Kocham Cię bez słów. Abbi Glines
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kocham Cię bez słów - Abbi Glines страница 6

Название: Kocham Cię bez słów

Автор: Abbi Glines

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8103-251-3

isbn:

СКАЧАТЬ ma. Zdziwko, co nie?

      Znowu ten głos… To on. O Boże… Nie ma mowy o pomyłce.

      Spuściłam wzrok i wbiłam go w zeszyty. Nie chciałam na nikogo patrzeć, czułam, jak poczerwieniały mi policzki. Zależało mi tylko na tym, by jak najszybciej zostać sama i w spokoju przetrawić niemiłą niespodziankę, jaka mnie dziś rano spotkała.

      – Jest na czym zawiesić oko – dodał mój tajemniczy nieznajomy – ale Brady wyraził się jasno, że mamy do niej nie startować. Więc Ray ma rację, odpuść sobie. Tak jak ja.

      Ale przecież wcale tak nie zrobił. Czy wtedy już wiedział, że Brady kazał wszystkim trzymać się ode mnie z daleka? I dlaczego teraz udawał, że w ogóle się nie znamy? Co za dupek! I ja pozwoliłam mu się pocałować. Co też mi przyszło do głowy? Zazwyczaj na widok przystojnej buźki nie miękły mi nogi. Mój ojciec taki był i matka nigdy nie mogła na niego liczyć. Ja byłam na to za mądra. To błąd, którego więcej nie popełnię.

      – Tak jak ja? A cóż to niby ma znaczyć? – odezwała się podniesionym głosem Raleigh, odpychając chłopaka od siebie. Odsunęłam się na bok, żeby zejść jej z drogi.

      – Przecież mówię, jest na czym zawiesić oko – powtórzył.

      Celowo był wredny dla swojej dziewczyny i na dodatek wykorzystywał do tego mnie. Nie znosiłam takiego sadyzmu. Poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. To była jedna z nielicznych chwil, gdy miałam ochotę się odezwać. Nie, nawet nie tyle odezwać, ile wrzasnąć! Ale jakoś się powstrzymałam.

      Poczułam, jak płonie mi twarz – z zażenowania, gniewu i zawodu. Jaka szkoda, że Brady na mnie nie poczekał. Nie miałam pojęcia, w którą stronę pójść, a w tej koszmarnej sytuacji nie mogłam ot tak wyjąć planu szkoły i zacząć go studiować. Poczułam, że cała drżę. Rozejrzałam się ukradkiem na boki, zastanawiając się, którą drogę ucieczki wybrać.

      – Przecież to niemowa! – wrzasnęła dziewczyna, po czym zasyczała z wściekłością: – Naprawdę nie wiem, jak ja z tobą wytrzymuję. Mogłabym mieć każdego. Każdego, West! Słyszysz?!

      West. Miał na imię West. Chyba powinno się znać imię chłopaka od pierwszego poważnego pocałunku, ale on nic mnie nie obchodził. Chciałam całkiem wymazać z pamięci jego i tamten feralny wieczór.

      – Mnie na pewno nie. Nie zadaję się z wariatkami – odparował Nash. Podniosłam na niego wzrok, a on puścił do mnie oko. Spoglądał na mnie ciepło i przyjaźnie. Niczego takiego nie zauważyłam w spojrzeniu Westa. Dlaczego to nie Nash mnie pocałował?

      West zaśmiał się z riposty Nasha.

      – Ciebie nawet nie biorę pod uwagę – wysyczała Raleigh. – Tata pozwala mi się spotykać tylko z białymi.

      Na te słowa cała zesztywniałam. Czy ona naprawdę to powiedziała? Nash nie był czystej krwi białym, to fakt, za to miał cudowny odcień skóry.

      – Oho, oho, wielka strata – odparł Nash, wyraźnie rozbawiony. – Widzę, że szanowny tatuś nadal nie może przeżyć, że jego ukochana wyszła za czarnego. To było wieki temu, Raleigh. Naprawdę powinien już odpuścić i zacząć życie na nowo. Tak jak moja matka.

      No, no, no. Jakie te małe miasteczka potrafią być… małe.

      Nash przeniósł wzrok z powrotem na mnie.

      – Pomóc ci znaleźć salę na pierwszą lekcję? – spytał.

      Raleigh nie dała jednak za wygraną.

      – Pozwolisz mu tak się do mnie zwracać? – spytała gniewnie Westa.

      – Sama zaczęłaś. On się tylko odgryzł – zauważył spokojnie West.

      – Mam tego dosyć, West! – wrzasnęła, po czym odwróciła się i odeszła wściekła.

      Dałabym wszystko, żeby znaleźć się w swojej klasie. Wyjęłam z kieszeni plan, żeby sprawdzić, w której sali mam pierwszą lekcję, nie przejmując się dłużej, że drżą mi ręce. Byle tylko znaleźć się daleko stąd. Daleko od Westa.

      – Jaką masz pierwszą lekcję? – spytał Nash.

      – Ona naprawdę nie gada. To nie była podpucha – rozległ się za moimi plecami głos Westa.

      Nie chciałam podnosić wzroku, ale nie mogłam się powstrzymać. Zerknęłam przez ramię na Westa, żeby mieć absolutną pewność, że to on. Głos ten sam, ale chciałam zobaczyć jego twarz. Nadal tliły się we mnie resztki nadziei, że chłopak, który mnie pocałował, jest sympatyczniejszy niż ten za mną.

      Nic z tego. W świetle dziennym wydawał się jeszcze przystojniejszy niż wtedy w ciemnościach. Szybko opuściłam wzrok z powrotem na plan, żeby mnie nie przyłapał, jak się na niego gapię. Nienawidziłam go. Tak samo jak każdego, kto nie liczy się z uczuciami innych.

      – Masz to od urodzenia? – chciał wiedzieć Nash. Wolałabym, żeby dał mi już spokój. Kompletnie nie wiedziałam, jak się wobec niego zachować. Był bardzo fajny, ale nie miałam zamiaru z nim rozmawiać.

      West niespodziewanie podszedł bliżej, stając naprzeciwko mnie ze znudzoną miną. Przed chwilą zerwała z nim dziewczyna, ale to najwyraźniej nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Trzeba być naprawdę podłym draniem, żeby tak zareagować.

      Uniosłam wzrok, napotykając spojrzenie jego ciemnobłękitnych, okolonych długimi rzęsami oczu. Nie były aż tak niesamowite jak u Nasha – założę się, że takich nie ma nikt na całym świecie – ale kryło się w nich o wiele więcej, niż udało mi się dostrzec w tamten piątkowy wieczór. Ból, strach, rezerwa. Dokładnie to samo, co widziałam w swoich własnych, gdy spoglądałam w lustro.

      – O kurde, z bliska jest jeszcze ładniejsza – oznajmił West, przechylając głowę w bok i bacznie mi się przyglądając. – Mógłbym nawet zapomnieć, że nie potrafi gadać.

      Przyglądał mi się, jakby nie dotykał wcześniej swoimi szerokimi dłońmi mojej twarzy. Poczułam, jak mój żołądek zaciska się w ciasny supeł. Znałam kogoś, kto był szalony i bezlitosny. Był częścią mojego życia, wiele przez niego przeszłam. Dlatego bałam się takich ludzi. Gdyby nie ból i smutek widoczny w oczach Westa, dałabym mu w twarz. Ale w tym momencie zależało mi tylko na tym, żeby znaleźć się od niego jak najdalej. Nie był dobrym człowiekiem, coś go skrzywiło. Ja wybrałam milczenie jako lekarstwo na ból, a on postanowił leczyć swój, raniąc innych.

      – Ona nie gada, kretynie, ale nie jest głucha – warknął Nash.

      Na wargach Westa zadrgał lekki uśmieszek, ale jego oczy pozostały chłodne. Czy jego kumple tego nie widzą? Nie zdają sobie sprawy, że ukrywa ból, który go dręczy i zamienia w potwora?

      – Nie przejmuj się mną, skarbie, nie warto. Jestem dupkiem – oznajmił, jakby chciał mnie przeprosić. Tylko właściwie za co? Że mnie pocałował? Że zdradził swoją dziewczynę? Że z każdym kolejnym słowem wychodzi na jaw, jakim jest skończonym palantem?

СКАЧАТЬ