Lato w Brazylii. CATHERINE GEORGE
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lato w Brazylii - CATHERINE GEORGE страница 8

Название: Lato w Brazylii

Автор: CATHERINE GEORGE

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9800-9

isbn:

СКАЧАТЬ poczułem się urażony, pani doktor. To ja za dużo pytam i używam słowa „kochanek”. Ale on pewnie myśli o sobie w taki właśnie sposób, prawda?

      – Znamy się od niedawna.

      – Zakochać się można w jednej sekundzie – stwierdził Roberto.

      Katherine zmarszczyła czoło, zaniepokojona, że rozmowa schodzi na zbyt osobiste tory.

      – Dochodzę do wniosku, że odkochać się też można w jednej sekundzie – powiedziała.

      Rozmowa o miłości została przerwana, kiedy Jorge przyniósł półmisek z plastrami wieprzowiny otoczonymi warzywami i smażonymi ziemniakami.

      – Pachnie bajecznie – oceniła Katherine z uznaniem.

      – Sami sobie nałożymy, Jorge – rzekł Roberto z uśmiechem. – Podziękuj Lidii za batatinhas.

      – Co to są batatinhas? – spytała Katherine.

      – Ziemniaki. Uwielbiam je w tej postaci, choć dawniej nie mogłem ich jeść zbyt często.

      – Musiał pan być na diecie? Trudno to sobie wyobrazić.

      – Musiałem uważać na to, co jadam. Teraz już nie.

      Katherine bardzo chciała dowiedzieć się więcej.

      – Ja zawsze muszę uważać – powiedziała ze smutkiem w głosie.

      – Naprawdę? Dlaczego? – spytał zaskoczony.

      – Bo nie zmieściłabym się w ubrania. Dlatego ze względów oszczędnościowych unikam słodyczy.

      – Wino pani nie zaszkodzi – powiedział, napełniając kieliszek Katherine. – Czy możemy sobie mówić po imieniu?

      – Oczywiście – odparła, zła na siebie, że znów czuje się zmieszana. – Jako nastolatka byłam nieco pulchna. Aż do śmierci ojca, kiedy odkryłam, że żałoba jest skuteczniejsza niż najlepsza dieta.

      – Bardzo go kochałaś, prawda? – spytał Roberto łagodnym tonem.

      – Tak, nawet wybrałam ten sam zawód. Ojciec wykładał historię sztuki. Poznał się z Jamesem Masseyem na studiach.

      – Czyli teraz pracujesz u przyjaciela ojca?

      Katherine zesztywniała.

      – To nie ma nic wspólnego z nepotyzmem – powiedziała.

      – Oczywiście, że nie – przyznał Roberto. – Ale pewnie ojciec byłby szczęśliwy, gdyby wiedział, że jesteś pod dobrymi skrzydłami.

      – To prawda, ale ciężko pracuję na swoją pensję.

      Roberto westchnął.

      – Przepraszam, chyba cię niechcący uraziłem. Ale wiesz co? Musisz nałożyć sobie dokładkę, bo inaczej ty urazisz Lidię!

      Katherine jadła w ciszy przez parę minut, po czym zdecydowała się pójść za ciosem.

      – Mogę spytać o twój wypadek?

      Roberto zacisnął wargi, lecz ostatecznie wzruszył ramionami.

      – Miałem szczęście, że przeżyłem. Choć długo uważałem, że to przekleństwo – odparł.

      – Ze względu na ból?

      Uśmiechnął się ironicznie.

      – I ze względu na próżność – powiedział.

      – Próżność?

      – Miałem całą nogę w gipsie, silne wstrząśnienie mózgu, podbite oczy, złamany nos i szczękę oraz pół twarzy w szwach. Potwór Frankensteina był przystojniejszy.

      – Szczęście, że przeżyłeś. – Katherine poczuła ciarki na plecach. – Wiozłeś pasażerów?

      – Ja byłem pasażerem. Kiedy wypadliśmy z drogi na zakręcie, kierowcę wyrzuciło z auta. Dzięki Bogu, samochód nie stanął w płomieniach jak na filmach, ale stoczył się po zboczu i zatrzymał na drzewach.

      – Co stało się z kierowcą?

      Oczy Roberta zaszkliły się.

      – Kierowcą była kobieta. Później dowiedziałem się, że doznała tylko skręcenia nadgarstka i niewielkich zadrapań, ponieważ krzaki złagodziły upadek. W szoku uciekła z miejsca wypadku. Pogotowie wezwał przejeżdżający kierowca. Odzyskałem przytomność dużo później w szpitalu, gdzie byli już przy mnie rodzice.

      – Musieli bardzo ciężko to przeżyć – powiedziała Katherine. Na myśl o sprawczyni wypadku, która zostawiła Roberta na łaskę losu, poczuła złość.

      – A co się stało z tą kobietą?

      – Zadzwoniła do mnie do szpitala, błagając, żebym zeznał, że to ja prowadziłem – powiedział beznamiętnym tonem. – Ale policja już wiedziała, że tak nie było. Wydostanie mnie z fotela pasażera trwało dość długo.

      – Dlaczego o to poprosiła?

      – Pokłóciliśmy się przy kolacji i wypiliśmy za dużo wina. Nalegałem, żeby wezwać taksówkę, ale zabrała mi kluczyki. – Nagle posmutniał. – W samochodzie nadal się spieraliśmy, bo nie chciała zapiąć pasów.

      – Dzięki temu wyszła z wypadku cało, ale ciebie pozostawiła na pastwę losu. – Katherine pokręciła głową z niedowierzaniem. – Naprawdę liczyła na to, że weźmiesz winę na siebie?

      – Tak. Ale nawet gdybym był na tyle głupi, żeby się zgodzić, policja i tak już znała okoliczności, również tę, że Elena spędziła ze mną wieczór, bo ktoś robił nam zdjęcia, kiedy wchodziliśmy do restauracji. Kiedy prawda wyszła na jaw, straciła rolę w operze mydlanej. – Uśmiechnął się ironicznie. – Kiedy wszyscy dowiedzieli się, że Elena Cabral spowodowała wypadek po pijanemu i nie wezwała pomocy, gazety nie pozostawiły na niej suchej nitki.

      – Gdzie to miało miejsce?

      – Niedaleko Porto. Rodzice chcieli mnie zabrać do domu, ale ponieważ mieszkamy na ranczu, oznaczałoby to konieczność dojazdów do szpitala, więc postanowiłem zostać tutaj. Ojciec musiał wkrótce wracać, ale mama wyjechała dopiero niedawno. Rodzice nie lubią się rozstawać na zbyt długo, więc przekonałem ją do powrotu.

      Katherine przyglądała mu się w milczeniu. Ranczo, Quinta, aktoreczki z seriali… Roberto de Sousa z pewnością wiódł życie odmienne od jej. I wszystkich, których znała.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен СКАЧАТЬ