Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 13

Название: Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Joanna Chyłka

isbn: 978-83-7976-030-5

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Dlaczego miałby to robić?

      – Jest jej sponsorem. To znaczy… chodzi o finansowanie wyprawy, gwoli ścisłości.

      Mimo że po Chyłce nie było widać zaskoczenia, Oryński przypuszczał, że jest równie zdziwiona jak on. Pokrycie kosztów ekspedycji na Annapurnę to jedno, ale sfinansowanie obsługi prawnej, szczególnie w takiej sytuacji, to zupełnie coś innego.

      A jednak magnat branży TSL zdecydował się na to posunięcie. W dodatku z jego punktu widzenia najwyraźniej sprawa była uzgodniona, mimo że nie zamienił słowa ani z Chyłką, ani z jej partnerem.

      Czy to on mógł stać za porwaniem? Nie, to nie miałoby sensu. Po sprawie z żoną Szlezyngiera i Sakratem Tatarnikowem Awit mógł być dwójce prawników jedynie wdzięczny. Nie tylko wybronili go od zarzutów i ocalili jego firmę, ale przede wszystkim sprawili, że jego córka się odnalazła.

      Poza tym nie musiałby uciekać się do porwania, by nakłonić Żelaznego lub Williama do zajęcia się sprawą. Wystarczyłoby trochę umiejętnego przekonywania i suta zapłata, którą Szlezyngier bez trudu mógłby uiścić.

      Coś tu jednak nie grało. Wizerunkowo dla Awita była to sprawa równie niekorzystna, co dla kancelarii. W przypadku kogokolwiek innego Oryński mógłby podejrzewać, że w grę wchodzi coś więcej – ale Szlezyngier był jednym z niewielu klientów, których Kordian zaliczał do grona porządnych ludzi.

      Żelazny wbijał wzrok w Chyłkę, czekając na wyjaśnienia. Po raz kolejny jednak przeszkodził im dzwonek telefonu – tym razem był to krótki gitarowy riff zwiastujący nadejście esemesa.

      Joanna wyjęła telefon i szybko przeczytała wiadomość, po czym podniosła wzrok na Artura.

      – Więc? – odezwała się.

      – To ja chyba powinienem zadać to pytanie.

      – Jedyne, co powinieneś zrobić, to mi zaufać.

      – Chyba żartujesz…

      Chyłka obróciła się w kierunku drzwi, jakby nagle zaczęło jej się gdzieś spieszyć.

      – Czas na żarty się skończył – powiedziała. – A ja muszę wiedzieć jedną rzecz: będziesz robił problemy czy nie?

      – Tym, kto w tej firmie robi problemy…

      – Raz-dwa, Artur – wpadła mu w słowo. – Deklaruj, czy bierzesz kasę od Awita, czy mam mu powiedzieć, żeby ulokował ją w Dentonsie albo CzMK.

      Nie musiał odpowiadać – po samym jego słabnącym rezonie mogli się domyślić, że Szlezyngier zaoferował niemałą kwotę. Chwilę później dwoje prawników opuściło gabinet imiennego partnera, ale zamiast ruszyć szybkim krokiem w stronę biura Joanny, stanęli na korytarzu.

      Chyłka zamknęła oczy i wsparła się o ścianę.

      – Mamy kurewsko duży problem, Zordon.

      – Wiem.

      – Nic nie wiesz – odparła cicho, podając mu swój telefon.

      Zerknął na wyświetloną wiadomość. Pochodziła od zagranicznego numeru, którego właściciela Kormakowi do tej pory nie udało się zidentyfikować. Znaczyło to ni mniej, ni więcej, że nadawca znał się na rzeczy. Według chudzielca użył kilku sieci VPN, a potem internetowej bramki, z której wysyłał wiadomości. Nie była to specjalnie skomplikowana sztuka – ostatecznie wystarczyło wejść na stronę mmdsmart.com i wymyślić nazwę nadawcy.

      Wszystkie próby nawiązania kontaktu przez Chyłkę okazywały się bezowocne. Komunikacja była jednostronna – i zapewne o to chodziło. Nie było w niej miejsca na negocjacje, rozmowy i upewnianie się, czy istnieje jakakolwiek szansa, by porywacz zmienił zdanie. Otrzymywali od niego jedynie instrukcje.

      Oraz informacje, tak jak teraz.

      „Finansowanie od Szlezyngiera załatwione, kancelaria nie będzie Ci robić problemów” – brzmiała wiadomość.

      – Jakim cudem… – zaczął Oryński, ale zawiesił głos i urwał.

      Chyłka nadal trwała w bezruchu ze spuszczonymi powiekami.

      – Nie wiem – odparła. – Ale związek z Awitem jest solidniejszy, niż przypuszczaliśmy.

      – Romans?

      – Nie, to od razu kazałam Kormakowi sprawdzić.

      – Mógł coś przegapić.

      Oboje wiedzieli, że to właściwie niemożliwe.

      – W takim razie dlaczego Szlezyngier ma zamiar płacić?

      – Nie wiem, Zordon. Ale porywacz najwyraźniej znalazł sposób, żeby go do tego zmusić.

      Zanim Kordian zdążył się nad tym zastanowić, komórka zawibrowała mu w dłoni i znów rozległ się krótki dźwięk gitary elektrycznej. Joanna natychmiast się poruszyła. Oboje spojrzeli na pęknięty wyświetlacz, który Chyłka już dawno powinna wymienić. Widniał na nim kolejny esemes przysłany z zagranicznej bramki.

      „Od tej chwili zegar tyka” – pisał porywacz. „Masz godzinę, by doprowadzić do uwolnienia Kabelis. Jeśli się spóźnisz, mała już nigdy nie będzie taka sama”.

      Chyłka złapała za komórkę, jakby miała zamiar rzucić nią w ścianę. Zaklęła cicho i spojrzała bezradnie na Kordiana. Oboje zdali sobie sprawę z tego, że stali się całkowicie zależni od woli szaleńca. I że od teraz będą ścigać się z czasem.

      7

      Skwer Tarasa Szewczenki, Mokotów

      Paderborn siedział na jednej z ławek przy posągu ukraińskiego poety, rozglądając się nerwowo. Wyszedł z pobliskiego budynku prokuratury okręgowej tylko na moment – i wyłącznie dlatego, że w głosie Chyłki była powaga, której nie mógł zignorować.

      Joanna znała go na tyle, by wiedzieć, jak przykuć jego uwagę. Był solidnym prokuratorem, częstokroć przedkładał ogólnie pojęte dobro nad doraźne korzyści zawodowe i jeśli mogła liczyć na pomoc kogokolwiek, to właśnie Olgierda.

      Podniósł się z ławki, kiedy razem z Oryńskim szybkim krokiem do niego podeszli. Chyłka przykładała komórkę do ucha, po raz ostatni próbując połączyć się z Awitem. Ten jednak z jakiegoś powodu nie odbierał jej telefonów.

      Popatrzyła bezradnie na smartfona, a potem wrzuciła go do torebki i wyjęła paczkę papierosów. Jeszcze zanim zapaliła pierwszego, posłała surowe spojrzenie Paderbornowi.

      Normalnie zaczęłaby od luźnej, uszczypliwej uwagi na powitanie. Tym razem jednak od samego początku miała zamiar dać mu do zrozumienia, że sytuacja jest wyjątkowa.

      – Potrzebujemy twojej pomocy – rzuciła.

      Olgierd schował СКАЧАТЬ