Название: Randka w ciemno
Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-276-3053-7
isbn:
Dana, która z wolna zaczynała dochodzić do siebie, znowu się rozpłakała.
– Ciociu Helen, ona była tak bardzo nieszczęśliwa i załamana – powiedziała przez łzy.
– Mówiłam jej, że nie powinna wychodzić za tego mężczyznę. Ostrzegałam ją, ale nie chciała mnie słuchać. – Piwne oczy Helen były pełne łez. – Kiedy mi oznajmiła, że się rozwodzą, wiedziałam, że nie będzie już z nami długo. Nie była na tyle silna, żeby żyć samotnie.
– Tak. – Dana otarła łzy chusteczką. – To wszystko stało się tak szybko. Ona piła, zanim przyszłam i…
– Wiem, kochanie – przerwała jej Helen. – Powiedz mi, dlaczego pozwoliłaś jej prowadzić? Nie zdawałaś sobie sprawy, jak to się może skończyć?
Dana poczuła, że blednie.
– Tak, ale…
– Powinnaś była po prostu odebrać jej kluczyki. – Helen patrzyła oskarżycielskim wzrokiem na Danę. – Dlaczego, na Boga, pozwoliłaś jej usiąść za kierownicą?
Dana nie była w stanie zdobyć się na odpowiedź. Sięgnęła po dzwonek i nacisnęła przycisk. Niemal natychmiast w drzwiach pojawiła się znajoma pielęgniarka.
– Zechcesz wskazać mojej ciotce drogę do wyjścia? – zwróciła się do niej, unikając patrzenia na ciotkę.
Pielęgniarce wystarczył rzut oka na twarz Dany, by się domyślić, o co chodzi.
– Proszę wybaczyć, ale panny Steele nie wolno denerwować, ma wstrząśnienie mózgu – poinformowała gościa Dany. – Zechce pani pójść ze mną?
W tym momencie Helen musiała sobie uświadomić, że powiedziała za dużo, bo pobladła i wyglądała na skruszoną.
– Kochanie, przepraszam…
Dana zamknęła oczy, tym samym dając znać, że chce zostać sama. Odniosła wrażenie, że koszmar nigdy się nie skończy. Zgnębiona zadała sobie w duchu pytanie, czy każdy obwinia ją o śmierć Mandy. Ukryła twarz w poduszce i zgnębiona po raz kolejny się rozpłakała.
Wieczorem odwiedził ją pastor.
– Ponoszę winę za śmierć mamy – wyjawiła, zdobywając się na szczerość. – Ciocia Helen zarzuciła mi, że pozwoliłam mamie prowadzić, choć przedtem wypiła martini.
– Nie jest to niczyja wina, moja droga – oznajmił pastor, uśmiechając się serdecznie.
Przy tym emanującym spokojem i łagodnością mężczyźnie Dana poczuła się pewniej i bardziej bezpiecznie.
– Koniec ludzkiego życia następuje z woli Boga – podjął pastor – który uznaje, że potrzebuje tego życia bardziej niż ci, którzy są z nim związani na tym świecie. Ludzie nie umierają bez powodu ani z czyjejś winy. To Bóg wybiera moment śmierci, nie ludzie.
– Powinnam była ją powstrzymać, zabronić prowadzenia samochodu.
– Gdybyś to uczyniła, coś innego stałoby się przyczyną jej śmierci – stwierdził pastor. – Mocno wierzę, że dzieje się to, czego chce Bóg.
– Nawet ciocia Helen uważa mnie za winną śmierci mamy – wyznała przybita Dana. – Już nie mam nikogo bliskiego…
– Wiesz, jaka jest Helen. Bardzo emocjonalna i bezpośrednia. Szczerze pożałowała swoich słów. Chciała wrócić, aby cię przeprosić, ale obawiała się, że nie pozwolisz jej wejść do pokoju.
– Co mam teraz począć? – spytała bezradnie Dana.
– Powinnaś robić to, co do ciebie należy – odparł pastor. – Twoje życie należy do Boga, a z racji zawodu służysz opieką i pomocą ludziom chorym. Czy nie najlepszym sposobem na zapomnienie o własnym bólu będzie złagodzić cierpienie innych?
Słowa pastora dodały Danie otuchy. Pielęgniarstwo było dla niej czymś znacznie więcej niż zawodem. Wspomaganie chorych w dojściu do zdrowia, przynoszenie im ulgi, pocieszanie załamanych swoim stanem, pogrążonych w rozpaczy stało się esencją jej życia. Tak, pomyślała, podejmę pracę i skupię się na innych, a tym samym spróbuję odsunąć na dalszy plan własne problemy związane z żałobą.
Niestety, okazało się, że łatwiej to postanowić, niż zrealizować. W wypełnionych zajęciami dniach i tygodniach, które potem nastąpiły, nie była jednak w stanie wyrzucić z pamięci tragicznych wydarzeń.
Nie wiedziała nawet, jak minął pierwszy tydzień w pracy. Codziennie robiła obchód na oddziale, dłużej zatrzymując się przy łóżku panny Eny, której stan znowu się pogorszył. Już z samego rana wychudzona starsza pani domagała się zastrzyków. Dana uśmiechała się do niej, uspokajała i poprawiała jej poduszki.
– Panno Eno – zwróciła się do niej za którymś razem – wie pani, że nie mogę i nie będę ignorować zaleceń doktora Sandersa. Z tego powodu nie powinna mnie pani prosić o zrobienie zastrzyku teraz. Nastąpi to w odpowiedniej porze. Może przyślę jednego z naszych wolontariuszy, żeby pani do tego czasu poczytał?
– Cóż, może i tak – zgodziła się niechętnie panna Ena i przesunęła z westchnieniem na poduszkach. – Tak – dodała pogodniejszym tonem. – Dziękuję.
– Wiem, że szpitale nie są odpowiednim miejscem dla ludzi przyzwyczajonych do chodzenia po lesie i uprawiania ogrodu – dodała Dana, kładąc rękę na chudym ramieniu starszej pani. – Jeszcze trochę, a pewnie stanie pani na nogach i wróci do swoich zajęć. Proszę o tym pamiętać, a wtedy czas pobytu w szpitalu minie pani znacznie szybciej. Niech mi pani wierzy.
Chora posłała jej blady uśmiech i odparła:
– Nie przywykłam do leżenia w łóżku. Nie chcę być dla nikogo przykra, ale nienawidzę bezczynności i poczucia, że jestem bezradna.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Nikt tego nie lubi. – Dana raz jeszcze przetrzepała i ułożyła poduszki. – A co by pani powiedziała na transmisję telewizyjną z rozdania nagród w konkursie na muzykę country? – zaproponowała, wiedząc, że starsza pani uwielbia ten rodzaj muzyki.
Twarz chorej natychmiast się rozjaśniła.
– Bardzo chętnie obejrzę.
Zadowolona Dana włączyła odbiornik i wyszukała odpowiedni kanał.
Kilka tygodni później została wezwana do gabinetu pani Pibbs, przełożonej pielęgniarek. Nie musiała pytać o powód, bo dobrze go znała.
– Chciałabym o tym zapomnieć, siostro – powiedziała pani Pibbs, biorąc do ręki rezygnację, którą Dana położyła na jej biurku wczesnym rankiem, gdy tylko przyszła na swoją zmianę. – Pielęgniarstwo jest nie tylko twoim zawodem, ale i powołaniem. Czy na pewno zamierzasz zrezygnować z tego, czego nauczyłaś się z dobrym skutkiem i z czego korzystałaś z pożytkiem СКАЧАТЬ