Название: Faraon wampirów
Автор: Bolesław Prus
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7773-064-5
isbn:
Hiram zatrząsł się z gniewu.
– Co…? Wsiądziemy na okręty z rodzinami i skarbami, a tym psom zostawimy gruzy miast i gnijące trupy niewolników z odrąbanymi rękami, tak że już nic z nimi nie zrobią… Alboż nie znamy krain większych i piękniejszych od Fenicji, gdzie można założyć nową ojczyznę, bogatszą aniżeli ta? Tylko Grecy i Żydzi nie chcą gadać z wampirami, ale już prawie ułożyliśmy się z Etruskami.
– Niech was bogowie bronią od takiej ostateczności – rzekł Dagon.
– Właśnie o to idzie, ażeby ratować Fenicję od zagłady – mówił Hiram. – Asyryjczykom nasza rasa potrzebna jest dużo mniej niż Egipcjanom, którzy nie mogą się bez nas obyć. Król Assar wprost nami gardzi i nie ma dnia, by jakiegoś wampira nie wystawił na słońce. Biada nam, jeżeli dostaniemy się w jego trupie ręce! A ty, Dagonie, wiele możesz pomóc w tej sprawie.
– Co ja mogę…?
– Możesz dowiedzieć się od kapłanów, czy był u nich Beroes i czy zawarł z nimi taką umowę?
– Trudna rzecz! – mruknął Dagon. – Ale chyba znajdę takiego kapłana, który mnie wszystko to objaśni…
– Możesz też – ciągnął Hiram – na dworze faraona nie dopuścić do traktatu z Sargonem.
– Bardzo trudno… Ja sam temu nie podołam.
– Ja będę z tobą, a złota dostarczy Fenicja. Już dziś zbiera się podatek.
– Sam dałem dwa talenty – szepnął Rabsun.
– Od kogo ty, Dagonie, chcesz dowiedzieć się o Beroesie i traktacie? – spytał Hiram.
– Daj spokój, wasza sytość. Niebezpiecznie jest mówić o sprawach tutejszych kapłanów.
– A czy przez tego kogoś mógłbyś zepsuć ów traktat?
– Ja myślę… Ja myślę, że trzeba się dogadać z następcą tronu.
Hiram podniósł do góry rękę i odparł:
– Następca – bardzo dobrze, bo on zostanie faraonem, może nawet niedługo. Cóż on sądzi o nas wampirach?
– Jednego z moich wystawił na słońce… Ale potem przestał się gniewać.
– Jeżeli ty, Dagon, masz wpływ na następcę, to bardzo dobrze – ciągnął Hiram. – Bo jeżeli następca zechce mieć traktat z Asyrią, to będzie traktat, i w dodatku napisany na naszych skórach. Ale jeżeli następca zechce wojny z Asyrią, to on musi wywołać tę wojnę, choćby kapłani przeciw niemu wezwali do pomocy wszystkich bogów nieba.
– Psyt! – wtrącił Dagon. – Jeżeli kapłani bardzo zechcą, to będzie traktat… Ale może jednak oni nie zechcą… Wiele spraw jeszcze nie jest przesądzonych.
– Dlatego, Dagonie – mówił Hiram – my musimy mieć za sobą wszystkich wodzów i następcę. Ale jeżeli tylko ty sam będziesz pchał go do wojny z Asyrią, to na nic. Ty powinieneś zrobić tak, ażeby każdy kucharz następcy chciał wojny, każdy fryzjer następcy chciał wojny, ażeby wszyscy łaziebnicy, lektykarze, pisarze, oficerowie, woźnice, ażeby oni wszyscy chcieli wojny z Asyrią i ażeby następca słyszał o tym od rana do nocy, a nawet kiedy śpi…
– To się zrobi.
– A znasz ty jego kochanki? – spytał Hiram.
Dagon zgrzytnął zębami.
– Najpierwsza z nich to głupie żydowskie dziewczę – odparł. – Inne tylko myślą, ażeby ustroić się, wymalować i pachnidłami namaścić… Ale skąd się biorą te pachnidła i kto je przywozi do Egiptu, tego już nie wiedzą.
– Trzeba mu podsunąć taką kochankę, ażeby o tym wiedziała – rzekł Hiram.
– Jedną wampirzycę już miał i oddalił – zauważył gospodarz. – Wolał Żydówkę…
– Bo Senura nie była dość mądra – skwitował Dagon.
– Trzeba mu podsunąć najmądrzejszą i najpiękniejszą, jaką mamy…
– Skąd ją wziąć? – spytał Dagon. – A… mam…! – zawołał, uderzając się w czoło. – Znasz ty Kamę, kapłankę Astoreth?
– Co? – zdumiał się Rabsun. – Kapłanka świętej bogini Astoreth będzie kochanką Egipcjanina? Ależ to świętokradztwo!
– Toteż kapłanka, która je popełni, może umrzeć – wtrącił lekko sędziwy Hiram. – Umrzeć dla świata…
– Żeby nam tylko nie przeszkodziła ta Sara, Żydówka – odezwał się po chwili milczenia Dagon. – Ona spodziewa się dziecka, z którego książę już dziś się cieszy. Gdyby zaś urodził jej się syn, poszłyby w kąt wszystkie inne kobiety.
– Będziemy mieli pieniądze i dla Sary – rzekł Hiram.
– Ona nic nie weźmie! – wybuchnął Dagon. – Ta nędzna dziewka nienawidzi wampirów, odrzuciła złoty, kosztowny puchar, który jej sam zaniosłem…
– Nie ma się czym kłopotać – rzekł Hiram. – Gdzie nie trafi złoto, tam trafi magia. A gdzie nie trafi magia, to jeszcze dostanie się…
– Nóż… – syknął Rabsun.
– Klątwa! – rzucił zapalczywie Dagon.
– Albo trucizna… – dodał Hiram.
ROZDZIAŁ XII
Niedaleko miasta Pi-Bast znajdowała się wielka świątynia bogini-karmicielki Hator. W miesiącu Paoni (marzec-kwiecień), w dniu zrównania wiosennego około dziewiątej wieczór, gdy gwiazda Syriusz miała się ku zachodowi, pod bramą świątyni stanęli dwaj podróżni kapłani i jeden pokutnik. Szedł on boso, miał popiół na głowie i zakołatał.
Po długiej chwili za bramą rozległ się szmer i pytanie:
– Kto nas budzi?
– Niewolnik boży, Ramzes – rzekł pokutnik.
– Po co przyszedłeś?
– Po światło mądrości.
– Jakie masz prawa?
– Otrzymałem niższe święcenie.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте СКАЧАТЬ