Faraon wampirów. Bolesław Prus
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon wampirów - Bolesław Prus страница 14

Название: Faraon wampirów

Автор: Bolesław Prus

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7773-064-5

isbn:

СКАЧАТЬ nie rozumiał powodów niełaski, które zna każdy oświecony człowiek w Egipcie?

      – Nic nie wiem…

      – Tym gorzej – mówił zakłopotany Tutmozis. – Czy wiesz, że między chłopstwem śpiewają o tobie pieśni, jak uwolniłeś napastników z więzienia, a co gorsza, na dodatek mówią, że gdy nastąpisz po jego świątobliwości, będą zniesione podatki? Trzeba zaś dodać, że ile razy między chłopstwem zaczynano gadać o niesprawiedliwości i podatkach, zawsze następowały rozruchy. Gdybyś zaś pozwolił, opowiedziałbym ci, jak na tę sprawę zapatrują się kapłani…

      – Ależ rozumie się, mów!

      – Otóż jest jeden wielce mądry kapłan, który ze szczytu świątyni Amona zajmuje się obserwacją niebieskich obrotów, i wymyślił on taką przypowieść. Faraon jest słońcem, a następca tronu księżycem. Gdy za świetlanym bogiem z daleka posuwa się księżyc, mamy jasność we dnie i jasność w nocy. Ale jeżeli zdarzy się tak, że księżyc stanie przed słońcem, wtedy robi się zaćmienie, wielki popłoch dla świata.

      – I wszystkie te paplaniny – przerwał mu Ramzes – dochodzą do uszu jego świątobliwości? Biada głowie mojej!

      – Faraon, jako bóg ziemski, wie o wszystkim, ale jest zanadto potężny, aby miał zważać na szepty chłopów. On rozumie, że każdy Egipcjanin odda za niego życie, a ty pierwszy. Uznał jednak, że będzie bezpieczniej nie powierzać ci władzy.

      Po odejściu Tutmozisa następca tronu głęboko zamyślił się, nawet poczuł trwogę.

      Ramzes znał historię swego kraju i pamiętał, że w Egipcie wiele rzeczy przebaczono wielkim. Wielki pan mógł zepsuć kanał, zabić ukradkiem człowieka, drwić po cichu z bogów, brać prezenty od posłów obcych mocarstw. Ale dwa grzechy były niedopuszczalne: zdrada kapłańskich tajemnic i zdrada faraona. Człowiek, który popełnił jedno lub drugie, znikał, czasami po upływie roku, spośród sług i przyjaciół. Ale gdzie się podziewał i co się z nim działo? O tym nawet mówić nie śmiano.

      Otóż Ramzes poczuł, że znajduje się na podobnej pochyłości. Później, kiedy po najdłuższym życiu ojca zostanie faraonem, będzie miał prawo i środki dokonać wielu takich czynów, o których nikt w Egipcie nie pomyślałby bez zgrozy. Ale dziś musi naprawdę strzec się, aby go nie uznano za zdrajcę i buntownika przeciw zasadniczym ustawom państwa. W Egipcie był jeden jawny władca: faraon. On rządził, on stanowił prawa, on myślał za wszystkich i biada temu, kto ośmieliłby się wątpić głośno o jego wszechpotędze.

      Książę zapatrzył się na pagórek, na którym pracowały machiny nawadniające. Ruchy żurawi, zniżających się i podnoszących, nachylenia kubłów, wytryski sikawek były tak rytmiczne, że ludzi, którzy je wywoływali, można było uważać za automaty. Żaden z nich nie przemówił do swego sąsiada, nie zmienił miejsca, nie obejrzał się, tylko pochylał się i wyprostowywał zawsze w ten sam sposób od rana do wieczora, od miesiąca do miesiąca, a zapewne od dzieciństwa do śmierci.

      Cóż za nędzne twory, myślał książę, patrząc na pracę rolników. Oni chcą zrobić mnie wykonawcą swoich przywidzeń! Jakich zmian mogą oni żądać w państwie? Istnieją wszak tylko po to, by służyć Egiptowi swoją pracą i krwią. Takim żałosnym istotkom miałbym poświęcać swe życie?! Nigdy! Przyszły faraon musi znaleźć sobie inną drogę!

      Gniew bił mu do głowy, a upokorzenie przygniatało go na myśl, że on, następca tronu, nie został namiestnikiem dzięki plotkom takich oto istot, całe życie kiwających się nad studniami mętnej wody! Raz jeden nieopatrznie obronił ich przed wampirami i proszę, czym się to skończyło!

      W tej chwili usłyszał między drzewami cichy szelest i delikatne ręce oparły się na jego ramionach.

      – Cóż, Saro? – spytał książę, nie odwracając głowy.

      – Smutny jesteś, panie mój? – odparła.

      – Mam zmartwienie.

      – Powiedz mi je. Zgryzota jest jak skarb dany do przechowania. Póki strzeżemy jej sami, nawet sen ucieka od nas i dopiero wtedy robi się lżej, gdy znajdziemy drugiego stróża.

      Ramzes objął ją i posadził przy sobie na ławce. Zamyślił się, po chwili zaczął mówić:

      – Czy sprawisz, aby jego świątobliwość zrobił wielką wyprawę na Wschód, a mnie mianował wodzem? Czy dasz mi choć aby korpus Menfi, o który prosiłem, albo uczynisz mnie w imieniu faraona rządcą nad Dolnym Egiptem? A czy sprawisz, aby wszyscy poddani jego świątobliwości myśleli i czuli jak ja, jego najwierniejszy?

      Sara spuściła ręce na kolana i smutnie szeptała.

      – To prawda, że tego sprawić nie mogę. Jestem tylko człowiekiem.

      – No właśnie, człowiekiem… – westchnął Ramzes. – Cóż może człowiek? Chyba tylko jedno… Możesz mnie rozweselić – odparł, uśmiechając się. – Wiem, że uczyłaś się tańczyć i grać. Zdejmij więc te powłóczyste szaty, które przystoją kapłankom pilnującym ognia, i ubierz się w przejrzysty muślin jak tancerki fenickie… i tak tańcz, i tak mnie pieść jak one…

      Sara schwyciła go za ręce i z płomieniami w oczach krzyknęła:

      – Ty wdajesz się z takimi wszetecznicami?! Nam, córkom Judy, nie wolno nosić nieskromnych sukien.

      – Ani tańczyć, ani śpiewać? Po cóżeś się tego uczyła?

      – Tańczą nasze kobiety i dziewczęta na chwałę Panu, nie zaś po to, aby w męskich sercach zasiewać ogniste ziarna pożądliwości. A śpiewamy… Zaczekaj, panie mój, ja ci zaśpiewam.

      Sara klękła na murawie u stóp księcia i wziąwszy na arfie kilka akordów, zaczęła:

      – Gdzież jest ten, który by nie miał troski? Gdzie ten, który zabierając się do snu, miałby prawo rzec: oto dzień, który spędziłem bez smutku? Gdzie człowiek, który by kładąc się do grobu, powiedział: życie moje upłynęło bez boleści i trwogi jak pogodny wieczór nad Jordanem.

      Płacz jest pierwszym głosem człowieka na tej ziemi, a jęk ostatnim pożegnaniem. Pełen strapienia wchodzi w życie, pełen żalu zstępuje na miejsce odpoczynku, a nikt go nie pyta, gdzie by chciał zostać.

      Gdzież jest ten, który nie zaznał goryczy bytu?

      Gdzie jest człowiek pewny losu, który niezmrużonym okiem wyglądałby swego jutra? Czy ten, co pracując na roli, wie, że nie w jego mocy jest deszcz i nie on wskazuje drogę szarańczy? Czy kupiec, który bogactwo swe oddaje wiatrom, nie wiadomo skąd przychodzącym, a życie powierza fali nad głębią, która wszystko pochłania i nic nie zwraca?

      Gdzie jest człowiek bez niepokoju w duszy? Jestli nim myśliwiec, który goni prędką sarnę, a spotyka na swej drodze lwa śmiejącego się ze strzały? Jestli nim żołnierz, który w utrudzeniu idzie do sławy, a znajduje las ostrych włóczni i miecze ze spiżu, krwi łaknące? Jestli nim wielki król, który pod purpurą nosi ciężką zbroję, bezsennym okiem śledzi zastępy przemożnych sąsiadów, a uchem chwyta szmer kotary, aby we własnym namiocie nie powaliła go zdrada?

      Przetoż serce ludzkie na każdym miejscu СКАЧАТЬ