże! Ten facet nawet nie potrafi powiedzieć wprost. To jakaś cipa!
– Powiedzmy, że jestem, i co wtedy? – prowokowałam go dalej.
– Wtedy coś wymyślę. – Dotknął mojego ramienia, a ja nic nie poczułam. Eh… Znowu to samo. Zimna i obojętna.
– Postaw mi kolejnego drinka. – Machnęłam ręką na barmana.
– I potem pójdziemy do mnie?
Parsknęłam mu śmiechem w twarz.
– Nie wiem, może – dałam mu nadzieję, bo chciałam się napić i wybrałam sobie go na sponsora. Zawsze chętnie stawia mi drinki, więc czemu mam tego nie wykorzystać? Postawił mi drinka, jednego, drugiego, kolejnego. Nawet nie wiem kiedy, a straciłam poczucie rzeczywistości. W takich sytuacjach Trey zawsze odwoził mnie do domu, ale teraz go tutaj nie ma. Gdy poczułam potrzebę i wysunęłam się z wysokiego stołka, zobaczyłam, że jest tragicznie. Gdyby nie Jack, upadłabym na kolana.
– Chodź, zabiorę cię do domu. – Objął mnie i wyprowadził z baru. Nawet się z nikim nie pożegnałam.
– Nie mieszkamy już w tamtym mieszkaniu – wybełkotałam.
– Do siebie do domu.
Nie wiem, dlaczego nie zaprotestowałam. Pewnie dlatego, że ledwo mogę sama ustać na nogach.
***
Jego mieszkanie mieści się niedaleko plaży i z tego, co wiem, to kupili mu je rodzice. Byłam tu raz czy dwa na domówkach, które urządzał. Tylko co ja tu robię tym razem? Bez Treya? Bez innych znajomych? Cholera, to nie wygląda dobrze.
– Napijesz się czegoś? – zapytał, sadzając mnie na sofie w salonie.
– Wody albo soku. – Muszę wytrzeźwieć, dodałam w myślach i rozejrzałam się. Mieszkanie było ładne, urządzone w typowo męskim stylu. Czerń i biel, krem i beż, brąz to podstawowa paleta kolorów. Zatrzymałam wzrok na ogromnej fototapecie zakrywającej całą ścianę. Przedstawiała kobiecy akt, okropne. Przymknęłam oko, by wyostrzyć obraz, bo wszystko mi się rozmazywało.
– Podoba ci się? – zapytał, podając mi szklankę wody z cytryną, i spojrzał na ścianę.
– Nie gustuję w kobietach – uśmiechnęłam się ironicznie.
– Mam na myśli całokształt. – Przysiadł się i upił łyk drinka, którego sobie zrobił. Jeszcze mu mało?
– Ładne, ale ja bym sobie czegoś takiego nie powiesiła w salonie.
– Ty widzisz to na co dzień w lustrze, Reb… – Musnął ustami moje ramię.
– Jack, powinnam już iść… – Chciałam wstać, ale nie dałam rady. Sofa jest za miękka i zapadłam się jak w bitą śmietanę. Cholera!
– Zawsze mi się podobałaś, nie przepuszczę takiej szansy, gdy w końcu jesteśmy tu sami. – Nachylił się i chciał mnie pocałować.
– Łoł! Łoł! Jack, poczekaj… – zasłoniłam mu usta dłonią.
– Nie chcę dłużej czekać… tyle razy nam przeszkadzano. – Odsunął moją dłoń i cmoknął mnie w usta. O nie! O nie! Reb, myśl! Myśl!
– Mam opryszczkę! – wypaliłam, pokazując na usta.
– Wcale nie, nic nie widać. – Przesunął językiem po mojej wardze.
– Opryszczkę intymną! – sprecyzowałam, a on się roześmiał.
– Bardzo zabawne, wszyscy wiedzą, że jesteś СКАЧАТЬ