Название: Behawiorysta
Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Триллеры
Серия: Mroczna strona
isbn: 978-83-8075-180-4
isbn:
Mogłaby przysiąc, że Edling się uśmiechnął. Gdyby siedział obok – i gdyby chorobliwie nie pilnował każdego swojego gestu – zapewne pozwoliłby sobie też na to, by protekcjonalnie pokręcić głową.
– Nie widzisz, co się dzieje? – zapytał. – On zbiera armię, a najbardziej niebezpieczne jest to, że jej członkowie nie wiedzą, że weszli w jej skład. Każde kliknięcie to podpisanie się pod tym, co robi.
Trudno było z tym polemizować.
– Rozumiem, że nadal nie namierzyliście połączenia? – dopytał.
– Nie.
– W takim razie jedyny ratunek w Kompozytorze – odparł. – Tym, który siedzi w areszcie. Nie wiem, jak nazywacie tego drugiego.
– Skurwiel.
– To uwłaczające, jakkolwiek adekwatne.
Beata obróciła się na fotelu i spojrzała na drzwi. Edling zapewne powiedziałby, że w myślach wyszła już na zewnątrz i skierowała się prosto do pokoju przesłuchań, gdzie nadal czekał podejrzany.
– Albo coś z niego wyciągniecie, albo pojawi się kolejna ofiara – dodał Gerard. – Trzeciej możliwości, niestety, nie ma.
– Więc chcesz z nim pogadać.
– To było pytanie?
– Nie.
– W takim razie nie muszę mówić nic więcej.
– Mnie nie – przyznała. – Ale ten, kto mógłby cię dopuścić do Kompozytora, nie jest ci tak przychylny.
Edling na chwilę zamilkł. Rozmowa z prokuratorem okręgowym nie wchodziła w grę. Jeśli jej były przełożony spotkałby się twarzą w twarz z Wiesławem Ubertowskim, rezultat mógłby być tylko jeden. I przybrałby magnitudę przynajmniej dziewięciu stopni w skali Richtera.
– Możesz to załatwić – zauważył Gerard.
– Nie. I tak zebrałam cięgi za dopuszczenie cię do śledztwa.
– Niesłusznie. Jestem wam potrzebny.
Właściwie Beata nie potrafiła jednoznacznie przesądzić, czy to prawda. W momentach kryzysu bez wahania zwracała się do dawnego mentora, ale racjonalnie rzecz biorąc, w prokuraturze i policji było wielu dochodzeniowców z większym dorobkiem.
– Czas płynie, Beato.
– I będzie płynął dalej bez względu na to, czy wsiądziesz do tej łodzi, czy nie – odparła. – Nie zdziałam cudów.
– Nie proszę cię o cud, tylko o użycie swojej siły perswazji.
Drejer pokręciła głową i westchnęła.
– Tutaj trzeba manipulacji, nie perswazji. Ubertowski prędzej zatrudni jasnowidza, niż skorzysta z twoich usług.
– Nie oferuję żadnych usług, jedynie pomoc.
Beata spojrzała na ekran komputera, a potem podniosła się z krzesła. Oparła się jedną ręką o blat biurka i pochyliła.
– Posłuchaj – powiedziała. – Nie jestem w stanie nic załatwić. Wierz mi, próbowałam już wcześniej.
– Wierzę.
– Ale możesz coś dla mnie zrobić.
– Co takiego?
– Powiedz mi, na co zwracać uwagę i jak go podejść.
Przez moment Edling zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Jest tylko jeden sposób.
– Jaki?
– Wpuść do jego klatki innego drapieżnika.
Osiedle Klonowe, ul. Krzemieniecka
Gerard rozłączył się, czując na sobie ciężkie spojrzenie żony. Wiedział doskonale, co oznacza, bo widywał je za każdym razem, gdy zbyt emocjonalnie podchodził do prowadzonej sprawy. Tym razem jednak nie miał zamiaru odpuszczać. Jego związku i tak nic nie było już w stanie uratować.
Drejer porozmawia z przełożonym i postara się jeszcze raz przekonać go, by ten dopuścił Edlinga do śledztwa. Gerard nie sądził jednak, by przyniosło to pożądany rezultat. Ubertowski nie wzniesie się ponad osobiste uprzedzenia, nawet jeśli ma przez to ucierpieć dobro sprawy.
Powinien jednak wiedzieć, że jedyny sposób, by wydusić cokolwiek z podejrzanego, sprowadza się do bezpośredniego starcia. W prokuraturze pracowało wielu śledczych, którzy mogliby stawić mu czoła, ale w tej sytuacji potrzeba było kogoś z zewnątrz. Kogoś z niekonwencjonalnym podejściem. Kogoś przygotowanego równie dobrze jak Kompozytor.
– To naprawdę silniejsze od ciebie, prawda? – zapytała Brygida.
Gerard oderwał wzrok od telewizora i spojrzał na nią.
– Altruizm? – zapytał.
– Nie bądź śmieszny.
– W takim razie nie wiem, co masz na myśli.
Żona niemal niezauważalnie zerknęła na syna. Zwykły matczyny odruch, który uświadamiał, że zaraz padną słowa, które w towarzystwie dziecka nie powinny być wypowiadane.
– Wszelkie skrzywienia przyciągają cię jak magnes – zauważyła.
– Nie przeczę.
Popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
– Gdyby było inaczej, nigdy bym się z tobą nie ożenił – dodał Gerard, po czym westchnął i podszedł do przeszklonych drzwi balkonowych. Skrzyżował ręce za plecami i czekał na ripostę, ale żona tylko zaśmiała się pod nosem. Wiedział doskonale, że nie urazi jej takimi uwagami. Efekt zawsze był wprost przeciwny – Brygida potrafiła docenić dobry przytyk.
– Nie wywiniesz się z tego – powiedziała.
Nie musiał na nią patrzeć, by wiedzieć, że uśmiecha się półgębkiem.
– I twoje słodkie słówka niczego nie zmienią.
– Masz dziwne pojmowanie słodkich słówek, ale przyznam, że tkwi w tym pewien urok.
Dawno nie odbyli czulszej rozmowy. W ich przypadku wszelkie przejawy romantyzmu sprowadzały się mniej więcej do takich stwierdzeń – i Edlinga cieszyło, że sytuacja poszła w tym kierunku.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że odgrywają scenkę dla Emila. СКАЧАТЬ