W górskiej rezydencji. Кэтти Уильямс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс страница 4

Название: W górskiej rezydencji

Автор: Кэтти Уильямс

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-2520-5

isbn:

СКАЧАТЬ Nie… – przyznała. – To znaczy chciałabym mieć ich więcej, ale wpajano mi przekonanie, że w życiu są ważniejsze rzeczy. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, wychowywała mnie babka. Nigdy nie miałyśmy dość pieniędzy, ale się tym nie przejmowałam. Myślę, że ludzie potrafią sobie bez nich ułożyć życie… Chyba za dużo mówię, ale kiedy już wiem, że nie jest pan włamywaczem, miło mieć tu towarzystwo. To znaczy, wyjeżdżam z rana, ale… okej, dosyć o mnie… Pierwszy raz pracuje pan dla Ramosów? Mówił pan o nich jak o bliskich znajomych.

      O mało nie parsknął śmiechem na myśl, że miałby dla nich pracować. Alberto był podwładnym jego ojca, a kiedy ten umarł, Lucas poniekąd odziedziczył tego człowieka, skrajnie niekompetentnego, ale nie zwolnił go ze względu na osobiste powiązania.

      ‒ Przyjaźnimy się od dawna – oznajmił wymijająco.

      ‒ Tak myślałam.

      ‒ Dlaczego?

      Milly roześmiała się, po raz pierwszy od bardzo dawna.

      ‒ Bo trzyma pan nogi na krześle i zostawił pan pustą butelkę na szafce! Sandra przestrzegła mnie, żebym nie zostawiła po sobie żadnych śladów.

      ‒ Ma pani wspaniały śmiech – zauważył niespodzianie dla samego siebie. No i to, jak wyglądała…

      Nie odnosił już wrażenia, że jest mała i pulchna. Owszem, miała około stu sześćdziesięciu centymetrów wzrostu, ale jej skóra była satynowo gładka, a oczy odznaczały się najczystszym błękitem, jaki kiedykolwiek widział. I te dołki w policzkach…

      Milly od razu się zaczerwieniła. Jego komplement przyprawił ją o głębokie uczucie zadowolenia, zwłaszcza że jej samoocena bardzo ucierpiała po tamtym koszmarnym zerwaniu.

      ‒ To chyba wspaniałe być instruktorem narciarskim – zauważyła zakłopotana. – Chciałby się pan czegoś dowiedzieć…? Nawet jeśli nie jest to wielki sekret?

      ‒ Bardzo… nawet jeśli nie jest to wielki sekret – odparł dziwnie rozkojarzony.

      ‒ Jeździłam kiedyś na nartach, tak na poważnie. Nauczyłam się na wycieczce szkolnej. Myślałam nawet o tym, żeby zająć się tym zawodowo, ale… brakowało pieniędzy. Właśnie dlatego tak mi zależało na tej posadzie… – Nagle uświadomiła sobie swoją sytuację: nie miała narzeczonego, nie miała pracy, nie mogła liczyć na wynagrodzenie za dwa tygodnie ani na dodatkową premię pod postacią szusowania. Otrząsnęła się z przygnębienia. – Sądziłam, że pojeżdżę sobie trochę, ale teraz… No cóż, takie jest życie. Nie miałam ostatnio szczęścia – uśmiechnęła się. – Hej, nie znam nawet pańskiego imienia! Jestem Amelia, dla przyjaciół Milly.

      Wyciągnęła rękę, a dotyk jego chłodnych palców przyprawił ją o dziwny dreszcz od stóp do głów.

      ‒ A ja jestem… Lucas. – Sądziła więc, ma do czynienia z instruktorem narciarskim. Pomyślał, że to dobrze być w towarzystwie kobiety, która nie wie o jego bogactwie i nie próbuje go usidlić. – I sądzę, że możemy rozwiązać problem twojej pracy…

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Lucas podjął decyzję pod wpływem chwili, ale czyż nie potrafił myśleć kreatywnie w każdych okolicznościach? Lubił bawić się sytuacją, wynajdywać słabe punkty i luki dla własnej korzyści. Na tym polegała różnica między osiągnięciem umiarkowanego sukcesu a dotarciem na sam szczyt. Nigdy nie postało mu w głowie, że może nie dostać tego, czego pragnie.

      Teraz doszedł do wniosku, że przez kilka dni będzie się cieszył na stoku towarzystwem tej kobiety.

      Z pewnością nie była w jego typie, to znaczy nie przypominała wysokich, szczupłych, długonogich brunetek z jego sfery, ale jednak miała w sobie coś…

      W tej chwili gapiła się na niego jak na wariata.

      ‒ Słucham?

      Nie wierzyła własnym uszom. Rozwiązać problem jej pracy? Owszem, znał osobiście Ramosów, ale co miał do powiedzenia jakiś instruktor narciarski?

      ‒ Najpierw jedzenie.

      ‒ Jedzenie?

      ‒ Prawdę mówiąc, przyszedłem do kuchni, żeby coś przekąsić.

      Początkowo zamierzał sprowadzić szefa jednego z hoteli, ale ostatecznie zrezygnował; chciał tu spędzić tylko dwie noce, poza tym wiedział, że lodówka będzie pełna.

      ‒ Coś przekąsić? Całkiem ci odbiło? Nie możesz ich objadać i pić ich wina! Wiesz, ile kosztują te butelki w stojaku?

      Lucas już skierował się w stronę lodówki.

      ‒ Chleb… – Odwrócił się do niej. – Ser… i jestem pewien, że znajdzie się też jakaś sałatka.

      Milly zerwała się na równe nogi.

      ‒ Mogę ci coś przyrządzić, jeśli chcesz… jeśli jesteś pewien. W końcu miałam tu gotować.

      Lucas uśmiechnął się do niej, a ona znów poczuła ten niesamowity dreszcz. Czy kiedykolwiek reagowała tak na tego drania Robbiego? Chyba nie.

      Chodzili do czternastego roku życia do tej samej szkoły w odległym zakątku Szkocji, potem on przeniósł się z rodzicami do Londynu. Zbyt nieśmiała, by wzbudzać ciekawość nastoletnich i napakowanych testosteronem chłopców, podkochiwała się w nim po kryjomu.

      Kontaktowali się przez te lata na portalach społecznościowych albo gdy przyjeżdżał czasem do miasta, ale tak naprawdę zaczął się nią interesować dopiero przed sześcioma miesiącami, i była to istna burza. Milly nie kryła zadowolenia. Powód tej nagłej fascynacji z jego strony stał się jasny, kiedy porzucił ją dla długonogiej Emily.

      Lucas zamknął lodówkę i ku konsternacji Milly wziął jakieś bardzo kosztowne wino.

      No cóż, nigdy nie wymagał, by kobiety gotowały dla niego, ale była to wyjątkowa sytuacja.

      ‒ Prawdę powiedziawszy, jestem z zawodu szefem kuchni – oznajmiła z uśmiechem i podeszła do lodówki, żeby spenetrować jej zawartość, choć niczego nie tknęła, niemal czując na sobie wzrok kapitana Sandry.

      ‒ Niedoszła narciarka, szef… widzę, że masz rozliczne talenty.

      ‒ Żartujesz sobie ze mnie. – Popatrzyli sobie w oczy i ona się zaczerwieniła. – Nie czuję się zbyt pewnie, grzebiąc w ich szafkach, ale chyba musimy coś zjeść. Sandra nie chciałaby chyba, żebym głodowała…

      ‒ Ta twoja Sandra wygląda na niezłą despotkę.

      Odsunął się, kiedy zaczęła wyjmować z lodówki wiktuały. Sam nigdy nie interesował się gotowaniem.

      ‒ Trafiłeś w sedno. – Zaczęła szukać przyborów kuchennych. – Chcesz pomóc?

      Opierał się niedbale o szafkę z kieliszkiem СКАЧАТЬ