Trawers. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Trawers - Remigiusz Mróz страница 19

Название: Trawers

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия: Komisarz Forst

isbn: 978-83-8075-127-9

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Przestała ścierać i obróciła się do niego. Zobaczył w jej oczach strach. Pomyślał, że to miód na jego serce – w końcu, po tak długim czasie, ona naprawdę nie wyobrażała sobie życia bez niego.

      – Dokąd?

      – Na Ukrainę.

      – Co będziesz tam robił?

      – Mam kilka rzeczy do załatwienia.

      – W sprawie…

      – Nie przejmuj się tym – uciął czym prędzej. – Potem muszę odwiedzić jeszcze kilka miejsc.

      – Ale…

      – To nic niebezpiecznego – zapewnił ją. – Po prostu trzeba domknąć pewne sprawy z przeszłości.

      – Związane z Forstem?

      Kiedy usłyszał to nazwisko, natychmiast się w nim zagotowało. Nie dlatego, że żywił wobec komisarza antypatię. Było bowiem wręcz przeciwnie. Iwo Eliasz wyjątkowo cenił tego człowieka, w pewnym stopniu traktował go jak przyjaciela… nie, nie jak przyjaciela. Jak członka rodziny. Jak brata.

      Tym większy zawód sprawił mu, kiedy pozwolił, by wszystko potoczyło się w taki sposób. Został pokonany, zanim gra na dobre się rozpoczęła. Trafił na Podgórze i gnił tam jak zwyczajny kundel, jeden z tych, którzy nie potrafili w odpowiednim momencie podjąć właściwej decyzji.

      Iwo zaklął pod nosem i pokręcił głową.

      – Nie denerwuj się, nie chciałam…

      – Zamilcz.

      Zrobiła, jak kazał. Niemal pożałował, że tak szybko wykonała polecenie. Chętnie rozładowałby emocje, które zaczynały w nim wzbierać.

      Forst. Dlaczego musiał okazać się taki słaby? Iwo wcześniej był przekonany, że wybrał komisarza, który naprawdę stanie na wysokości zadania. Miał wszystkie niezbędne cechy, odpowiednią determinację i…

      Nie. To, co miał, się nie liczyło. Ważniejsza była druga strona medalu. Prawdziwym atutem Forsta było to, że nie miał nic do stracenia.

      Eliasz się uśmiechnął.

      – Jesteś już daleko myślami.

      – Tak – przyznał.

      – Wracasz w góry?

      Podszedł do niej i wziął ją za rękę. Naprawdę chciał podzielić się z nią wszystkim, co planował. Na tym etapie nie był jednak jeszcze na to gotowy. Problemem nie było ryzyko – lokatorka była tutaj zamknięta i nie miała żadnych szans, by opuścić piwnicę. Kłopot tkwił w barierach, jakie miał Iwo.

      Czasem zastanawiał się nad tym, skąd się wzięły. Przez większość czasu starał się jednak o tym nie myśleć. Był lepszy od innych. Bardziej wartościowy od szarej masy. Miał misję i skrupulatnie ją wykonywał.

      Jakąś cenę musiał zapłacić.

      – Kiedy będziesz z powrotem?

      – Najwyżej za tydzień – powiedział, a potem odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.

      Lokatorka cofnęła się tak, jak wymagały tego zasady. Eliasz otworzył drzwi, a potem obejrzał się przez ramię.

      – Uważaj na siebie – powiedziała.

      Skinął jej głową, po czym wyszedł na korytarz. Zamknął obydwa zamki, przeszedł na górę, a tam zaryglował drugie drzwi. Klucze upchnął do kieszeni. Czuł podniecenie na samą myśl o tym, co zamierzał zrobić.

      Przeszedł do swojego pokoju i zaczął się pakować. W tle słyszał telewizor. Na antenie NSI trwała relacja o ofierze odnalezionej pod Czerwonymi Wierchami. Nie było to zbyt precyzyjne określenie, ale Iwo nie spodziewał się wiele po dziennikarzach, którzy lansowali teorię, jakoby Bestia z Giewontu powiesiła się pod słowackim Szatanem.

      Nie mogli być dalej od prawdy.

      10

      Istniały tylko dwa sposoby, by Forstowi udało się ustalić, gdzie znajduje się Bestia z Giewontu. Właściwie żaden z nich nie był dobry, ale innej możliwości nie było.

      Wiedział, że musi zacząć od zdobycia komórki. W zakładach karnych wbrew pozorom nie było to nader skomplikowane. Telefony często dostarczali członkowie rodziny czy znajomi, przesyłając odpowiednio skonstruowane paczki z drugim dnem. Wprawdzie w celi niełatwo było skorzystać z przeszmuglowanej komórki, ale istniały miejsca, które nadawały się do tego wprost idealnie. Jednym z nich była więzienna szwalnia. W niejednej maszynie osadzeni chowali telefony, a potem wyciągali je, kiedy przychodziła pora pracy. Ciche rozmowy były skutecznie zagłuszane przez kakofonię pracujących urządzeń.

      Forst postanowił zdobyć telefon od tego samego człowieka, który pośredniczył w załatwianiu mu kompotu. Przedstawiał się jako Czachor i trudno było powiedzieć, czy to ksywa czy nazwisko.

      By się z nim rozmówić, Wiktor musiał wyjść na spacerniak. Nie było to najmądrzejsze posunięcie, biorąc pod uwagę, ilu więźniów się tam kręciło, ale skorzystanie z jeszcze jednego pośrednika nie wchodziło w grę. Musiał załatwić to bezpośrednio z Czachorem.

      Wyszedł na niewielki plac i ściągnął poły pomarańczowej kurtki, którą narzucił bodaj po raz pierwszy. Chłód doskwierał wszystkim, ale niewielu zdecydowało się na pozostanie w celach.

      Ci, których Wiktor zdążył poznać, ignorowali go jak zawsze. Problem stanowili pozostali, z którymi dotychczas nie miał styczności. Wszyscy znali go z przekazów medialnych, ale nie wszyscy zdążyli przekonać się, że nie warto go ruszać.

      Próbując wypatrzyć Czachora, starał się nie rozglądać zbyt nerwowo. Raz po raz jednak musiał zerknąć gwałtownie w bok. Cały czas miał wrażenie, że kilku osadzonych na niego dybie.

      W końcu zobaczył tego, na którego czekał. Czachor rozmawiał z dwoma innymi więźniami. Miał na sobie dmuchaną kurtkę z kapturem. Były komisarz zbliżył się i odchrząknął.

      – Mam sprawę – oznajmił.

      Osadzeni odwrócili się do niego i zmierzyli go wzrokiem. Jeden z nich już otwierał usta, zapewne po to, by w niewybrednych słowach go odprawić, ale Czachor szybko uniósł rękę.

      – Spokojnie. Ta kurwa przychodzi tylko w interesach.

      Forst trwał w bezruchu, z kamiennym wyrazem twarzy.

      – Pies to pies. Nie powinieneś…

      – Zamknij ryj – uciął Czachor, a potem skinął na bok.

      Wiktor odszedł z nim kawałek, ignorując ciężkie spojrzenia, które go odprowadzały. Musiał przyznać, że idący obok więzień miał ikrę. Ubijanie biznesu z trędowatymi tego СКАЧАТЬ