Utracony spokój. Нора Робертс
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Utracony spokój - Нора Робертс страница 3

Название: Utracony spokój

Автор: Нора Робертс

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-238-9935-8

isbn:

СКАЧАТЬ roześmiał się niewesoło. Popatrzył na słoneczne błyski, prześlizgujące się po falach.

      – Jerry nazywał siebie wolnym strzelcem. Nigdzie nie zagrzał miejsca – odparł, rozmyślając nad życiem swego brata i wszystkim, co ich dzieliło. – Dla niego zawsze było coś jeszcze. Następne miasto, następny złoty interes. Dzwonił do mnie dwa tygodnie temu i mówił, że daje lekcje nurkowania turystom.

      – Sklep i wypożyczalnia „Czarny Koral” – potwierdził kapitan Moralas. – Podjął sezonową pracę u Elizabeth Palmer.

      – Palmer – powtórzył Jonas, oderwał wzrok od wody i uważnie spojrzał na policjanta. – To nazwisko kobiety, z którą żył.

      – Panna Palmer wynajęła pokój pańskiemu bratu – Moralas poprawił go znacząco. – Była także w grupie osób, które odkryły zwłoki. Bardzo pomogła nam w śledztwie.

      Usta Jonasa zacisnęły się w wąską kreskę. Wytężył pamięć. Jak Jerry opisał pannę Palmer w ich ostatniej rozmowie? Seksowny kociak, który podaje świetne tortille. Zabrzmiało to tak, jakby opisywał swój kolejny podbój i towarzyszkę rozrywek.

      – Potrzebny mi jej adres – oznajmił, ale zauważywszy uniesioną brew kapitana, zmienił taktykę. – Sądzę, że jego rzeczy wciąż tam są – powiedział.

      – Owszem. Kilka drobiazgów, które miał przy sobie w dniu zabójstwa, mam u siebie w biurze. Może je pan odebrać w każdej chwili. Podobnie jak rzeczy, które są u panny Palmer. Już je przejrzeliśmy.

      – Kiedy mogę zabrać brata do domu? – spytał Jonas, z trudem hamując gniew.

      – Postaram się już dziś skończyć dokumentację. Potrzebne mi będzie również pańskie zeznanie… – wyliczał Moralas i znów zrobiło mu się żal tego mężczyzny. – Proszę przyjąć wyrazy współczucia.

      – Załatwmy wszystko jak najprędzej – powiedział krótko Jonas.

      Liz z westchnieniem ulgi weszła do domu. Zapaliła światło i włączyła wiatraki, które już dawno zamontowała pod sufitem. Sięgnęła po aspirynę, bo ból głowy nie opuszczał jej od chwili, gdy znalazła zwłoki Jerry'ego. Gdy wiadomość o niecodziennym wydarzeniu rozeszła się po okolicy, znów musiała wypłynąć łodzią pełną podekscytowanych gapiów. Taka ciekawość jest co najmniej niezdrowa, pomyślała z niesmakiem. Zastanawiała się, ile czasu minie, zanim będzie mogła zapomnieć o tym przerażającym widoku.

      Rozebrała się i weszła pod prysznic. Z przyjemnością poddała się kojącemu masażowi chłodnej wody. Miała nadzieję, że na pewno poczuje się lepiej, gdy skończy się śledztwo. Nic dziwnego, że boli ją głowa, skoro patrzyła, jak policja przeszukuje jej dom i zadaje tysiące pytań.

      To prawda, że prawie go nie znała, ale Jerry był miłym, zabawnym i ciekawym kompanem. Spał w pokoju jej córki i jadał w kuchni Liz. Ale co o nim wiedziała? Był kombinatorem i psem na kobiety. Potrafiła wykorzystać te jego cechy w sklepie, wypożyczalni i na łodzi. Był seksowny, atrakcyjny i leniwy. Wciąż czekał na swą wielką szansę. Liz była przekonana, że na sukces trzeba zasłużyć ciężką pracą lub odziedziczyć fortunę po przodkach. Jednak kiedy Jerry mówił, że znajdzie sposób, aby ustawić się na całe życie, błyszczały mu oczy. Gdyby była marzycielką, z pewnością porwałyby ją jego słowa. Ale wiedziała, że marzenia są dla młodych i naiwnych. Niestety, Jerry taki właśnie był.

      Teraz nie żył, a jego rzeczy wciąż były porozrzucane po pokoju jej córki. Liz postanowiła je pozbierać i oddać kapitanowi Moralasowi. Z pewnością rodzina zmarłego będzie chciała je odzyskać. Przynajmniej tyle mogła dla niego zrobić. Jerry wspomniał kiedyś, że ma brata. Mówił o nim: „ten sztywniak”. Sam natomiast z pewnością nie był sztywniakiem.

      Wyszła spod prysznica, owinęła włosy ręcznikiem i włożyła rozciągnięty podkoszulek, który zakrywał biodra. Przypomniała sobie, jak któregoś dnia Jerry próbował zaciągnąć ją do łóżka. Pocałował ją znienacka w korytarzu, szeptał czułe słówka i gładził jej plecy. Gdy mu odmówiła, nie nalegał. Łatwo puścili całą sprawę w niepamięć. Jerry był sympatycznym towarzyszem, który miał swoje wielkie marzenie. Liz nie po raz pierwszy zastanowiła się, czy nie było ono przyczyną jego nagłej śmierci.

      Czuła się bardzo niezręcznie, pakując jego rzeczy. Ceniła sobie prywatność i nie lubiła naruszać cudzej. Gdy składała brązową koszulkę ze śmiesznym napisem, poczuła żal i zalała ją fala wspomnień. Popatrzyła na półkę pełną lalek córki. Jerry żartował sobie, że kiedy idzie spać, otacza go stadko pięknych kobiet. Przypomniała sobie, że sprawnie zreperował zepsute okno i przygotował paellę, aby uczcić swą pierwszą wypłatę.

      Łzy popłynęły po jej policzkach. Jerry był taki młody, wesoły i pewny siebie. Nie mogła go nazwać swym przyjacielem, lecz przecież mieszkał z nią pod jednym dachem.

      Żałowała teraz, że nie poświęciła mu więcej czasu i nie była dla niego milsza. Kiedy zaprosił ją na drinka, wymówiła się papierkową robotą. Gdyby wtedy z nim poszła, może dowiedziałaby się, kim był, co robił i teraz wiedziałaby, dlaczego zginął.

      Nagle Liz usłyszała pukanie do drzwi. Otarła łzy i powiedziała sobie, że płacz nic nie pomoże. To głupie z jej strony, żeby płakać po kimś prawie zupełnie obcym. Powinna oddać Moralasowi rzeczy Jerry'ego i zapomnieć o całej sprawie.

      Otworzyła drzwi i zamarła. Brązowa koszulka, którą w roztargnieniu zabrała ze sobą, wyśliznęła się z jej rąk. Cofnęła się i zamrugała oczami. W progu stał Jerry i patrzył na nią oskarżycielskim wzrokiem.

      – Jer… Jerry? – szepnęła i zadrżała.

      – Elizabeth Palmer?

      Przerażona Liz oparła się plecami o ścianę. Nie była przesądna i nie bała się duchów, lecz jak inaczej mogła sobie wytłumaczyć to, że Jerry powrócił do świata żywych? To musiał być jego duch!

      – To ty jesteś Elizabeth Palmer? – powtórzył pytanie mężczyzna stojący w progu.

      – Utonąłeś – powiedziała podniesionym głosem i skupiła wzrok na jego twarzy. – Kim jesteś?

      – Jonas Sharpe. Jerry był moim bratem. Bliźniakiem – wyjaśnił krótko.

      Liz zorientowała się, że nogi jej dłużej nie utrzymają i szybko usiadła. To nie Jerry, powiedziała sobie, gdy jej puls powoli wracał do normy. Jonas miał tak samo ciemne włosy, lecz nie miał żadnych problemów z ich porządnym ułożeniem. Jego twarz miała te same rysy, lecz oczy były zimne i nieprzystępne. Wyglądał, jakby urodził się w garniturze. Patrzył na nią z widocznym zniecierpliwieniem. Gdy Liz doszła nieco do siebie, strach zamienił się we wściekłość.

      – Zrobiłeś to celowo! – krzyknęła i wytarła mokre od potu dłonie. – To było podłe. Wiedziałeś, co pomyślę, gdy cię zobaczę.

      – Musiałem się przekonać na własne oczy.

      – Jesteś draniem, panie Sharpe – oznajmiła, próbując odzyskać panowanie nad СКАЧАТЬ