Название: We dwoje
Автор: Николас Спаркс
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-6578-182-6
isbn:
Prawdę mówiąc, nie liczyłem na jakieś cenne wskazówki z jego strony. Coś takiego wykraczało poza jego strefę komfortu, ale nie miałem mu tego za złe. Nasze życie się różniło; podczas gdy ja poszedłem do college’u, on ukończył liceum i służył na niszczycielu w Wietnamie. Ożenił się w wieku dziewiętnastu lat, a jako dwudziestodwulatek został ojcem; rok później jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym. On miał pracę fizyczną, a ja umysłową i podczas gdy jego poglądy na świat – w którym wszystko było czarne albo białe, dobre albo złe – mogły niektórym wydawać się nazbyt uproszczone, dla ojca były one swoistą mapą, dzięki której wiedział, jak prawdziwy mężczyzna powinien iść przez życie. Ożeń się. Kochaj żonę i traktuj ją z szacunkiem. Spłódź dzieci i naucz je ciężkiej pracy. Sam pracuj sumiennie. Nie narzekaj. Pamiętaj, że rodzina – w przeciwieństwie do większości ludzi, których napotkasz na swej drodze – będzie zawsze przy tobie. Napraw, co da się naprawić, albo pozbądź się tego. Bądź dobrym sąsiadem. Kochaj wnuki. Postępuj właściwie.
To były dobre zasady. Właściwie nawet bardzo dobre i trzymał się ich przez całe życie. Tylko jedna z nich okazała się nietrafiona i została skreślona z jego listy. Mój tata był baptystą, tak więc Marge i ja w młodości chodziliśmy na msze dwa razy w tygodniu: w środy wieczorem i w niedziele. Latem co roku uczęszczaliśmy do szkółki niedzielnej i rodzice nigdy nie mieli wątpliwości, czy uczestniczyć w nabożeństwie. Podobnie jak inne zasady, ta również nie została porzucona do czasu, gdy Marge oświadczyła, że jest lesbijką.
Wyobrażam sobie, jak bardzo musiała się denerwować. Dorastaliśmy w wierze, która głosiła, że homoseksualizm jest grzechem, i tak samo myśleli nasi rodzice; może nawet byli bardziej konserwatywni, bo należeli do innego pokolenia. Skończyło się na tym, że ojciec spotkał się z pastorem, człowiekiem, który straszył wiernych ogniem piekielnym. Pastor powiedział mu, że jeśli Marge ulegnie swojej naturze, to wybierze życie w grzechu, a wtedy rodzice powinni przyprowadzić ją do kościoła, by w modlitwie prosić Boga o łaskę.
Mój ojciec bywa różny – trudny, szorstki, wulgarny – ale kocha swoje dzieci. Wierzył w nas i kiedy Marge oświadczyła, że to nie kwestia wyboru – taka się urodziła – skinął głową, powiedział jej, że ją kocha, i od tamtego dnia nasza rodzina przestała chodzić do kościoła.
Wielu ludzi mogłoby się dużo nauczyć od mojego taty.
*
– Kiepsko wyglądasz – zwróciła się do mnie Marge. Wyszliśmy na werandę na tyłach domu, podczas gdy mama, Liz i London wciąż krzątały się w kuchni. Ojciec siedział w pokoju, jadł ciasteczka, oglądał mecz Atlanta Braves i czekał, aż dołączy do niego London. Mówiła do niego „dziadziu”, co moim zdaniem było słodkie.
– Zawsze wiesz, co powiedzieć, żeby poprawić człowiekowi humor.
– Jestem szczera. Masz ziemistą cerę.
– Jestem zmęczony.
– Och – bąknęła. – Mój błąd. Bo ja, oczywiście, cię nie znam i nie wiem, kiedy kłamiesz. Jesteś zestresowany.
– Trochę.
– Interesy nie idą najlepiej?
Przez chwilę wierciłem się na krześle.
– Myślałem, że łatwiej będzie znaleźć klientów. Albo chociaż jednego.
– Sami się znajdą. Po prostu musisz być cierpliwy. – Kiedy nie odpowiedziałem, dodała: – A jak Vivian to znosi?
– Rzadko o tym rozmawiamy.
– Dlaczego? Przecież to twoja żona.
– Nie chcę, żeby się martwiła. Porozmawiam z nią, gdy będę miał dla niej jakieś dobre wieści.
– Widzisz? I tu właśnie popełniasz błąd. Vivian powinna być tą osobą, z którą możesz porozmawiać o wszystkim.
– Pewnie tak.
– Pewnie tak? Oboje powinniście popracować nad umiejętnością porozumiewania się. Pójść na terapię albo coś.
– Może powinienem umówić się z Liz. W końcu jest terapeutką.
– Nie stać cię na nią. Nie zarabiasz.
– Dzięki, od razu mi lepiej.
– Wolisz, żebym mydliła ci oczy?
– Chyba jednak podziękuję.
Roześmiała się.
– Chodzi o to, że widziałam to wiele razy.
– Co?
– Jak ludzie, którzy otwierają własny interes, popełniają te same błędy – odparła, gryząc kolejny kęs ciastka. – Liczą na kokosy, a zapominają o rachunkach i innych wydatkach. W twoim przypadku o kartach kredytowych.
– Niby skąd o tym wiesz?
– Halo? Vivian i jej „sprawunki”? Rachunek przychodzący w połowie miesiąca? Nie pierwszy raz prowadzimy tę rozmowę.
– Bilans był odrobinę wyższy – przyznałem w końcu.
– W takim razie posłuchaj siostry, która ma dyplom biegłego księgowego. Zrezygnuj z karty. Albo ustal limit.
– Nie mogę.
– Dlaczego?
– Bo obiecałem jej, że jej życie się nie zmieni.
– Po co, do cholery?
– Bo nie widzę powodu, dla którego miałaby cierpieć.
– Wiesz, jak to idiotycznie brzmi, prawda? Ograniczenie zakupów to żadne cierpienie. A poza tym macie być partnerami, grać w jednej drużynie, zwłaszcza w trudnych czasach.
– Gramy w tej samej drużynie. I kocham ją.
– Wiem, że ją kochasz. Myślę nawet, że trochę za bardzo.
– Nie można kochać za bardzo.
– Taa, no cóż… chcę tylko powiedzieć, że Vivian bywa trudna.
– To dlatego, że jest kobietą.
– Mam ci przypomnieć, z kim rozmawiasz?
Zawahałem się.
– Myślisz, że popełniłem błąd, zakładając własną firmę?
– Przestań oglądać się za siebie. Nie miałeś wyboru, chyba że byłeś gotów przeprowadzić się na drugi koniec kraju. Zresztą mam wrażenie, że wszystko się jeszcze rozkręci.
Właśnie СКАЧАТЬ