Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 3

Название: Zerwa

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия: Komisarz Forst

isbn: 978-83-8075-483-6

isbn:

СКАЧАТЬ wypisaniem Forsta nie było najmniejszego problemu. Lekarze wprawdzie zaznaczyli, że przez jakiś czas ktoś powinien mieć na niego oko, a on sam musi zgłaszać się regularnie na kontrole, ale nie widzieli powodu, by zajmował jedno ze szpitalnych łóżek.

      Niedługo po tym, jak Wiktor pokazał Wadryś-Hansen książeczkę z cytatem, opuścili gmach głównym wejściem. Dominika skinęła na niego i poprowadziła go w lewo, mimo że samochód zaparkowała po przeciwnej stronie.

      – To nie może być przypadek – mruknął Forst.

      Myślami musiał był gdzie indziej. W przeciwnym wypadku nie obwieszczałby jej tego, co zupełnie oczywiste.

      – Te słowa nie różnią się nawet odmianą…

      Spojrzał na nią, a ona uniosła pytająco brwi.

      – Odmianą?

      – Wszystkie łacińskie wersje Biblii różnią się pewnymi detalami – powiedział, potrząsając głową. – Właściwie nie zdarza się, żeby jakaś fraza brzmiała tak samo. To, co ktoś wyrył na ciele, i to, co miałem w plecaku, pochodzi z tego samego źródła. Nowej Wulgaty.

      Dominika skinęła niepewnie głową.

      – Promulgował ją Jan Paweł II w latach siedemdziesiątych albo osiemdziesiątych, nie pamiętam dokładnie – dodał Wiktor.

      – I skąd wzięła się u ciebie w plecaku?

      – Nie mam pojęcia.

      – Nigdy wcześniej jej nie widziałeś?

      – Tego konkretnego wydania nie – odparł, nagle się zatrzymując. Rozejrzał się i ściągnął brwi. – Twój samochód stoi po drugiej stronie.

      – Nie idziemy do samochodu.

      – A dokąd?

      Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

      – Nie zamierzałeś chyba wchodzić na Rysy z naderwanym więzadłem?

      – Dlaczego nie?

      Pokręciła bezradnie głową, jakby miała do czynienia z młodym aplikantem prokuratorskim, a nie doświadczonym śledczym. Wskazała mu przyszpitalne lądowisko dla helikopterów, a Forst w mig zrozumiał, że tego dnia nie czeka go wspinaczka.

      Ruszyli w stronę policyjnego śmigłowca, który od TOPR-owskiego Sokoła różnił się właściwie tylko barwami i wyposażeniem. Model był ten sam, co bynajmniej nie nastrajało optymistycznie Wadryś-Hansen. Miała w pamięci długą listę awarii i usterek, którym maszyny ulegały na przestrzeni lat.

      Dostrzegłszy ją z oddali, pilot uruchomił wirnik. Płaty zaczęły leniwie się obracać.

      – Pierwszy raz specjalnie po mnie przylatuje śmigło – zauważył Forst. – Pomijając pewien incydent na Solisku…

      – Jest tu po mnie, ty zabierasz się przy okazji.

      – Może nie powinienem.

      – Dlaczego?

      Zatrzymali się kawałek przed niebiesko-białą maszyną.

      – Bo żadne z nas nie wie, co robiłem w ostatnim czasie. Ani jak trafiłem do szpitala.

      – Znaleziono cię nieprzytomnego…

      – Przy Wielkiej Krokwi – przerwał jej. – Tak, lekarze mi mówili. Ale co działo się ze mną wcześniej? Co robiłem? Gdzie byłem? Skąd ta Neowulgata?

      – Sugerujesz, że mogłeś być w górach?

      Wiktor odchrząknął niepewnie.

      – To dość delikatny sposób, by zapytać, czy mam coś wspólnego z tym trupem na Rysach.

      – A sądzisz, że masz?

      Wzruszył ramionami, a Dominika głęboko nabrała tchu. Widziała, że chciał udzielić jej jednoznacznej odpowiedzi, ale nie mógł tego zrobić. Miał absolutną rację, na tym etapie wszystko było możliwe, a Forst nieraz udowodnił, że gotów jest posunąć się dalej, niż powinien.

      Zbliżyła się do niego o krok i spojrzała mu głęboko w oczy.

      – Wszystkiego się dowiemy – zapewniła.

      – Właśnie tego się obawiam.

      Pozwoliła sobie na niewyraźny uśmiech, a potem skinęła głową w stronę helikoptera. Po chwili oboje weszli na pokład po niewielkiej drabince, a jeden z policjantów zasunął za nimi boczne drzwi.

      Wiktor zerknął kątem oka na nogę w ortezie, jakby żałował, że w ogóle zgodził się na jej unieruchomienie. Lekarze wprawdzie upierali się przy szynie, ale udało mu się przekonać ich, że nie jest konieczna.

      Oboje założyli słuchawki, a Wadryś-Hansen znacząco wskazała mikrofon. Forst poprawił go, a potem przypiął się pasem.

      – W plecaku miałem naręcze batonów – rozległ się głos Wiktora w słuchawkach. – Wystarczająco dużo, żeby nie paść po drodze na Rysy i z powrotem.

      – Sprawdzimy twoje ubranie, buty i…

      – Na to już za późno – zaoponował. – Jeśli nawet jakiś kamyk ze szczytu wszedł w podeszwę, do tej pory dawno nie ma po nim śladu.

      – Są inne sposoby ustalenia, co się z tobą działo, Forst.

      – Jakie?

      – Dobrze wiesz jakie – odparła trochę głośniej. – Przepytanie turystów, pracowników TPN-u, sprawdzenie sygnału z twojej komórki i…

      – I to wszystko wziąłbym pod uwagę, gdybym planował zabójstwo na Rysach.

      Przez coraz szybciej obracające się płaty wirnika słyszała go nieco gorzej, ale ostatnie słowa wybrzmiały w jej uszach wyjątkowo donośnie.

      – Naprawdę bierzesz pod uwagę, że możesz mieć z tym cokolwiek wspólnego?

      – W jakimś sensie na pewno miałem. Te słowa nie pojawiły się na zwłokach przez przypadek.

      – Może ścigałeś sprawcę – zauważyła. – Może prowadziłeś własne dochodzenie i trafiłeś na jakiś trop. W tej chwili możliwości jest zbyt wiele, żebyśmy postawili jakąkolwiek hipotezę.

      Wiktor nie odpowiedział, a ona poczuła szarpnięcie, kiedy maszyna oderwała się od lądowiska. Szum zdawał się wszechogarniający i Dominika miała wrażenie, że słuchawki nie tłumią nawet połowy hałasu.

      – Więc co proponujesz? – zapytał Forst.

      – Skupić się na tym, co czeka na nas na Rysach. Wszystko inne to sprawa drugorzędna.

      Przez СКАЧАТЬ