Piętno mafii. Piotr Rozmus
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 30

Название: Piętno mafii

Автор: Piotr Rozmus

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-809-6

isbn:

СКАЧАТЬ to jednak przypadek? – Zerknęła na niego. – Dziewczyna znalazła się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Zwykły pech.

      – Daj spokój. Chłopak odzywa się na Facebooku do jej koleżanki. Wie, że idą wieczorem do kina.

      – No właśnie. Zaczepia na Facebooku jej przyjaciółkę. Dlaczego nie próbuje nawiązać kontaktu bezpośrednio z nią?

      Wolański oparł się o barierkę.

      – Bo Agnieszka jest tą grzeczną i bardziej poukładaną. Jej koleżanka to raczej… – Nie dokończył.

      – Jej koleżanka to co?

      – Powiedzmy sobie, że prowadziła bardziej rozwiązłe życie. Prawdopodobnie chłopak wiedział, że ją będzie łatwiej poderwać.

      – Okej – odparła, choć nie wyglądała na przekonaną. – Załóżmy jednak, że chodzi o Makowskiego. Jaki jest motyw?

      – Kasa albo zemsta.

      – Facet nie żyje. Zdążyli zrobić swoje. Na kim chcą się mścić? Okup? – Biernacka wydęła czerwone usta. – Jestem w stanie uwierzyć w taką wersję, ale przecież musieli wiedzieć, że Makowski zostawił żonę z ogromnymi długami. – Zaciągnęła się głęboko. – A co z tą babką z agencji modelek, o której wspominałeś? Jak jej było?

      – Madejska.

      – Sprawdziliście ją?

      – Uhm. Ponoć miała lecieć do Tokio ze swoimi dziewczynami. Jedyna opcja to lotnisko w Berlinie. Jeżeli faktycznie się tam pojawi, to nasi ludzie ją zgarną.

      – Child Alert1? – zapytała, chociaż domyślała się odpowiedzi.

      – Na razie cisza.

      Biernacka zgasiła niedopałek o barierkę i już miała go wyrzucić, gdy Wolański złapał ją za nadgarstek i delikatnie przechwycił to, co zostało z papierosa.

      – Pozwolisz? Technicy i tak mają już pełne ręce roboty.

      Wyrwała rękę, zaciskając zęby. Zrobiło jej się głupio, bo zachowała się jak żółtodziób.

      – Informuj mnie na bieżąco o postępach – rozkazała. Już miała odejść, ale przystanęła jeszcze na chwilę. Długi palec wskazujący, zakończony czerwonym paznokciem, pojawił się tuż przed nosem Wolańskiego. – I pamiętaj. Jeśli się dowiem, że kontaktujesz się z Merkiem, zabieram ci tę sprawę. Nie żartuję.

      Odwróciła się na pięcie i odeszła.

      16. BJÖRN

      Było ich czterech i mieli na głowie czarne kominiarki. Dwóch z nich mówiło w języku, którego nie rozumiał. Inny, gdy zaczął płakać, odezwał się do niego po szwedzku. Kazał mu się zamknąć. Ale to odniosło skutek odwrotny do zamierzonego i chłopak rozbeczał się na dobre. Siedział na ostatnim fotelu busa z kolanami podciągniętymi pod brodę i wycierał smarki w rękaw kurtki.

      – Zamknij wreszcie jadaczkę! – krzyknął raz jeszcze ten siedzący najbliżej niego. Björn widział dwoje wytrzeszczonych oczu patrzących przez duże, wydarte w materiale otwory. – Chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć mamusię i tatusia?

      Nerwowo pokiwał głową.

      – To zamknij japę, zrozumiano?!

      Znowu usłyszał obce słowa. Mężczyzna mówił bardzo głośno, żywo przy tym gestykulując. Björn pomyślał, że jest bardzo zdenerwowany. Ten, który siedział obok kierowcy, chyba próbował go uspokajać.

      Było mu zimno i trząsł się na całym ciele. Starał się, jak mógł, zapanować nad drżeniem, ale to było silniejsze od niego. Nie chciał ich denerwować. Zapytali, czy chce jeszcze zobaczyć rodziców. Bardzo chciał. Może jeśli będzie cicho, to naprawdę go wypuszczą?

      Skrył twarz w ramionach. Próbował sobie wyobrazić, jak zachowałby się Björn Żelaznoboki, gdyby znalazł się na jego miejscu. Pewnie by walczył, kopał i gryzł jak wściekły lis. Björn żałował, że nie miał przy sobie miecza, który wystrugał wspólnie z tatą. Zaraz potem pomyślał, że ci tutaj pewnie mają pistolety. Jeśli tak, to jego drewniana broń byłaby bezużyteczna.

      Zadzwonił telefon. Odebrał mężczyzna siedzący przy kierowcy. Długo rozmawiał i Björn zauważył, że miał wyjątkowo spokojny ton.

      Nie wiedział, dokąd jechali i jak daleko był od domu. Tak naprawdę rzadko opuszczał Härnösand.

      Znów wyobraził sobie, że jest Björnem Żelaznobokim. Nawet jeżeli nie udałoby mu się wydostać, to z całą pewnością Ragnar przybyłby z odsieczą. Nie pozwoliłby, żeby jego synowi stało się coś złego. I jego tatuś też nie pozwoli.

      Bus skręcił gwałtownie w jakąś leśną drogę. Kazali mu wysiąść. Znowu krzyczeli. Dwóch z nich wsiadło do innego samochodu. Ruszyli tak szybko, że aż się kurzyło. Wcześniej Björn zauważył, że zdjęli kominiarki. Nie mógł jednak dostrzec ich twarzy. Inny chwycił go za kurtkę w taki sposób, że jego stopy prawie nie dotykały ziemi, a potem wrzucił go na tylne siedzenie trzeciego z aut i zatrzasnął drzwi. Po chwili mężczyzna sam władował się za kierownicę, krzycząc coś do towarzysza, który wciąż stał na drodze. Kiedy i tamten wsiadł, odjechali w przeciwnym kierunku.

      17

      Merk bał się, że diabelski głos znowu zacznie go nęcić, więc zamiast do domu ponownie podjechał pod szpital. Pokusa urżnięcia się była duża. Bardzo. Pytanie nie brzmiało, czy jej ulegnie, ale kiedy…

      Oparł głowę o zagłówek fotela i spojrzał w kierunku gmachu. Nie zamierzał wchodzić do środka, zresztą pewnie i tak nie pozwoliliby mu zobaczyć Natalii. Nie wiedział jednak, gdzie indziej mógłby pojechać. Teraz bardziej niż kiedykolwiek chciał być blisko niej. Dręczyły go wyrzuty sumienia. „To wszystko przez ciebie… wiesz o tym…” Znów ten sam podszept. Najwyraźniej właściciel znienawidzonego głosu zmienił strategię. Zauważywszy, że bezpośrednia próba nakłonienia go do picia póki co nie przynosi rezultatu, postanowił uderzyć w inną nutę. „Byłeś fatalnym ojcem… Wiesz o tym, prawda? Najgorszym, jakiego można sobie wyobrazić… Mężem zresztą też… To przez ciebie Natalia tu leży… To twoja wina, że Bożena nie żyje…”

      Zamknął oczy. Wspomnienia znów ożyły. Rzuciły się na niego jak ćmy spragnione światła. A jego umysł był niczym szeroko otwarte okno w ciepłą letnią noc.

      Widział Natalię siedzącą przy biurku, pochyloną nad książkami. Stanął w progu jej pokoju po powrocie z pracy.

      – Cześć, skarbie.

      – Cześć, tato.

      – Jak w szkole?

      – W porządku.

      – Co СКАЧАТЬ



<p>1</p>

System alarmowy, służący do udostępniania fotografii zaginionych dzieci w środkach masowego przekazu.