Noc nad oceanem. Ken Follett
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Noc nad oceanem - Ken Follett страница 23

Название: Noc nad oceanem

Автор: Ken Follett

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-7985-063-1

isbn:

СКАЧАТЬ on napisał: Ja pokochałem ciebie.

      Wariat, pomyślała, ale łzy stanęły jej w oczach. Znów chwyciła za długopis: Nawet nie wiem, jak się nazywasz!

      Wręczył jej wizytówkę. Nazywał się Mark Alder i mieszkał w Los Angeles.

      Kalifornia!

      Poszli na wczesny lunch do restauracji dla jaroszy, ponieważ była pewna, że tam nie natknie się na męża: nawet wołami nie zaciągnęłoby się go do wegetariańskiego lokalu. Następnie, ponieważ był wtorek, wybrali się do Houldsworth Hall w Deansgate, gdzie w południe dawała koncert słynna miejska Hallé Orchestra pod batutą nowego dyrygenta, Malcolma Sargenta. Diana była dumna z tego, że jej miasto oferuje gościom takie atrakcje kulturalne.

      Tamtego dnia dowiedziała się, że Mark pisze scenariusze komediowych programów radiowych. Nigdy nie słyszała o artystach, dla których pisał, ale mówił, że są sławni: Jack Benny, Fred Allen, Amos ’n’ Andy. Był również właścicielem rozgłośni radiowej. Nosił kaszmirową dwurzędową marynarkę. Wybrał się do Anglii na długie wakacje, by odnaleźć swoje korzenie: jego rodzina pochodziła z Liverpoolu, portowego miasta kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Manchesteru. Był niewiele wyższy od Diany i mniej więcej w jej wieku, z piwnymi oczami i kilkoma piegami.

      I uważała, że jest po prostu uroczy.

      Inteligentny, zabawny i czarujący. Miał dobre maniery, czyste paznokcie i ładne ubrania. Lubił Mozarta, ale znał też muzykę Louisa Armstronga. A przede wszystkim lubił Dianę.

      To niezwykłe, jak niewielu mężczyzn naprawdę lubi kobiety, pomyślała. Znani jej mężczyźni umizgiwali się do niej, próbowali ją obmacywać, proponowali schadzki za plecami Mervyna, a czasem, żałośnie pijani, wyznawali jej miłość, ale tak naprawdę wcale jej nie lubili: prowadzili zdawkowe rozmowy, nie słuchali, co mówi, i nic o niej nie wiedzieli. Mark był zupełnie inny, co odkryła w ciągu następnych dni i tygodni.

      Dzień po ich spotkaniu w bibliotece wypożyczył samochód i zawiózł ją na wybrzeże, gdzie jedli kanapki na wietrznej plaży i całowali się w koszu na wydmach.

      Miał apartament w hotelu Midland, ale nie mogli się tam spotykać, ponieważ Diana była zbyt dobrze znana: gdyby ktoś zobaczył, jak po lunchu idzie schodami na górę, do wieczora wiedziałoby o tym całe miasto. Pomysłowy umysł Marka znalazł rozwiązanie. Wzięli walizkę, pojechali do nadmorskiego miasteczka Lytham St Annes i zameldowali się w hotelu jako państwo Alder. Zjedli lunch, a potem poszli do łóżka.

      Kochanie się z Markiem było taką frajdą.

      Za pierwszym razem odstawił istną pantomimę, próbując rozebrać się w milczeniu, a ona za bardzo się śmiała, żeby się wstydzić, zdejmując ubranie. Nie martwiła się tym, czy mu się spodoba: najwyraźniej ją uwielbiał. Nie denerwowała się, ponieważ był taki miły.

      Spędzili popołudnie w łóżku, a potem opuścili hotel, mówiąc, że się rozmyślili i nie zostaną. Mark zapłacił za całą dobę, żeby nikt nie szemrał. Podwiózł ją na stację jeden przystanek od Altrincham, więc dotarła do domu pociągiem, tak jakby spędziła popołudnie w Manchesterze.

      Umawiali się w ten sposób przez całe cudowne lato.

      Mark miał wrócić do Stanów na początku sierpnia, żeby pracować nad nowym programem, ale został. Napisał serię skeczy o Amerykaninie na urlopie w Wielkiej Brytanii i co tydzień wysyłał te scenariusze nową pocztą lotniczą Pan American.

      Choć zdawała sobie sprawę, że ich czas się kończy, Dianie jakoś udawało się nie myśleć zbyt wiele o przyszłości. Oczywiście, pewnego dnia Mark wróci do domu, ale będzie tu jeszcze jutro, a tylko tak daleko wybiegała myślami w przyszłość. Z tym było tak jak z wojną: wszyscy wiedzieli, że będzie okropna, lecz nikt nie miał pojęcia, kiedy się zacznie, a dopóki do tego nie doszło, trzeba było żyć i starać się dobrze bawić.

      Dzień po wybuchu wojny powiedział jej, że wraca do kraju.

      Siedziała na łóżku z kołdrą podciągniętą pod biust, tak że jej piersi były odsłonięte: Mark uwielbiał, kiedy tak siedziała. Uważał, że ma cudowne piersi, choć ona sądziła, że są za duże.

      Prowadzili poważną rozmowę. Wielka Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom i nawet szczęśliwi kochankowie musieli o tym rozmawiać. Diana przez cały rok śledziła ten okropny konflikt w Chinach i myśl o wojnie w Europie przejęła ją zgrozą. Tak jak faszyści w Hiszpanii, Japończycy bez skrupułów zrzucali bomby na kobiety i dzieci, a masakry w Chungkingu i Yichangu budziły przerażenie.

      Zadała Markowi pytanie, które było na ustach wszystkich.

      – Jak myślisz, co się stanie?

      Tym razem nie miał na to żartobliwej odpowiedzi.

      – Myślę, że to będzie okropne – rzekł poważnie. – Uważam, że Europa zostanie obrócona w perzynę. Może ten kraj przetrwa, będąc wyspą. Taką mam nadzieję.

      – Och – jęknęła Diana.

      Nagle poczuła lęk. Brytyjczycy nie mówili takich rzeczy. W gazetach pisano o walce, a Mervyn niecierpliwie czekał na rozpoczęcie wojny. Jednak Mark był osobą postronną i jego werdykt, wygłoszony tym swobodnym głosem z amerykańskim akcentem, brzmiał niepokojąco realistycznie. Czy na Manchester spadną bomby?

      Przypomniała sobie coś, co powiedział Mervyn, i powtórzyła to.

      – Ameryka prędzej czy później przystąpi do wojny.

      Mark zaszokował ją, mówiąc:

      – Chryste, mam nadzieję, że nie. Europejskie przepychanki to nie nasza sprawa. Mogę zrozumieć, dlaczego Wielka Brytania wypowiedziała Niemcom wojnę, ale niech mnie diabli, jeśli chcę zobaczyć Amerykanów ginących w obronie pieprzonej Polski.

      Nigdy nie słyszała, żeby przeklinał. Czasem szeptał jej sprośności do ucha, kiedy się kochali, ale to było co innego. Teraz wyglądał na rozgniewanego. Pomyślała, że może trochę się boi. Wiedziała, że Mervyn jest przestraszony: u niego strach przybierał postać zuchwałego optymizmu. Strach Marka objawiał się izolowaniem się od otoczenia i przekleństwami.

      Była stropiona jego nastawieniem, choć mogła zrozumieć punkt widzenia: dlaczego Amerykanie mieliby walczyć za Polskę czy nawet za Europę?

      – A co ze mną? – zapytała i dorzuciła nieco frywolnie: – Nie chciałbyś, żeby zgwałcili mnie jasnowłosi naziści w błyszczących buciorach, prawda?

      To nie było zbyt zabawne i natychmiast pożałowała tego żartu.

      Wtedy wyjął z walizki kopertę i jej wręczył.

      Wyciągnęła z koperty bilet.

      – Wracasz do domu! – zawołała.

      Dla niej to było jak koniec świata.

      – Są tam dwa bilety – rzekł z powagą.

      Jej СКАЧАТЬ