Hiszpański książę. Майя Блейк
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hiszpański książę - Майя Блейк страница 6

Название: Hiszpański książę

Автор: Майя Блейк

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-2847-3

isbn:

СКАЧАТЬ może pocałunek.

      Ale to było niemożliwe. Skoro mu odmówiła, nie pozwoliłby się postawić po raz drugi w podobnej sytuacji.

      Ale też nie potrafiła sobie odmówić zerknięcia na treść traktatu.

      Zeszli na dół po kręconych schodkach. W pamięci zostało jej drewno, chrom i dużo złota – świeczniki, ramy obrazów, klamki – ale była zbyt pochłonięta osobą swojego towarzysza, by zarejestrować szczegóły.

      Odzyskała zmysły, dopiero kiedy puścił jej dłoń i weszli do gabinetu, urządzonego po męsku i umeblowanego antykami. Jedną ścianę zajmowały książki z dziedziny dyplomacji, ekonomii i kultury, drugą pierwsze wydania dzieł literackich. Nad biurkiem wisiało renesansowe malowidło, o jakim marzyłyby największe muzea.

      Ominął biurko i za pomocą kodu oraz skanowania kciuka otworzył sejf ukryty za obrazem.

      Wstrzymała oddech, kiedy wyciągnął oprawny w skórę dokument i stanął obok niej.

      Kiedy skończyła czytać, zmarszczyła brwi.

      ‒ Czemu się na to zgodziłeś?

      ‒ Warunki nie podlegały dyskusji. Musiałem wybrnąć z tej sytuacji jak najrozsądniej.

      Patrzyła na niego, zaintrygowana. Książę Mendez z każdym mijającym rokiem przebiegle żądał coraz więcej.

      Kiedy chciała odwrócić ostatnią stronę, przytrzymał jej dłoń.

      ‒ Ostatnia część jest tajna.

      Dotknięcie jego dłoni było elektryzujące.

      ‒ Nie ufasz mi? – zażartowała, chcąc choć trochę rozluźnić napiętą atmosferę.

      Przesunął dłoń na jej ramię, na kark i spojrzał głęboko w oczy.

      ‒ Niełatwo obdarzam zaufaniem, ale tobie zaufałem dziś bardziej niż komukolwiek od bardzo dawna.

      Była teraz szczęśliwa, że jednak nie uległa groźbom Joaquina. Do oczu napłynęły jej łzy wzruszenia.

      ‒ Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

      Beztroska wyparowała, a on nagle znalazł się tuż przy niej.

      ‒ Nadal cię pragnę, Jasmine.

      Odrzucenie rezerwy przyszło zaskakująco łatwo i okazało się ogromnie wyzwalające.

      ‒ Więc mnie weź – odpowiedziała szybciej, niż zdołała pomyśleć o konsekwencjach.

      Potem, kiedy ich oddechy uspokajały się powoli, Reyes odgarnął jej z czoła wilgotny kosmyk.

      ‒ Nie spodziewałem się takiego zakończenia, kiedy szedłem dziś do muzeum.

      ‒ Ani ja – odparła leniwie, nie otwierając oczu.

      Roześmiał się i pocałował ją w ramię.

      ‒ Cieszę się, że cię dziś spotkałam. – Słowa wymknęły jej się, zanim zdołała je powstrzymać.

      Spojrzeli sobie w oczy.

      ‒ Ja czuję tak samo – odparł po prostu i oboje jednocześnie odwrócili wzrok.

      Tym razem kochali się powoli i leniwie, a Reyes zasnął, zanim uspokoiły się ich oddechy.

      Jasmine obudziło wibrowanie telefonu. To mogła być tylko Anglia. Szef wiedział, że jest na wakacjach, i raczej by jej nie przeszkadzał, więc najpewniej dzwonili rodzice albo Joaquin.

      Reyes leżał na brzuchu, z głową odwróconą od niej, więc wysunęła się z łóżka i sięgnęła po aparat. Mama.

      ‒ Jasmine! – Gorączkowy głos matki zabrzmiał jak wystrzał. – Gdzie jesteś? Zabrali go. Złamali mu rękę!

      Na palcach wymknęła się z sypialni i weszła do gabinetu.

      ‒ Mamo, odetchnij głęboko i wszystko mi opowiedz – zaproponowała, choć w głębi duszy przeczuwała odpowiedź.

      ‒ Jacyś mężczyźni wdarli się do domu i zabrali Stephena.

      ‒ Kiedy?

      ‒ Przed godziną. Nie powiedzieli, dokąd go zabierają. Zranili go, a jeżeli go zabiją? – Jej głos zamienił się w szloch.

      Jasmine przeszedł lodowaty dreszcz.

      ‒ Nie martw się, tego nie zrobią. Mówili coś? – Starała się zachować spokój, żeby nie nasilać paniki matki.

      ‒ Zostawili numer telefonu i kazali przekazać go tobie. Gdyby coś mu się stało…

      Jasmine wolała się nad tym nie zastanawiać. Jej wcześniejsza brawura wyparowała w mgnieniu oka.

      ‒ Nawet tak nie myśl – próbowała uspokoić matkę. – Podyktuj mi numer. Wszystko załatwię.

      Pożegnały się i drżącą dłonią zaczęła wystukiwać podany numer, ale w tej samej chwili usłyszała sygnał nadejścia wiadomości tekstowej.

      Odczytała ją raz, potem kolejny.

      Wiadomość sama w sobie była raczej niewinna, ale jej ukryte znaczenie uderzyło ją jak obuchem.

      Za godzinę. Hilton w Rio. Pokój 419. Prosta wymiana. Powodzenia.

      Na drżących nogach wróciła do sypialni i zamarła, kiedy Reyes poruszył się przez sen. Wspaniałe nagie ciało lśniło w świetle księżyca, przywołując wspólne chwile.

      Tym razem naprawdę nie miała wyboru. Jeszcze niedawno była gotowa porzucić nikczemną misję, jednak skoro Stephen został fizycznie zraniony i groziło mu najgorsze, nie mogła się wycofać.

      Reyes natomiast…

      Bardzo niechętnie odwróciła od niego wzrok. Ubrała się cicho i wróciła do gabinetu. Traktat wciąż leżał na wierzchu – nie było czasu na chowanie go w bezpieczne miejsce.

      Szarpana wstydem podeszła do biurka i podniosła ciężki dokument.

      W pamięci stanęły jej słowa Joaquina: „Panno Nichols, jestem jedynie zaniepokojonym obywatelem Santo Sierra, który chciałby zyskać pewność, że czyny mojego króla wynikają z pobudek altruistycznych, to wszystko”.

      Na wspomnienie tych słów zgrzytnęła zębami. Choć znała Reyesa od kilku zaledwie godzin, nie miała cienia wątpliwości, że troszczył się o swój lud, a jego dobro leżało mu na sercu.

      To motywy postępowania Joaquina były mocno podejrzane.

      Cokolwiek się wydarzy, obiecała sobie nie spuścić dokumentu z oka.

      Złożyła traktat, wymknęła się СКАЧАТЬ